poniedziałek, 24 grudnia 2012

08. Wyprawa pełna rumieńców

Na początku chciałabym wszystkim moim czytelnikom życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Świąt! Zdrowia, szczęścia i spełnienia najskrytszych marzeń, a także wielu nowych cudownych anime i równie świetnych mang! :)
A teraz rozdział 8 :)



Minęło kilka tygodni od powrotu Gina. W tym czasie dwójka naszych bohaterów jeszcze bardziej zacieśniała więzi. Z każdym dniem stawali się sobie bliżsi, nauczyli się na sobie polegać i radzić sobie wspólnymi siłami w tym nieprzyjaznym dla samotnych dzieci świecie. Co robili przez te tygodnie? Bawili się, rozmawiali, obrywali ostatnie owoce z drzew i kłócili. Jednak ich spory kończyły się zazwyczaj po kilku minutach wspólnym wybuchem śmiechu i zapomnieniem, co było powodem sprzeczki. A powody były różne, od nieudolności Rangiku, przez jakiś przytyk Gina, aż do straszenia rudowłosej przez Ichimaru.
Rankiem chłopiec wyszedł przed dom i przeciągnął się, by rozprostować kości po niewygodnie przespanej nocy. Czemu niewygodnej? Otóż Rangiku znów rzucała się przez sen i mamrotała coś o cynamonowych babeczkach. Gin spojrzał na swoje nogi, które pokopane we śnie przez dziewczynkę były teraz pełne siniaków.
- Jeszcze raz będziesz tak kopała przez sen, to cię zwiążę – powiedział Ichimaru do rudowłosej, która właśnie wyszła z domu.
- Nie narzekaj, mogłeś się przecież przesunąć – odpowiedziała.
- Nie mogłem.
- A to czemu? – zapytała Rangiku wpatrując się w lecące po niebie dzikie kaczki.
- Bo ja muszę spać razem z moją Ran-chan! – zawołał radośnie i objął ją ramieniem.
- Dlaczego? – spytała zdziwiona.
- Zadajesz za wiele pytań, głuptasie. – Gin wyszczerzył zęby w uśmiechu czekając na reakcję rudowłosej.
Trzask! Matsumoto z gracją otrzepała dłonie. Natomiast Gin chwycił się za głowę.
- Znowu... – zajęczał.
- Bo znowu mnie tak nazwałeś. Poważnie się zastanawiam, czy ty tego nie robisz specjalnie... Może lubisz, jak cię biję? – zapytała chłopca z błyskiem w oku.
- Może... – odpowiedział tajemniczo. – Mam pomysł, co dziś będziemy robić.
- Co takiego? – rudowłosa zapytała niecierpliwie.
- A może ci jednak nie powiem... – zastanawiał się Gin obserwując, jak Rangiku przebiera ze zniecierpliwienia nóżkami.
- Nie trzymaj mnie w niepewności, Giiiin... – Matsumoto zrobiła słodkie oczka.
Srebrnowłosy widząc, jak jej niebieskie duże oczy robią się jeszcze większe i patrzą na niego z niemą prośbą, poddawał się od razu. To była jedyna rzecz, która zawsze na niego działała w takich wypadkach. Gin wziął ją za dziewczynkę za rękę i spojrzał w stronę lasu.
- Pójdziemy dziś do miasta – oznajmił.
- Hura! – zawołała uradowana Rangiku.
Niebieskooka z wypiekami na twarzy rozglądała się na lewo i prawo po kolorowych straganach i stoiskach w mieście. Gin musiał ją mocno trzymać za rękę, bo gdyby na chwilę puścił, był tego pewien, znikłaby mu gdzieś pomiędzy kabaczkami a różowymi parasolkami, których było pełno na sprzedaż.
- Gin, spójrz tam! – mówiła podekscytowana i co chwilę zmieniała obiekt zainteresowania.
Rangiku nigdy wcześniej nie była w mieście, z tego, co pamiętała oczywiście. Wszystko było dla niej nowe, niespotykane. Ogrom barw, tłum ludzi i harmider, jaki panował w tym miejscu oszałamiał dziewczynkę i zachwycał jednocześnie.
- Widzę, widzę... – Gin mruczał pod nosem.
Ichimaru nie lubił takich miejsc, było tu zbyt wielu ludzi. Chłopiec stanowczo wolał spokój i ciszę. Jednak przyszedł tu specjalnie dla swojej małej przyjaciółki. Uznał, że może jej się przydać taka mała wycieczka. Kiedy zauważył, jak oczy Rangiku świecą się na widok wszystkich kolorowych szkiełek, szmatek i innych bibelotów, doszedł do wniosku, że był to świetny pomysł. Pomimo tego, iż nie czuł się w mieście najlepiej, cieszył się szczęściem rudowłosej, która sprawiała wrażenie jakby trafiła do nieba.
- Mhmm... Rangiku? – Gin przywrócił dziewczynkę do rzeczywistości.
- Tak?
- Pomyślałem, że może przydałoby się nam parę cieplejszych ubrań. Zaczyna się robić zimno – powiedział.
- Chyba masz rację  – odpowiedziała dość poważnie. – To idziemy na zakupy! – zawołała a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
     Gin płacił właśnie sprzedawcy za zakupione ubrania, które w większości należały do Rangiku, gdy dziewczynka uśmiechnięta od ucha do ucha nagle spoważniała.
- Gin, skąd miałeś tyle pieniędzy? – zapytała gdy odeszli od stoiska z ubraniami.
- E... No miałem po prostu. – Pytanie Matsumoto go zaskoczyło, było dość niewygodne i nie chciał jej powiedzieć prawdy.
- Po prostu? Jak to po prostu? – dopytywała się rudowłosa.
- Nie rozumiesz? Po prostu to po prostu.
- Nie przegadasz mnie w ten sposób – odparła.
- Jesteś uparta jak osioł. – Gin przybrał inną taktykę, wiedział, że w ten sposób najłatwiej było zmienić temat.
- Jak kto?
- Raczej „co” – odpowiedział uśmiechnięty Gin.
- Jaszczur!
- Małpa!
- Warchlak! – prychnęła Rangiku.
- Och, dziękuję. – Gin ukłonił się przed zaskoczoną dziewczynką. – Wczoraj nazwałaś mnie wychudzonym pajacem – powiedział z drwiną. – Zatem poważnie zgrubiałem od wczorajszego wieczora.
- Błazen – mruknęła rudowłosa, lecz chłopiec zauważył powstrzymywany przez nią śmiech.
     Rangiku i Gin szli dalej uliczkami miasta, mijali ludzi, zbłąkane psy i porozstawiane stragany. Przy jednym z nich rudowłosa gwałtownie się zatrzymała. Patrząc na świeżo upieczone kawałki mięsa i pachnące słodko kuleczki ryżowe chwyciła się za brzuch.
- Gin, jestem głodna....
- Jak zawsze – odpowiedział chłopiec z wszechwiedzącym uśmieszkiem.
- Słyszysz, jak mi kiszki marsza grają? – zapytała i już chciała złapać głowę chłopca i przyłożyć ją do swojego brzucha, gdy odezwał się właściciel straganu.
- Młodzieńcze, takiej uroczej panience się nie odmawia. – Gruby głos zamienił się w rechot.
- Taa... – mruknął Gin. – Rangisiu, urocza panienko wybierz sobie, co chcesz – powiedział ciepło do rudowłosej.
- Gin, jesteś cudowny. Hmm... To ja poproszę... – I tu Rangiku zaczęła wygłaszać całą litanię smakołyków, jakie można było dostać u mężczyzny.
Kiedy miała już ręce pełne najróżniejszych przysmaków, skierowali się oboje w stronę niewielkiego skwerku porośniętego zielenią. Usiedli na niskim murku i zaczęli jeść zakupione smakołyki. Oczy Rangiku świeciły się ze szczęścia. Jedzenie było bez wątpienia ulubionym zajęciem dziewczynki.
- Jedz wolniej, bo się zapchasz – Gin upominał rudowłosą.
- Ne pchechadzaj mijakjem... – wymamrotał niezbyt zrozumiale dziewczynka.
- Jak przełkniesz to powiesz, co miałaś do powiedzenia. – Ichimaru chwycił ostatnie cynamonowe ciasteczko.
- Nie! Ja chciałam je wziąć! – zawołała Rangiku, próbując wyrwać chłopcu słodką kulkę.
- Byłem pierwszy. – Srebrnowłosy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Oj... Gin... Wiesz, jak cię lubię... – Zrobiła maślane oczka i wpatrywała się z uważnie w ciasteczko.
- A co za nie dostanę? – zapytał chytrze chłopiec.
- Co tylko będziesz chciał! – zawołała Matsumoto pochłaniając smakołyk wzrokiem.
- Dobrze... To jutro przez cały dzień będziesz moim niewolnikiem i będziesz spełniała każde moje życzenie...
- Gin! – zawołała oburzona. – Nie będę twoim...
Ichimaru właśnie podnosił ciastko i kierował je do ust. Patrzył przy tym na niebieskooką kątem oka i widział, jak dziewczynka zmaga się sama z sobą.
- Gin... Niech będzie – powiedziała zrezygnowana. – Dawaj! – krzyknęła i wyrwała smakołyk chłopcu.
-Jak dziecko... – Gin pokręcił głową.
- Hmpf... Dorosły się odezwał... Mmm... Pyszne to ciastko. – Rangiku zajadała się cynamonową kuleczką, a na jej buzi pojawił się błogi stan uniesienia.
Gin patrzył na nią uśmiechając się ciepło. Widok rudowłosej delektującej się zwykłym ciastkiem był jedyny w swoim rodzaju. Gdy w końcu pochłonęła swoje trofeum, Ichimaru uśmiechnął się chytrze na myśl o następnym dniu. W jego srebrnej główce już powstawał plan, co do zadań dla Rangiku. Dziewczynka, nieświadoma tego, że jutro przyjdzie jej słono zapłacić za jedno cynamonowe ciastko, promieniała szczęściem i szczebiotała coś o kolejnych atrakcjach.
- Gin, co robi tamten pan koło stawu? – zapytała wpatrując się w mężczyznę w oddali.
- Robi zdjęcia, chyba – odpowiedziała chłopiec.
- Zdjęcia? A co to takiego? – dopytywała się zaciekawiona Rangiku.
- Nie wiesz?
- Niee...
- Hmm... Chodź. – Ichimaru pociągnął dziewczynkę ze sobą w stronę fotografa – Zrobimy ci zdjęcie, to sama zobaczysz.
- Ale nie będzie bolało?
- Ech, głuptasie... Nic nie będzie bolało – uspokajał ją Gin.
- Grrr… Gin.
- Co znowu? – zapytał, udając, że nie wie o co chodzi.
Podeszli do starszego pana, przed którym stała dziwna skrzynka na trzech nogach. Rangiku nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego, dlatego przyglądała się urządzeniu wyraźnie zaciekawiona. Mężczyzna, widząc dwójkę dzieci uśmiechnął się do nich serdecznie i zaczął tłumaczyć im działanie aparatu fotograficznego. Gin wiedział mniej więcej na czym polega robienie zdjęć, lecz dla Matsumoto była to wielka nowość, przysłuchiwała się zatem fotografowi z szeroko otwartą buzią, pochłaniając każde jego słowo, jakby słuchała o czymś niesamowitym. W rzeczy samej, dla dziewczynki takie to było.
- Może zrobię wam zdjęcie, co dzieciaki? – zapytał dobrodusznie mężczyzna.
- Och, byłoby cudownie – zapiała z zachwytu niebieskooka. – Gin! Będziemy mieli zdjęcie!
- Ustawcie się trzy metry od aparatu – powiedział mężczyzna i zerknął na urządzenie, by je odpowiednio ustawić.
Rangiku i Gin stanęli, tak jak polecił im fotograf. Matsumoto była tak przejęta, że stała sztywno, jakby połknęła kij. W dodatku zrobiła śmiertelnie poważną minę. Nie wiedziała, co miał na myśli starszy pan mówiąc, że zrobi zdjęcie, gdy wyleci ptaszek. Nie miała pojęcia, o jakim ptaszku mówi i gdzie się pojawi, więc wpatrywała się uważnie w aparat, by tego go nie przegapić. Ichimaru, widząc postawę swojej przyjaciółki, zaśmiał się cicho, lecz Rangiku tak bardzo przeżywała swoje pierwsze zdjęcie, iż nie zwróciła na to żadnej uwagi. Mężczyzna podniósł wzrok znad korbek i przycisków na aparacie. Spojrzał na dzieci. Uśmiechnął się widząc przejęcie na twarzy małej dziewczynki.
- Chłopcze obejmij swoją dziewczynę – powiedział. – I uśmiechnijcie się, taka śliczna panienka powinna się cały czas uśmiechać. – Po czym pochylił się nad aparatem i pstryknął.
Gin, wedle podpowiedzi fotografa objął Rangiku ramieniem, która słysząc słowa mężczyzny zarumieniła się. Została nazwana dziewczyną Gina. Dziwnie się poczuła, jakoś tak... inaczej? Zawstydziła się jeszcze bardziej, gdy fotograf powiedział, że jest śliczna. Zastanowiło ją to. Do tej pory nie zwracała uwagi na swój wygląd.
- Czy naprawdę jestem śliczna? – zamyśliła się rudowłosa i spojrzała na uśmiechniętego Gina, który rozmawiał z fotografem. – Czy Gin też myśli, że jestem ładna?
Takie myśli zaprzątały główkę rudowłosej, gdy Ichimaru odbierał od mężczyzny dwie odbitki zdjęć. Ich pierwsza wspólna fotografia, na której srebrnowłosy chłopiec obejmuje zawstydzoną dziewczynkę. Rangiku wzięła jedno zdjęcie od przyjaciela i przyjrzała się swojemu wizerunkowi uwiecznionemu na kawałku papieru.
Oglądała zdjęcie z każdej strony, aż w końcu z uśmiechem powiedziała:
- Podoba mi się to zdjęcie.
- Cieszę się – odparł Gin. – To jak, wracamy do naszej rudery? – zapytał srebrnowłosy.
- Wracajmy. – Rangiku chwyciła chłopca za rękę. Ruszyli raźnym krokiem w stronę swojego domu.
Wieczorem, na drewnianej podłodze, pod brązowym kocem leżała dwójka dzieci. Chłopiec obejmował dziewczynkę i szeptał jej do ucha jedną ze swoich historyjek, które zwykł jej mówić przed snem. Rudowłosa słuchała z przyjemnością słów opowieści o starych królach i bohaterach, o księżniczkach i wróżkach. Kiedy chłopiec skończył opowiadać historyjkę o pięknym Narcyzie, okrył dokładniej niebieskooką i myśląc, że ta już śpi cmoknął ją w policzek.
- To łaskocze – zachichotała Rangiku.
- Myślałem, że już śpisz – szepnął chłopiec.
- Jeszcze nie... Gin?
- Tak? – mruknął chłopiec.
- Bo tak sobie myślałam o tym, co powiedział pan fotograf... – zaczęła Rangiku.
- O czym dokładniej? Mówił o wielu rzeczach – Ichimaru dopytywał się śpiącym już głosem.
- Czy myślisz, że jestem ładna? – zapytała nieśmiało.
- Co?
- No czy jestem ładna, bo ten pan powiedział...
- Wiem, co powiedział – odparł Gin zaskoczony pytaniem dziewczynki.
- No i? Jestem ładna?
Gin obrócił swoją twarz w jej stronę i zaczął się przyglądać Rangiku, by specjalnie odwlec odpowiedź w czasie. Położył dłoń na jej jasnych włosach i jeden z kosmyków owinął sobie wokół palca. Następnie pogłaskał policzek dziewczyny kciukiem, od brwi do ust. Rudowłosa zarumieniła się od tej niewinnej pieszczoty, czego Gin nie mógł zauważyć w ciemnościach. Matsumoto czekała na odpowiedź chłopca niczym na wyrok. Chciała być ładna. Chciała być piękna w jego oczach.
- Gin… - szepnęła ponaglająco.
- Tak, Rangiku. Jesteś ładna – powiedział cicho.
Rangiku z westchnieniem ulgi ułożyła głowę na ramieniu chłopca. Miała kolejny powód do szczęścia w swoim krótkim i biednym życiu, a każdy z tych powodów nieodłącznie wiązał się z Ichimaru.
- Dobranoc Gin – wymruczała sennie i przymknęła powieki.
- Kolorowych snów – odpowiedział chłopiec.
Rangiku, choć nie widziała jego twarzy, była pewna, że zagościł na niej ten charakterystyczny uśmiech - rozciągający się od ucha do ucha. Lubiła jego uśmiech, był taki... Rangiku zapadła w spokojny sen, wtulona w ramię chłopca, który nawet we śnie nie zmieniał wyrazu swej twarzy. 

*
W I i II Święto powinny pojawić się kolejne rozdziały, chyba że będę miała w domu potop gości :) Ostatnio sporo się zmieniło w moim życiu osobistym, przez co powstało opóźnienie w aktualizacji bloga, jednak już sobie wszystko ułożyłam. Jestem już po przeprowadzce, więc będę miała więcej czasu, by zająć się tym, co lubię, więc od stycznia możecie liczyć na coś więcej na blogu :)

Całuję Was i życzę jeszcze raz wszystkiego najlepszego!





środa, 28 listopada 2012

07. Z górki...



Przed domem stała dwójka dzieci. Dziewczynka szlochała wtulona w srebrnowłosego chłopca. Z ciemnych chmur nad ich głowami zaczął padać deszcz, jednak ani Rangiku ani Gin nie mieli ochoty ruszyć się z miejsca. Krople zaczęły opadać z nieba na ziemię, na Matsumoto i Ichimaru, mocząc ich. Po rudych włosach dziewczynki spływały strumienie wody, jednak dla niej nie miało to znaczenia, przytuliła się czołem do czoła chłopca.. Czuła, jak wszystkie ponure myśli i smutek goszczące w sercu są powoli zmywane przez deszcz. Od Gina, pomimo padającego deszczu, wyczuwała bijące ciepło i to jej wystarczało. Chciała zapomnieć o ostatnich dwóch dniach, wymazać je z pamięci, jednak musiała wiedzieć, czemu ją zostawił.
- Gin... – Chłopiec usłyszał jej głos.
- No co?
- Dlaczego? – zapytała cicho.
- Musiałem – odpowiedział.
- Nie rób tego więcej...
Gin nie odpowiedział, tylko objął ją mocniej. Widok Rangiku - całej i zdrowej - przyniósł mu ulgę. Martwił się o nią, gdy musiał zostawić ją na tych kilka dni. Mokra grzywka zakrywała mu oczy, czuł ból w boku, ale był to dobry ból, dzięki niemu wiedział, że żyje. Że to spotkanie z Rangiku nie jest snem.
- Gin? – Dziewczynka czekała na jego odpowiedź.
- Jesteś silna Rangisiu – odpowiedział, lecz wiedział, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała rudowłosa. – Chodźmy do domu, bo jeszcze mi się rozchorujesz.
Gin pociągnął rudowłosą za sobą do budynku, w którym może nie było najcieplej, jednak tutaj przynajmniej nic nie padało im na głowy. Rangiku stała na środku izby i nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie wyszła do końca z marazmu, w który popadła po zniknięciu Ichimaru, pomimo że chłopiec stał obok niej, nie wierzyła w jego obecność do końca. Srebrnowłosy widząc, że Matsumoto wrosła w podłogę chwycił ją za rękę i posadził obok paleniska, następnie chwycił koc i narzucił jej na plecy. Jednym z rogów brązowego okrycia zaczął energicznie wycierać mokre włosy dziewczynki.
- Jak się rozchorujesz, to żeby potem nie było na mnie – powiedział wesoło, by przerwać ciszę.
- A na kogo ma być? – zapytała po chwili z wyrzutem niebieskooka.
- Nie na mnie – odparł chłopiec.
- Na ciebie, trzeba było nie wychodzić. Gdzie byłeś?
- Daleko – odpowiedział zamyślony.
Gin nieświadomie syknął z bólu i złapał się za bok. Rangiku od razu to zauważyła i spojrzała mu w oczy z determinacją.
- Co ci jest? – zapytała sucho.
- Nic takiego. – Ichimaru próbował się uśmiechnąć, lecz nie bardzo mu to wychodziło.
- Tym mnie nie spławisz. Przecież widzę, że coś jest nie tak. – Dotknęła ręką przewiązanego boku chłopca.
- Ach, to tylko małe draśnięcie, nic wielkiego – przekonywał dziewczynkę nieporadnie drapiąc się przy tym w głowę.
- Gin... – Rangiku spojrzała groźnie na chłopca – Pokaż!
- To zabrzmiało jak rozkaz – odparł urażony chłopiec.
- Bo to był rozkaz! – krzyknęła na srebrnowłosego coraz bardziej zdenerwowana.
- Żadna dziewczyna nie będzie mi rozkazywać – powiedział Gin z pełną powagą, lecz w środku cieszył się, że Rangiku w końcu zachowuje się normalnie.
- Małpo! Pokazuj! – Nie czekając, aż chłopiec sam pokaże ranę, zabrała się za odwiązywanie pasa u jego boku.
- Ej! – zakrzyknął chłopiec. – Dobrze, jak tak bardzo chcesz to ci pokaże – powiedział niechętnie.
- Ha! – Okrzyk triumfu wydobył się z dziewczęcych ust.
Gin powoli zdjął górną część ubrania, potem opatrunek, który zrobił wcześniej z oderwanego rękawa. Matsumoto wpatrywała się przerażona w długą ranę na boku chłopca. Niepewnie dotknęła palcem pręgi ciągnącej się od kręgosłupa do brzucha. Niebieskie oczy dziewczynki napełniły się łzami.
- Gin, co ci się stało? – spytała cicho, jakby głośne wypowiedzenie tego pytania miało przysporzyć chłopcu więcej bólu.
- Mówiłem ci, że to nic takiego – odparł zawstydzony Ichimaru.
Spoglądał z góry na Rangiku, która klęczała przed nim i delikatnie dotykała jego rany. Był pewien, że dotyk przyniesie więcej cierpienia, ale postanowił znieść to po męsku. Zdziwił się jednak, gdyż nie odczuwał większego bólu a wręcz przeciwnie. Muskanie palców Matsumoto przynosiło mu ukojenie, wszystko ustępowało. Niebieskooka spojrzała mu niepewnie w oczy.
- Wybacz, nie powinnam dotykać – cofnęła rękę.
- Nie – odpowiedział szybko. – Nie przerywaj, proszę – powiedział cicho chłopiec.
- Na pewno?
- Taa...
 Ichimaru położył głowę na kolanach dziewczynki. Był bezpieczny. Nie był sam. Ból ustępował dzięki Rangiku. Gin uśmiechnął się do niebieskookiej, gdy ta delikatnie masowała okolice rany na boku chłopca. Srebrnowłosy zapadł w błogi sen. Spokój, jaki na niego spłynął w tej marnej chatce u boku jego małej przyjaciółki pozwolił mu znów poczuć się człowiekiem.

- Gin! Zabieraj tą rękę – rudowłosa krzyknęła chłopcu do ucha. – Dusisz mnie!
Ichimaru uchylił jedną powiekę i ujrzał wściekłą twarz swojej towarzyszki. Uśmiechnął się i zsunął rękę trochę niżej, by nie udusić Rangiku.
- Nie złość się. Złość piękności szkodzi.
- Jak mam się nie złościć, jak mnie dusisz?!
Matsumoto pomimo tego, co mówiła była szczęśliwa, nawet z tego, że Gin ją trochę przydusił w czasie snu. Dlatego, iż to był właśnie on – Gin.
- Gin?
- ... – Mruknięcie rozległo się gdzieś z ust srebrnowłosego, które były wtulone w rude włosy dziewczynki.
- Kto ci to zrobił? – zapytała Matsumoto.
- Niedźwiedź – odpowiedział śpiącym głosem Gin.
- Co?! – Rangiku się zerwała. – Nie mów, że do tego goniły cię osy – powiedziała przerażona.
- Żadnych os nie było – odparł chłopiec lekko zdziwiony.
- Uff... – Rangiku opadła na posłanie wzdychając z ulgą.
- O co ci chodziło z tymi osami? – zapytał Ichimaru ziewając przy tym.
- Bo jak cię nie było, to życzyłam ci, żeby zaatakował cię niedźwiedź i aby osy cię pogoniły.
- Aha, czyli aż tak źle mi życzysz? – zapytał z udawaną smutną miną.
- Tak – fuknęła Matsumoto i wstała. – Dość tego leżenia. Wstawaj i idź i po coś do jedzenia.
- Czemu ja? – zapytał Gin.
- Bo tak.
- Nie pójdę.
- Pójdziesz... – na czole Rangiku pojawiła się drgająca żyłka.
- Ale ja nie chcę.
- Masz iść. Ichimaru Ginie ty nieznośna małpo! – krzyczała na chłopca. – Idź, albo nie odpowiadam za siebie! Jestem głodna! Nie jadłam od kilku dni! – Rangiku trochę skłamała, lecz uznała, że jakaś kara Ginowi się należy. Widząc, że Matsumoto nie żartuje podniósł się i przeciągnął. Przetarł oczy i głośno ziewnął, chcąc w ten sposób zademonstrować rudowłosej, że musi trochę poczekać, zanim on będzie gotów gdziekolwiek pójść.
- Gin! Padalcu!
- Już idę... – wymamrotał niechętnie i wyszedł powoli z domu. – A mała dieta i tak ci na pewno nie zaszkodziła – dodał w drzwiach i pobiegł w stronę drzew.
- Gin Ginie! – zawołała Rangiku i pobiegła za nim gotowa zrobić mu krzywdę.
Ichimaru bawił się wyśmienicie doprowadzając Rangiku do złości. Lubił ją gdy się złościła, była wówczas taka zabawna. Taka prawdziwa...
Kiedy Rangiku zaspokoiła głód i zemściła się na Ginie, usiadła na przewróconym drzewie przed domem. Wystawiła twarz do słońca i cieszyła się ciepłymi promieniami grzejącymi jej twarz. Udała, że nie widzi Ichimaru, który do niej podszedł z miną winowajcy. - Niech się pomęczy – pomyślała Rangiku złośliwie i dalej wygrzewała się w słońcu.
- Ekhm. – Gin chciał jej coś powiedzieć, lecz nie bardzo wiedział, jak zacząć. Odpowiedziała mu wymowna cisza.
-Wygrzewasz się jak kotka w słońcu – powiedział w końcu. - Nie to miałem mówić! – krzyknął na siebie w myślach.
- A to źle? – zapytała Rangiku nie patrząc na chłopca.
- Nie, nie.
- No właśnie.
Gin przestępował z nogi na nogę. W końcu bez słowa wyjął z kieszeni niewielką paczuszkę i wyciągnął ją w kierunku dziewczynki. Matsumoto zauważyła ją, lecz uparcie udawała, że nie zwraca na to najmniejszej uwagi.
- Rangisiu, to dla ciebie – wydusił z siebie w końcu chłopiec.
- Och... – Matsumoto udała zdziwioną. – Co to?
- Spóźniony prezent urodzinowy – odrzekł Gin.
- Ojej! Możesz go rozpakować? – zapytała podekscytowana dziewczynka.
- Sama nie chcesz?
- Nie, ty to zrób – powiedziała Rangiku. – Szybko!
Gin uśmiechnął się do niej i rozwinął papier. Wyciągnął ze środka różowy szalik, podał go zaskoczonej Matsumoto, która odruchowo wyciągnęła po niego rękę.
  
- Wszystkiego dobrego – powiedział Gin.
- Dziękuję! Gin, on jest śliczny! – Matsumoto zerwała się z drzewa i podskoczyła ze szczęścia.
- Cieszę się, że ci się spodobał.
- Jest cudowny. Nigdy niczego nie dostałam. Ten prezent jest... – Rangiku ze szczęścia zabrakło słów – …cudowny!
Matsumoto rzuciła się chłopcu na szyję i ucałowała go w policzek. Ichimaru złapał ją w pasie i podniósł ją kilka centymetrów w górę i zaczął się obracać z Rangiku w ramionach. Oboje głośno się śmiali, szczęśliwi, że są razem. Rude włosy dziewczynki wirowały razem z nimi pod wpływem delikatnego wiatru wiejącego od wschodu. Kiedy Ginowi cały świat rozmywał się przed oczami i nie widział nic prócz roześmianej twarzy niebieskookiej, upadł na plecy chroniąc przyjaciółkę przed uderzeniem. Potem objęci razem stoczyli się z górki ciągle śmiejąc się w głos. Zatrzymali się w dolince. Rangiku głośno oddychała chichocząc przy tym jak nienormalna, Gin również był wesoły. Dziewczynka położyła chłopcu głowę na ramieniu i próbowała uspokoić oddech.
  
- Gin, chcę jeszcze – wyszeptała srebrnowłosemu prosto do ucha.
Ichimaru uśmiechnął się, czując przyjemny dreszcz przechodzący przez jego ciało, gdy poczuł na swojej szyi gorący oddech Rangiku.
- Ja też – odpowiedział Gin i pomógł wstać rudowłosej. – Chodź!
Rangiku przyjęła wyciągniętą dłoń chłopca i poszła za nim pełna ufności i pewności, że wszystko będzie dobrze.

 ***
Przepraszam, że tak rzadko ukazują się rozdziały, ale zbyt wiele się dzieje w moim życiu. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu wszystko mi się wyjaśni, wtedy będę miała więcej czasu :) Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod postami! :)

środa, 14 listopada 2012

06. Wspomnienia rozpaczy.



Nocą przez rozległe równiny i lasy, omijając miasta podążał chłopiec. Jego srebrne włosy jaśniały w blasku księżyca. Spieszył się. Chciał jak najszybciej zakończyć sprawę i wrócić do Rangiku, którą zostawił śpiącą.
Promienie wschodzącego słońca padały przez okno na twarz śpiącej dziewczynki. Rangiku przeciągnęła się leniwie i położyła na drugim boku bardzo powoli uchylając powieki. Przespała spokojnie całą noc i nie miała jeszcze ochoty wstawać, tylko że światło niemiłosiernie raziło ją w oczy. Matsumoto, jeszcze na wpół śpiąc, podciągnęła kolana pod brodę. Próbowała sobie przypomnieć sen, z którego przed chwilą wybudziło ją poranne słońce.
- Gin, śniło mi się, że gdzieś poszedłeś i nie wróciłeś – wymamrotała ziewając przy tym.
Kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi usiadła i rozejrzała się wkoło. Nigdzie nie widziała Ichimaru. Lęk, który nagle w nią wstąpił, poderwał ją na nogi. Wybiegła na zewnątrz.
- Gin! Gin! – wołała z nadzieję, że chłopiec wyszedł na zewnątrz i zaraz się przed nią pojawi.
- Gin… - wyszeptała. – To nie był sen? – Rozległo się głuche pytanie, lecz nie udzielono na nie odpowiedzi.
W niebieskich oczach zabłysnęły łzy. Dziewczynka pobiegła za dom ciągle wołając imię chłopca. Obeszła budynek  dookoła, dotarła nawet do drzew owocowych, z których dzień wcześniej Ichimaru zrywał owoce. Nie chciała dopuścić do świadomości, że wieczorne odejście Gina nie było tylko snem. Jednak cichy głosik w głowie Matsumoto powtarzał uparcie: „Odszedł. Zostawił cię. Nie wróci. Jesteś sama. Sama…”
Kiedy dotarło do niej, że nigdzie go nie znajdzie usiadła na progu rozpadającego się domu. Łzy powoli wypływały z niebieskich dziewczęcych oczu i spływały po bladych policzkach wprost do drżących ust.
- Gin! Gin. Gin. Dlaczego? – Setki pytań krążyły jej po głowie, lecz wszystkie sprowadzały się do jednego – do Ichimaru i jego odejścia. Szloch wstrząsnął drobną dziewczynką, która ponownie została sama na świecie. Matsumoto objęła kolana trzęsącymi się ramionami i podciągnęła je pod brodę. Zwinęła się w kłębek zamykając się na świat. Chciała zniknąć, nie istnieć, by nie odczuwać tego zawodu, cierpienia i samotności.
- Boję się... – chlipnęła cicho – Giiin!!! – Rozdzierający krzyk dziewczynki rozległ się po okolicy. Był pełen rozpaczy, jednak nikt na niego nie odpowiedział. Nikogo przy niej nie było. Zabrakło Ichimaru, który przez kilka ostatnich dni sprawił, że jej niewielki świat kręcił się tylko wokół niego.

Gin biegł już kilkanaście godzin, co jakiś czas robił sobie krótkie przerwy, by odpocząć. Wieczorem dotarł do miasteczka w piątym okręgu wschodniego Rukongai. Ludzie nosili tutaj piękne stroje, wszyscy byli uśmiechnięci i rozmawiając ze sobą - głośno się śmiali. Ichimaru przyglądał się osobom, które mijał. Było tu zupełnie inaczej niż w okręgach, w których ostatnio przebywał, gdzie panowała bieda. Różnica rzucała się w oczy, były to dwa różne światy.
Pewien mężczyzna przyglądał się chłopcu. Próbował sobie przypomnieć, gdzie już widział tę twarz, gdyż wydawała mu się znajoma. Kiedy Gin zorientował się, że jest obserwowany wszedł w największy tłum i klucząc między straganami zgubił śledzący go wzrok. Pomyślał, że musi być ostrożniejszy, zwłaszcza w piątym okręgu Rukonkgai. Przeszedł przez miasteczko, starając się jak najmniej rzucać w oczy,  po czym skierował się boczną drogą na pobliskie wzgórze. Stało tam kilka pięknych domów wybudowanych w japońskim stylu. Kilkupiętrowe pałacyki dumnie wznosiły się nad miasteczkiem sprawiając wrażenie, jakby wszystko poniżej stanowiło jedynie marne odbicie ich wspaniałości.

Gin miał cztery lata. Razem z piękną kobietą trzymającą w ramionach małe dziecko wspinał się tą samą drogą. Towarzyszyło im kilka osób, które były ich  osobistą ochroną. Srebrnowłosy śmiał się głośno i żywo gestykulował, żeby rozśmieszyć kilkumiesięczne dziecko. Maluch gaworzył wesoło w objęciach matki.
- I tam był taki mały ptasek – gawędził wesoło Gin, pokazując kciuk, by zilustrować wielkość zwierzątka. – I  rzucałem mu nasionka, któle dał mi stlaznik i ten ptasek jadł te nasionka. A potem  poleciał do swojej mamusi! – zakończył podekscytowany czterolatek.
Kobieta spojrzała z uśmiechem i pogłaskało go po jasnych włosach.
- Dlacego idziemy do wujka Iwao? – zapytał po chwili chłopiec.
- Czasami należy odwiedzać krewnych i składać im grzecznościowe wizyty. Nie cieszysz się? – zapytała, odgarniając czarne pasmo włosów, które opadło jej na twarz.
- Nie – odparł krótko.
- Czemu? – Spojrzała zadziwiona na chłopca.
- Nie lubię go. – Ostry ton głos dziecka zdziwił kobietę jeszcze bardziej.
- Och… Gin, rozumiem cię, ale czy mógłbyś coś dla mnie zrobić? – zapytała.
- Dobze! A co takiego? – wykrzyknął zadowolony, że może spełnić życzenie swej opiekunki.
- Zagrajmy w zabawę, kto lepiej będzie udawał, że lubi wujka Iwao. Zagram razem z tobą, co ty na to? – zapytała konspiracyjnym szeptem. – Zwycięzca dostanie nagrodę.
- A jaką? – Oczy chłopca zaświeciły się z podekscytowania na myśl o nagrodzie.
- Niespodzianka, ale obiecuję, że ci się spodoba. To jak, zgoda?
-Tak! – wykrzyknął chłopiec i pobiegł na krótkich nóżkach w stronę domu, który znajdował się na samym szczycie wzgórza.

Gin stał w cieniu wysokiego drzewa i przyglądał się domowi, który tak dokładnie pamiętał z przeszłości. Przypomniał sobie także, jak jego wuj Iwao płakał na pogrzebie Pani Moriko. Kilka dni wcześniej wspinał się z nią tą drogą, zaraz potem nastąpiła jej nagła choroba i śmierć. Ichimaru zacisnął dłonie w pięści.

            Tłum ludzi, których nie znał, tłoczył się wokół łóżka czarnowłosej. Jej mały synek płakał w kołysce, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrzeni byli w śpiącą kobietę. Gin zaczął kołysać dziecko, by przestało płakać. Jemu samemu  łzy również płynęły z oczu, lecz nie wiedział dokładnie czemu tak się dzieje. Atmosfera w domu czterolatka była bardzo przygnębiająca, wszyscy milczeli. Ichimaru instynktownie wyczuwał ,że coś jest nie tak, jak być powinno. Brakowało mu śmiechu i szczebiotu czarnowłosej, który zazwyczaj roznosił się po całym domu. Do chłopca podszedł otyły mężczyzna. Płakał.
- Och, Gin... Jakie biedne z ciebie dziecko, najpierw twoja matka, teraz Pani Moriko. Już nigdy więcej jej nie zobaczysz, nigdy więcej cię nie przytuli, nigdy…
- Dość! – Przerwał szczupły mężczyzna odziany w  czarne kimono. – Iwao, zostaw go. – Mężczyzna z bólem na dwójkę małych chłopców, odwrócił się i odszedł. Jego jasne włosy miały ten sam odcień, co u nieświadomego niczego czteroletniego dziecka.

Gin do tej pory pamiętał wyraz twarzy Iwao, gdy ten niby mu współczuł, lecz to nie było w tym za grosz szczerości, tylko drwina i podszyta samozadowoleniem.
- Zapłacisz za to. – W wieczornych ciemnościach zajarzyły się dwa czerwone ogniki. – Za wszystko…
Ichimaru czekał do późnej nocy, kiedy to w domu pogasły wszystkie światła. Wtedy zakradł się do środka przez uchylone okno.

Rangiku, zmęczona płaczem, zasnęła na progu domu. Po kilkugodzinnym spaniu na niewygodnym, twardym kawałku drewna, obudziła się cała obolała.
- Ał, boli! – jęknęła.
Wszystkie  mięśnie napięte podczas snu, pulsowały teraz tępym bólem. W dodatku czuła, jakby miała głowę z ołowiu, tak była ciężka. Płacz pozostawił po sobie ból głowy, podpuchnięte i piekące oczy a także suchość w gardle, która spowodowała chrypkę.
- Przeklęty Gin – mruknęła Matsumoto, wstając bardzo powoli, gdyż każdy ruch nogą, czy ręką powodował nieprzyjemne kłucie w mięśniach. – Niech on tylko wróci. – Pogroziła nieobecnemu małą piąstką w powietrzu. Jednak po chwili, gdy pomyślała, że chłopiec nie wróci, znów poczuła dojmujący smutek i napływające do oczu łzy, które niemiłosiernie piekły.
- Nie będę płakała! – krzyknęła potrząsając głową. – Nie mogę – powiedziała sobie.
Weszła do domu i rozejrzała się. Niedaleko wiaderka z owocami zauważyła wyszczerbiony dzbanek. Wzięła go do ręki i przyjrzała mu się dokładnie. Nie był dziurawy, więc zabrała go ze sobą i wyszła z domu.
- Głupi Gin! Jak on mógł mnie zostawić?! Teraz będę sama... – mówiła do siebie, idąc w stronę drzew owocowych. – Z kim się będę bawić i rozmawiać? A może... Może on przestał mnie lubić i dlatego sobie poszedł? – zastanawiała  się Rangiku. – Dureń i idiota! Mam nadzieję, że pogoni go niedźwiedź, a potem zostanie pokąsany przez osy! Głupi Gin!
Matsumoto biła się z myślami. Obrzucając Ichimaru wyzwiskami czuła, jakby był obok i słuchał jej w rozbawieniu. Miała nadzieję, że zaraz pojawi się tuż przed nią, nazywając ją „małym głuptasem”. Rangiku w taki sposób wypierała ze świadomości fakt, że chłopca przy niej nie ma. Gdzieś w środku odczuwała pustkę, lecz na siłę próbowała ją zapełnić krzykami. Zdążyła nad ranem wylać morze łez, jednak teraz nie miała już siły płakać. Brakowało jej na to sił. Matsumoto weszła w etap wszechogarniającej złości na wszystko i wszystkich, a przede wszystkim na jednego chudzielca, który przepadł bez słowa.
- To przez tego bałwana boli mnie głowa – marudziła. – Może sobie nie wracać, nie zależy mi wcale – mówiła, lecz serce czuło coś zupełnie innego. Zaprzeczała sama sobie, by przetrwać.
Rudowłosa trafiła na mały strumyk, z którego nabrała wody do glinianego dzbanka. Następnie spojrzała na swoje odbicie w wodzie i przypomniało się jej, jak Gin nazwał ją czarownicą.
- Teraz wyglądam, jak prawdziwa czarownica – mruknęła.
Dziewczynka zanurzyła dłonie w zimnej wodzie i opłukała twarz. Poczuła tysiące ostrych igiełek wbijających się w skórę. Bolało, ale po chwili poczuła ulgę. Podniosła dzbanek z wodą i skierowała się z powrotem w kierunku domu. Szła z pochyloną głową, powoli stawiając nogę za nogą. Po drobnej twarzy znów płynęły łzy, które opadały na zaschniętą ziemię pod jej stopami.

Ranek następnego dnia był pochmurny i zimny. Oddech zamieniał się w kłęby pary unoszącej się do samego nieba. Gin ostatkiem sił dotarł do jeziora. Był daleko od domu, do którego zakradł się nocą. Położył się na brzegu i ciężko oddychał. Przez ostatnie trzy godziny biegł, ile miał sił w nogach. Teraz już nie był w stanie zrobić ani kroku więcej. Leżał na plecach i wpatrywał się w chmury na niebie.
- Lis – szepnął i zasnął.
Kiedy słońce znajdowało się nad chłopcem, w samo południe, Gin poczuł pieczenie na twarzy. Otworzył oczy i podniósł się powoli. Spojrzał na swoje ręce ze strachem i podszedł do jeziora. Zaczął je energicznie szorować, by pozbyć się krwi. Dłonie chłopca były pokryte czerwienią podobną do tej, która przelewała się niekiedy w jego źrenicach. W pewnym momencie Ichimaru syknął z bólu. Chwycił się za lewy bok. Wyczuł źródło bólu, którym było stwardnienie ciągnące się od kręgosłupa przez bok aż do brzucha. Gin oderwał rękawy. Jeden z nich zmoczył w zimnej wodzie i zrobił sobie z niego okład, drugim natomiast przewiązał się, by ścisnąć bolący pas ciała. Następnie ruszył powoli w stronę miasteczka, w którym miał jeszcze coś do załatwienia.
Rangiku przeżyła pierwszy dzień nieobecności Gina płacząc i wyzywając go najgorszymi przezwiskami, jakie znała. Noc spędziła przed domem. Okryła się brązowym, dziurawym kocem i wpatrywała się w ciemność. Nie zmrużyła tej nocy oka, nie potrafiła, gdy Gina nie było obok. Zdążyła się już przyzwyczaić, że zasypia, gdy chłopiec jest obok. Jego obecność sprowadzała na nią sen, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Bez niego nie potrafiła się już ułożyć spokojnie do snu. Czekała. Po nocy przyszedł ranek, a ona ciągle siedziała na progu drewnianego domu. Nie płakała, nic nie mówiła, tylko wpatrywała się tępo w przestrzeń przed sobą. Delikatny wiatr poruszał liśćmi drzew, które spadając, wirowały w powietrzu. Rudowłosa  przyglądając się im spędziła tak cały poranek. Koło południa poczuła ssanie w żołądku zwiastujące głód, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Wieczorem, zmęczenie i głód zaczęły doskwierać jej jeszcze bardziej. Pomimo tego ciągle siedziała w miejscu. Nie ruszała się stamtąd, ponieważ nie miała powodu by to robić. W chwili, kiedy zrozumiała, że Gin odszedł i nie wróci, wszystko straciło dla niej jakikolwiek sens. Choć odczuwała głód nie miała ochoty jeść, choć była śpiąca, nie potrafiła zasnąć. Ze zmęczenia i głodu zaczęło się jej kręcić lekko w głowie, co chwilę przed oczami pojawiały się  białe plamki, by zaraz potem zniknąć. Jednak jedna z nich nie znikała, lecz stawała się coraz większa. Zbliżała się do Rangiku coraz bardziej, rosnąc w oczach. Matsumoto przetarła twarz i zobaczyła Gina idącego w jej kierunku. Nogi, bez udziału jej woli, same poderwały się do biegu. Biegnąc otarła łzy, które nie wiadomo skąd znalazły się na jej policzkach. Widziała go i była pewna, że tym razem nie jest to sen. Z daleka usłyszała jego głos i śmiech.
- Dobry wieczór, Rangisiu!
Dziewczyna bez słowa podbiegła do srebrnowłosego i spoliczkowała go całą siłą, która jej pozostała.
- Dlaczego? – zapytał totalnie zaskoczony i zdezorientowany.
- Ty idioto! Kretynie! Oszuście! Bałwanie! Popaprańcu nienormalny! Krowi bobku!  - krzyczała, ale z każdym wyrzucanym z siebie wyzwiskiem jej głos słabł, a z oczu płynęło więcej łez. – Zostawiłeś mnie – dodała z wyrzutem, po którym odetchnęła z ulgą.
Gin z zakłopotaniem objął płaczącą Matsumoto. Nie wiedział, że ta tak gwałtownie zareaguje. Nie pomyślał, że może zranić jej uczucia aż tak bardzo. Był egoistą, do którego przywiązała się głośna rudowłosa, jego własna mała „głupiutka” dziewczynka.

 Notki pojawiają się nie tak często, jakbym chciała, niestety... Sama nie podejrzewałam, że poprawianie rozdziału może zająć tylko trochę mniej czasu, niż jego pisanie od nowa. Mam nadzieję, że osoby, które tu zaglądają nie poczują się oszukane i dalej będą śledzić losy Gin i Rangiku i miejmy nadzieję, że wyrobimy się z większością do końca roku ;) Pozdrawiam cieo z zimnego miejsca!



niedziela, 4 listopada 2012

05. "Nie liczyłam dni"



Nad Rukongai powoli zachodziło słońce. Po niebie leniwie przesuwały się białe obłoki, pod którymi szybowały ptaki. W oddali słychać było żabi koncert, który rozbrzmiewał po okolicy przemierzanej przez parę dzieci. Chłopiec niósł na plecach rudowłosą dziewczynkę, nucącą wesołą melodię. W pewnym momencie srebrnowłosy zatrzymał się i zrzucił z siebie swoją towarzyszkę.
- Dalej już cię nie niosę – rzekł zmęczony.
- Ależ, Gin! Ciągle boli mnie noga – odpowiedział mu cienki głosik.
- Siadaj. – Wskazał płaski biały kamień leżący tuż za dziewczynką.
Kiedy Matsumoto rozsiadła się na nim, Ichimaru przykucnął obok i zaczął przyglądać się opuchniętej kostce.
- Do jutra ból powinien minąć – orzekł z miną znawcy.
- Mam nadzieję, że tak będzie. W końcu skończyłbyś narzekać, jaka to ja jestem ciężka, prawie jak słoń – westchnęła Rangiku.
Gin opadł na ziemię, obok dziewczynki. Był zmęczony, pojedyncze kropelki potu zrosiły mu czoło, czuł również, jak strumyk niepozorny strumyk spływa mu po plecach . Rozejrzał się po okolicy. Niedaleko miejsca, w którym siedzieli zauważył podniszczony budynek, któremu zaczął się przyglądać z uwagą.
- Rangiku, widzisz ten budynek przed nami? – zapytał, wskazując jej chatę.
- No… - przytaknęła niechętnie, nie wiedząc, co też Ginowi chodzi po głowie.
Rudowłosa była zmęczona ciągłą wędrówką, poza tym dokuczał jej głód. Jak na tak małą osóbkę miała ogromny apetyt, dlatego niewiele obchodziła ją jedna z wielu chat, które do tej pory mijali po drodze. Byłoby zapewne inaczej, gdyby był to domek z piernika, lub chociażby z herbatników. Ale nie był. Ot, zwykła drewniana rudera, która zaczynała powoli wrastać w ziemię pod naporem swego sędziwego wieku.
- Chyba jest opuszczony – powiedział zamyślony chłopiec. – Chodźmy go obejrzeć.
- Ale po co?
- Po to, bo tak mówię – odparł Gin.
- Nie będziesz mi rozkazywał – powiedziała nadąsana dziewczynka, krzyżując ramiona na piersi.
Ichimaru teatralnie westchnął, mruknął coś pod nosem o kobietach i nie patrząc się na rudowłosą, ruszył w stronę budynku. Szedł powoli, obserwując otoczenie. Nie zauważył nikogo, więc pewniejszym krokiem podszedł bliżej drewnianej budowli. Zapukał do drzwi, lecz nikt się nie odezwał. Gin nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wewnątrz budynku był duży bałagan, wszędzie było pełno kurzu. Po prawej stronie, w kącie, chłopiec zauważył stos przeróżnych przedmiotów i narzędzi, które zdążyły pokryć się pajęczynami. Rozejrzał się uważnie po wnętrzu i uznał, że dom stoi pusty od co najmniej kilku miesięcy. Z uśmiechem na twarzy wyszedł na zewnątrz i podbiegł do czekającej Rangiku. Dziewczynka wciąż była obrażona, co ostentacyjnie okazywała, odwracaniem wzroku od chłopca.
- Dom jest opuszczony – zawołał Gin.
- I co z tego? – odburknęła rudowłosa.
- O co chodzi? – zapytał zdezorientowany chłopiec.
- Zostawiłeś mnie tutaj samą! – odpowiedziała z wyrzutem.
- Aj, ale przecież poszedłem tylko obejrzeć tamtą ruinę – odpowiedział.
- Po co?
- Chyba już o to pytałaś. Wskakuj na plecy – powiedział zniecierpliwiony Ichimaru i pomógł wdrapać się Matsumoto, podtrzymując ją lekko.
- Ha! A mówiłeś, że nigdy więcej tego nie zrobisz! – zakrzyknęła z triumfem w głosie.
- Czego?
- Ech. Mówiłeś: tylko ten jeden raz noszę cię na plecach. – Wokół rozniósł się perlisty śmiech.
- O, widzę, że głuptasowi wrócił humorek – powiedział Gin, uśmiechając się do siebie.
- Ty… - Nie dokończyła, gdyż chłopiec zrzucił ją tuż przed budynkiem, do którego dotarli.
Rangiku zamilkła widząc przed sobą dom. Prawdziwy dom, który może był stary i brzydki, z dziurami. Brakowało w nim wygód, ale coś w tej budowli szczerze ją ujęło.
- Zatrzymamy się tutaj przez jakiś czas – powiedział Ichimaru.
- Uhm, dobrze.
- Tylko tyle? – zapytał chłopiec.
- Spodziewałeś się czegoś jeszcze?
- No nie wiem… Może narzekania? Że ci się nie podoba, że brudno, brzydko. Spodziewałem się czegoś właśnie w tym stylu – odparł.
- Hihihi, mam zacząć narzekać? Naprawdę tego chcesz? Mogę zacząć.
- Ee, chyba jednak nie – powiedział Gin, po czym otworzył przed nią drzwi chaty.
Rangiku, lekko kulejąc, weszła do domu. Kiedy rozejrzała się po ubogim wnętrzu poczuła się nagle wyjątkowo lekko. Nigdy nie miała domu, a przynajmniej takowego nie pamiętała, natomiast teraz miała mieszkać tutaj. To ten budynek miał być jej azylem. Posiadanie takiego miejsca napełniło ją nieoczekiwanym szczęściem. Uśmiechnęła się szeroko oglądając wnętrze i przedmioty leżące w kącie. Znalazła tam kilka misek, jakiś garnek, a także różne narzędzia, których nie znała i wiele innych, mniej lub bardziej przydatnych przedmiotów. Słysząc, jak Gin chodzi po izbie obejrzała się na niego. Chłopiec właśnie grzebał patykiem w czymś, co przypominało palenisko.
- To będzie nasz dom? – Matsumoto zapytała z nadzieją.
- Taa… - Odpowiedź Gina, choć krótka i pozornie niedbała, upewniła Rangiku.
- W takim razie trzeba tu posprzątać! – powiedziała z mocą i podwinęła rękawki swej podniszczonej szaty.
Dziewczynka, ciągle kulejąc, wyszła z domu i rozejrzała się dookoła. Postanowiła obejść budynek dookoła i zobaczyć, czy z tyłu domu nie ma jakichś niespodzianek. Okazało się, że za rogiem leżały różne rupiecie, wśród których Rangiku znalazła starą, równie zniszczoną, co chata, miotłę.
- Nada się idealnie – powiedziała do siebie.
Zaczęły się wielkie porządki. Gin sprawdzał i porządkował narzędzia, które były zgromadzone w kącie, natomiast jego mała towarzyszka zamiatała podłogę, omiatała pajęczyny zwisające ze ścian, a także kurze przykrywające wszystko, co znajdowało się we wnętrzu budynku. Pracy towarzyszył śmiech i rozmowy o niczym, które pomimo braku prawdziwego tematu jednak zbliżały do siebie dwójkę dzieci.

- Jestem głodna! – Rangiku podłożyła sobie dłonie pod głowę i położyła się na podłodze.
- Ja też – mruknął chłopiec.
- I co teraz zrobimy? – zapytała.
Dziewczynce nie chciało się nigdzie wychodzić. Była zmęczona po sprzątaniu, ponadto ból w kostce stał się bardziej uciążliwy, gdyż podczas porządkowania nowego domu nie oszczędzała kontuzjowanej nogi. Matsumoto westchnęła teatralnie, chcąc w ten sposób nakłonić Gina do jakiejkolwiek reakcji.
- Czemu tak wzdychasz? – zapytał w końcu chłopiec, siadając obok na podłodze.
- Głodna jestem – powiedziała Rangiku robiąc przy tym smutną minę. – Jestem głodna…
- Ech, pójdę poszukać czegoś do jedzenia – powiedział zrezygnowanym tonem chłopiec, wstając, dodał – Lepsze to, niż wysłuchiwanie jęków takiego głuptasa.
- Gin! – krzyknęła oburzona.
- Dobra, już dobra. Nie złość się, bo złość piękności szkodzi – powiedział śmiejąc się, po czym wyszedł, zostawiając Matsumoto samą w domu.
.Słońce prawie całkiem schowało się już za horyzontem. Powoli robiło się ciemno. Chłopiec zauważył po lewej stronie stare wiadro. Wziął je i wyruszył na poszukiwanie jedzenia. Krążąc w pobliżu domu dotarł do kilku drzew owocowych. Uśmiechnął się szeroko i podszedł do pierwszej jabłonki z brzegu. Pomimo późnej pory dostrzegał, mieniące się czerwienią w blasku księżyca, owoce. Narwał ich do połowy wiadra, po czym podszedł do kolejnego drzewa, gdyż był ciekawy, jakie może rodzi ono owoce. Spojrzał w górę, na wysokim drzewie zauważył gruszki. Zaczął szukać wzrokiem jakiejś gałęzi. Gdy w końcu udało mu się znaleźć odpowiednią, strącił nią kilka gruszek i wrzucił je następnie do kubełka.
- Czas wracać – pomyślał. – Bo ta głupia Rangiku jest gotowa urządzić mi wielką awanturę z powodu głodu.
Chłopiec zawrócił w stronę domu i szedł raźnym krokiem wymachując wiadrem pełnym dojrzałych owoców. W pewnym momencie zatrzymał się. Uśmiech na chwilę zastygł mu na ustach. Docierało do niego odległe wycie dzikich zwierząt. Zadarł głowę spoglądając na księżyc. Był pełnia.
- Już czas – pomyślał i z posępną miną ruszył w stronę domu.
Rangiku, po wyjściu Gina, dalej leżała na podłodze. W brzuchu burczało jej niemiłosiernie. Czekała na chłopca. Miała nadzieję, że znajdzie coś dojedzenia, bo jeżeli nie... Właśnie, co wtedy? Rudowłosa rozmyślała, co by się stało, gdyby Ichimaru nie zdobył jedzenia – wówczas pewnie umarłaby z głodu. Jednak czy można drugi raz umrzeć? – Takie myśli zaprzątały jasną główkę dziewczynki. Po dniu pełnym wrażeń i śmiechu nagle popsuł się jej humor. Matsumoto tłumaczyła to sobie zmęczeniem, bólem nogi i głodem. Gdy usłyszała kroki zbliżające się do domu, usiadła. Serce zabiło jej szybciej, gdyż ciemność panująca w izbie i dźwięki na zewnątrz przestraszyły ją. Wpatrywała się w otwierające się drzwi. Kiedy ujrzała w nich srebrną głowę Gina, całe napięcie opadło, westchnęła ciężko i przetarła czoło ręką.
- A ty znowu wzdychasz? – zapytał Ichimaru, na którego twarzy pojawił się przygaszony uśmiech.
- A ty znowu pytasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- O co znowu pytam? – drążył chłopiec.
- Oj, nieważne. Znalazłeś coś do jedzenia? – spytała.
- Pewnie – odpowiedział, pokazując dziewczynce wiaderko pełne owoców.
- Oh! – wykrzyknęła zachwycona Matsumoto.
Ichimaru podał jej wiadro z jabłkami i gruszkami. Następnie podszedł do paleniska, przy którym wcześniej zostawił parę gałązek i ułożył je na nim. Przykucnął i wyciągnął dłoń. Rangiku na chwilę przestała się interesować jedzeniem, tylko zaciekawiona przyglądała się srebrnowłosemu. Gin, z poważną miną, zaczął koncentrować swoją energię w prawej dłoni. Na niej ukazała się jasna, niewielka kula energii. Chłopiec przysunął powoli rękę do gałązek ułożonych na palenisku. Drewno zaiskrzyło się i powoli zajęło ogniem. W domu zrobiło się o wiele jaśniej. Rangiku patrzyła z podziwem na Ichimaru, na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Udało mi się – wyszeptał srebrnowłosy, jakby ciągle nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą sam uczynił.
- Łał! – dziewczynka zapiszczała po minucie, gdy minął jej pierwszy szok. – To było niesamowite!
Rangiku krzyczała podekscytowana, a w tym czasie, Gin przyglądał się swojej dłoni, w której chwilę wcześniej dzierżył zmaterializowaną kulę energii.
- Co to było? – zapytała rudowłosa, gdy zdążyła już ochłonąć.
- To moc duchowa, o której ci wspominałem – odpowiedział.
 - Aha... – dziewczynka zamyśliła się nad tym, co powiedział chłopiec, lecz gdy usłyszała burczenie wydobywające się z własnego brzucha, zamyślenie minęło. Chwyciła gruszkę i zaczęła ją jeść. Rangiku uwielbiała te owoce. Lubiła ich smak i chropowaty miąższ, nawet sok, który spływał po brodzie jej nie przeszkadzał. Liczył się tylko słodki smak i poczucie sytości. Gin siedział obok dziewczynki i również zabrał się za jedzenie. Przez tę krótką chwilę, gdy oboje jedli, był w pełni szczęśliwy. Ta wyjątkowa chwila, kiedy nie myślał o niczym innym, jak tylko o jedzeniu słodkich owoców w towarzystwie rudowłosej, miało w przyszłości być wspomnieniem, które trzymało go przy życiu. Wiedział, że to właśnie rudowłosej zawdzięcza te chwile szczęścia, że bez niej - gruszki, jabłka i inne rzeczy – nie smakowałyby tak słodko, a noce nie byłyby tak spokojne, jak ta, która się właśnie zaczynała.
Kiedy Gin najadł się do syta, spojrzał na Rangiku, kończącą jeść jabłko. Twarz dziewczynki świeciła się od soku z owoców, ponadto miała całą buzię ubrudzoną kawałkami gruszki. Ichimaru zaczął się głośno śmiać. Rudowłosa spojrzała na niego zdziwiona z pytaniem w oczach.
- Jesteś brudna, jak… - Gin nie mógł dokończyć, gdyż dostał od niebieskookiej ogryzkiem w głowę.
- Grr… - warknęła cicho.
- Czemu mnie bijesz? – zapytał chłopiec z udawanym smutkiem.
- Zapobiegłam morderstwu. Gdybyś skończył, to co zacząłeś, musiałabym cię zabić – odpowiedziała obrażona.
- Phi, myślisz, że się ciebie boję? – zapytał śmiało.
- Myślę, że tak – odpowiedziała, wycierając klejącą się od soku buzię.
Gin złapał ją za rękę i odciągnął ją od twarzy. Wyjął białą chusteczkę z kieszeni i sam zaczął ją wycierać.
- Zupełnie, jak dziecko – mruknął cicho.
- Jestem dzieckiem – wykrzyknęła mu prosto w twarz.
- Nie zauważyłem – Gin odparł z przekąsem. – Nie wierć się, jakby pogryzło cię stado szerszeni, nie mogę ci buźki wyczyścić.
- To zauważ. I będę się kręciła, kiedy będę chciała – powiedziała twardo.
- Uparciuch! – zawołał Ichimaru.
- Sknera! – odgryzła się Rangiku.
- Maruda!
Po tych przezwiskach zapadła cisza. Matsumoto siedziała obrażona z czystą już buźką, a Gin obok niej z miną męczennika, mówiącą: „Za jakie grzechy?”. Po długiej chwili milczenia, chłopiec doszedł do wniosku, że woli, kiedy jego przyjaciółka marudzi, niż jak siedzi obrażona i tylko prycha pod nosem. Ichimaru postanowił przerwać ciszę, jednak nie wiedział zbytnio, w jaki sposób to zrobić. W końcu zadał pierwsze lepsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy.
- Hej, Rangiku, kiedy masz urodziny?
Zaskoczona dziewczynka spojrzała na srebrnowłosego. Zapomniała, że miała się do niego nie odzywać przez tydzień(tak sobie postanowiła). Zamyśliła się próbując sobie coś przypomnieć, jednak nic takiego, jak data urodzin, nie kryło się w zakamarkach jej pamięci.
- Nie pamiętam. Dopóki cię nie spotkałam, nie liczyłam dni – odpowiedziała smutno.
- Oh.– Gin nie rozumiał, jak można nie znać daty swoich urodzin. Sam ją znał i myślał, że każdy to wie. Zrobiło mu się żal rudowłosej. Chciał na początku tylko zagadać, żeby przerwać ciszę, a tymczasem przez jego pytanie niebieskooka posmutniała.
- Hmm... To w takim razie... – zamyślił się, próbując gorączkowo coś wymyślić. – Dzień, w którym mnie poznałaś będzie dniem twoich urodzin! – oznajmił Gin.
Na twarzy dziewczynki dostrzegł zaskoczenie i niedowierzanie, za którymi krył się cień uśmiechu.
- Co ty na to Rangiku? – zapytał.
Dziewczynka tylko kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Smutek błyskawicznie ustąpił zastąpiony przez poczucie bezgranicznego szczęścia.
- Mam urodziny – powiedziała nieśmiało, po czym zaczęła się głośno śmiać.
Rangiku i Gin ułożyli się obok siebie na podłodze i przykryli się brązowym kocem, który znaleźli podczas robienia porządków. Oboje, zmęczeni ostatnimi dniami, próbowali zasnąć. Chłopiec wiercił się jednak pod przykryciem. Dręczyła go jedna myśl – musiał coś powiedzieć swojej towarzyszce, tylko nie wiedział, jak to zrobić.
- Gin, przestań się wiercić. Nie mogę przez ciebie zasnąć – powiedziała z wyrzutem niebieskooka.
- Przepraszam – odparł krótko.
Leżeli tak chwilę w ciszy, po czym srebrnowłosy przytulił się do dziewczynki. Rudowłosej to odpowiadało, lubiła czuć przy obecność Gina. Kiedy był przy niej czuła się bezpiecznie, było jej ciepło i najzwyczajniej w świecie – dobrze.
- Rangiku, śpisz? – zapytał szeptem chłopiec.
- Nie.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczął zdenerwowany.
Choć Matsumoto wyczuła zdenerwowanie w głosie Ichimaru, to nie zwróciła na nie większej uwagi. Była śpiąca i nie do końca zdawała sobie sprawę z tego,  co się wokół niej dzieje. Powoli zapadała w sen.
- Co? – spytała śpiącym głosem.
- Jutro muszę gdzieś pójść – powiedział Gin z lekkim poczuciem winy.
- Co? Tak? Pójść? – powtarzała, coraz bardziej odpływając do krainy snów.
- Jutro idę coś załatwić.
- Pójdę z tobą – odpowiedziała, ziewając z szeroko otwartą buzią.
- Nie możesz – odparł chłopiec.
- Dlaczego? – zapytała, dopuszczając do świadomości informację o tym, że Gin wybiera się gdzieś bez niej.
- Po pierwsze ciągle boli cię noga, a po drugie nie mogę cię zabrać.
- A to dlaczego? – dopytywała się uparcie.
- Ech, nie mogę i już. – Gin westchnął, słysząc kolejne pytania. – Śpij już.
- Jesteś niedobry. Nie lubię cię – powiedziała Rangiku głośno, odwracając się plecami do chłopca.
Ichimaru był zły na siebie, iż musiał jej to powiedzieć, ale nie potrafił odejść bez słowa. Wiedział, że jeżeli wyszedłby nic nie mówiąc, Rangiku martwiłaby się o niego. Spojrzał na jej trzęsące się plecy i dotknął ramienia. Widział, jak płacze po cichu, tak by tego nie zauważył. On jednak to dostrzegł i dlatego czuł się jeszcze gorzej. Objął ją lewym ramieniem i wsłuchał się w oddech dziewczynki. Kiedy ten się wyrównał i Gin był pewien, że Rangiku zasnęła, ucałował ją w czubek jasnorudej główki, i wstał. Po cichu zbliżył się do drzwi, otworzył je i obejrzał się na śpiącą Matsumoto.
- Obiecałem, że cię nie zostawię, więc wrócę. Czekaj na mnie – wyszeptał wychodząc. Zamknął cicho drzwi.
Chmury zakryły księżyc, a Gin zniknął w ciemności nocy.


wtorek, 23 października 2012

04. Sen czy jawa?





Nocne niebo zaczęło się powoli rozjaśniać, gdyż na wschodzie powoli zaczęło się rozwidniać. Jasna tarcza słońca wychylała się znad horyzontu. Pierwsze promienie słoneczne musnęły ciała śpiących pod drzewem dzieci. Rudowłosa dziewczynka wtuliła twarz w ramię chłopca i dalej śniła swój sen…
Otaczała ją biała, pustka, przestrzeń, której krańca nie mogła dostrzec. Niewielka postać rozglądała się wkoło, lecz niczego nie widziała. W zasięgu wzroku nic się nie znajdowało, jedynie pustka. Przeraźliwa nicość. Ciałem Rangiku wstrząsnął dreszcz, najpierw jeden, drugi, potem kolejny. Dziewczynce było przeraźliwie zimno w tym pustym świecie. Upadła na kolana i przyłożyła drżące dłonie do skroni, uciskając je coraz bardziej, jakby próbowała wycisnąć coś z wnętrza własnego umysłu. Cisza. Przeszywała ona myśli i serce rudowłosej. Była sama. Samotność, to jej najwcześniejsze doświadczenie. Było to uczucie, które towarzyszyło jej odkąd pamiętała. Paląca pustka w sercu i milczenie przestrzeni. Matsumoto zaczęła nucić nieznaną sobie melodię – chciała w ten sposób zmącić ciszę, która coraz bardziej ją pochłaniała. Biała, pustka zagęszczała się, niczym mgła, próbowała pochłonąć małą dziewczynkę. Rangiku była przerażona. Kiedy poczuła kolejną zimną falę zalewającą jej serce poczuła ciepły promień muskający jej plecy. Opuściła ręce i obejrzała się za siebie. Zauważyła czerwoną rysę przecinającą białą przestrzeń. Rosnące pęknięcie rozszerzało się, ukazując świat licznych barw i dźwięków. Oczom rudowłosej ukazała się kwiecista łąka i błękitne niebo, po którym latały ptaki. Słyszała ich śpiew, szum wiatru, szelest liści i trawy. Cisza zniknęła. Różowe usta wygięły się w uśmiechu. Ciepło powoli zaczęło obejmować i ogrzewać drobne ciało dziewczynki, lecz w sercu ciągle pozostawała pustka. Do czasu, gdy na łące w oddali zamajaczyła postać chłopca. Chłopca, którego już znała i któremu zawdzięczała życie. Matsumoto wstała i podbiegła do niego. Gin, uśmiechając się, wyciągnął do niej rękę. Chwyciła podaną dłoń i pozwoliła  się poprowadzić. Poszli w stronę, w której dźwięki i barwy były najbardziej natężone. Była szczęśliwa, gdyż nie była już sama. Ichimaru stał się w tym momencie jej całym światem.

- Będę przy tobie zawsze – usłyszała jego szept, gdy szli ukwieconą łąką. Zaśmiała się, chciała coś odpowiedzieć, lecz nie zdążyła. Poczuła silne szarpnięcie. Obudziła się nieświadoma tego, co się dzieje. Spojrzała na Gina, który rzucając się przez sen, zepchnął ją z siebie. Rangiku, widząc, że srebrnowłosemu śni się coś złego, zaczęła go delikatnie potrząsać za ramię. Ichimaru jednak ciągle spał, nie mógł się przebudzić z koszmaru, który dręczył go od bardzo dawna, nie pozwalając mu spokojnie przespać wielu nocy.

Mały chłopiec, pięcioletni, może trochę młodszy lub starszy, płakał w wielkim pokoju. Pomieszczenie było ciemne i puste. Zniknęły z niego wszystkie meble, narzędzia i ozdoby. Srebrnowłose dziecko skuliło się, gdy usłyszało zbliżające się kroki. Były to kroki kilku osób, które ciężko i powoli stąpały. Ginowi wydawało się, że trwa to wieki. Czekał na nich. Bał się, a strach przed tymi ludźmi paraliżował go do tego stopnia, że nie był w stanie uciec. W końcu się doczekał – bambusowe drzwi rozsunęły się a do pokoju weszło czterech mężczyzn i kobieta. Piątka dorosłych stanęła przed chłopcem, ich twarze zaczęły się zniekształcać i przybierać groteskowe kształty. Niektóre z nich stawały się straszne, inne śmieszne, do tego stopnia, że stawały się przerażająco ohydne. Gin patrzył spod zmrużonych powiek na mężczyzn i kobietę. Jego wzrok zatrzymał się na jednym z nich. Był to przystojny mężczyzna w średnim wieku, którego włosy, tak jak Gina, miały srebrny odcień. Dorosły patrzył z dystansem na chłopca. Po chwili milczenia odezwał się do chłopca pogardliwym głosem, w którym jednak słyszało się ból i rozpacz.
- Gin, czy to ty zabiłeś młodszego dziedzica? – zapytał.
Gin, słysząc to pytanie, otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Dorosłym ukazały się czerwone źrenice chłopca.
- Nie – odpowiedziało dziecko. – Ja się z nim tylko bawiłem.
- On kłamie – zawołała kobieta. – Sama widziałam, jak patrzył na małego tymi swoimi oczami.
- Nikogo nie zabiłem. – Gin płakał i bronił się, jak mógł.
- Zabiłeś! Widziałem jak to zrobiłeś – powiedział jeden z mężczyzn w pokoju. Gin spojrzał mu prosto w oczy, gdy to zrobił, tamten cofnął się o krok. Przeraziło go spojrzenie chłopca. – Takao-sama, spójrz w jego oczy! – Kolejny mężczyzna wskazał Gina. – Z takimi oczami... Wiesz, co to oznacza. To musiał być on! – wykrzyczał. Srebrnowłosy mężczyzna spojrzał na płaczącego chłopca z pogardą i nienawiścią.
- Mężczyźni nie płaczą. Za zabójstwo zostajesz skazany... – wysyczał.
- Ale to nie ja! – Gin poderwał się na równe nogi. – To oni! – Wskazał na mężczyzn stojących za srebrnowłosym.
- Słowo smarkacza przeciwko słowom dorosłych?! Jesteś bezczelny – powiedziała kobieta, która trzymała się z boku. – Zabić go! – dodała z satysfakcją w głosie.
Trzech mężczyzn rzuciło się na dziecko. Gin szarpał się, kopał, wierzgał nogami, lecz mężczyźni byli silniejsi. Chłopiec nie miał żadnych szans. Spojrzał na srebrnowłosego, który przyglądał się wszystkiemu z zaciętym wyrazem twarzy. Chciał mu powiedzieć, że to nie on, że to pomyłka. Nagle poczuł uderzenie w twarz.

            Otworzył oczy i podniósł się z krzykiem. Obudził się. Po plecach spływał mu zimny pot, serce kołatało w piersi, jak szalone.
- To tylko sen – powiedział cicho drżącym głosem. Spojrzał na swoje dłonie, które ciągle się trzęsły. Rozejrzał się. Zobaczył siedzącą obok Rangiku. Zauważył, że jest równie przerażona, jak on.
- To ty mnie obudziłaś? – zapytał.
- Tak – odpowiedziała. Gdy dostrzegła, że chłopiec się trzęsie, przysunęła się do niego. Położyła mu dłonie na ramionach i przybliżyła swoją twarz do jego. Spojrzała w czerwieniejące się oczy i powiedziała troskliwym głosem:
- Gin, już wszystko dobrze. To był tylko zły sen.- Ucałowała chłopca w czoło. Teraz to jej przypadło w udziale uspokajanie Ichimaru; role się odwróciły. Rangiku ciągle widziała przed oczami rzucającego się przez sen chłopca i słyszała słowa, które prawie wykrzykiwał. Nie wiedziała, co to wszystko znaczy, lecz jednego była pewna. Tak, jak on uratował ją i od tamtej pory ją chroni, tak teraz ona będzie chronić jego.
- Nie martw się, Gin. Jestem przy tobie – wyszeptała mu do ucha. Prawą ręką zataczała kręgi na drżących jeszcze plecach. Nie wiedziała skąd, ale czuła, że coś takiego może przynieść chłopcu ulgę.
Gin był jej wdzięczny za to, że przerwała ten koszmar, jak i za to, że była w tej chwili przy nim, jednak najważniejsze było dla niego to, iż o nic nie pytała. Nie potrafiłby jej tego wszystkiego opowiedzieć. Nie chciał wracać pamięcią do tych strasznych dni, które miał za sobą. Pozostawały one jedynie ukryte na dnie duszy, która ujawniała swe sekrety jedynie podczas snów. Sen ten powracał niczym bumerang, a wspomnienie o nim prawie zawsze prześladowało go przez kilka kolejnych dni, jak cierń, tkwiący w stopie, który przypomina o sobie podczas każdego kroku. Jednakże, kiedy chłopiec uspokoił się odrobinę, zauważył, że tym razem wybudzenie ze snu było inne, nie tak bolesne i brutalne, jak zazwyczaj. Rangiku obudziła go w ostatnim momencie. Nie musiał przeżywać najgorszego po raz kolejny, dzięki tej małej rudowłosej dziewczynce,będącej przy nim i tulącej go, jak matka, której nigdy nie miał. Milczał, gdy Matsumoto szeptała słowa pocieszenia. Myślał ciągle o swojej przeszłości, ciałem był obecny przy rudowłosej, ale duchem był daleko. Wiedział, że koszmar się nie skończy dopóki nie zrobi tego, co postanowił sobie jeszcze przed spotkaniem Matsumoto.
Minęło sporo czasu, nim Gin się poruszył. Spojrzał wtedy na Rangiku i z uśmiechem, który prawie zawsze mu towarzyszył, odezwał się do swojej towarzyszki.
- Ran, musimy ruszać dalej.
- Gin, ale tu jest tak ładnie. Możemy zostać tu jeszcze trochę? – zapytała z nadzieją w głosie. Chłopiec tylko pokręcił przecząco głową.
- Głupia, robi się coraz zimniej – powiedział. – Poza tym jest tu niebezpiecznie – dodał, przypominając sobie nagle o postaciach w czerni. Nie chciał ponownie się na nich natknąć.
- Grr… - zawarczała. – Gin! Ty małpo! – rozzłościła się. – Ty… Zaraz, niebezpiecznie? – zapytała, gdy dotarło do niej, co jeszcze usłyszała.
- To oznacza dokładnie to, co powiedziałem – odpowiedział spokojnie. – To teraz, ta mała wredna małpa pójdzie pozbierać owoce, a ty… - powiedział, uśmiechając się i taksując wzrokiem stojącą przed nim Rangiku. – Ogarnij się.
- Dobrze, małpo – zaśmiała się. – Ale czemu mam się ogarnąć? – zapytała.
- Bo wyglądasz, jak czarownica! – zawołał Gin. Wstał i szybko pobiegł w stronę drzew. Uciekał przed goniącą go przez chwilę Rangiku, która podążała za nim, wymachując groźnie małą piąstką.
- Baran! Idiota! Głupek! Czar-czarownik! – Niosło się echem po łące. Kiedy Ichimaru wskoczył na drzewo, dziewczynka stanęła na dole naburmuszona, przyglądała się, jak Gin zwinnie chodzi po konarach drzewa i zrywa dojrzałe owoce.
- Ichimaru Ginie, jesteś nieznośny! – zawołała obrażona. Odwróciła się w stronę jeziora, podeszła do brzegu i zerknęła na swoje odbicie w wodzie. Na ten widok, skrzywiła się lekko. Miała potargane włosy, w których można było znaleźć źdźbła trawy, do tego na prawym policzku miała zieloną smugę. Rangiku uklękła na suchym piasku na brzegu i zanurzyła dłonie w wodzie. Tego dnia woda zdawała się znacznie chłodniejsza. Szybko opłukała twarz, prychając przy tym, jak kotka. Następnie zaczęła doprowadzać do porządku swoje rude, lekko kręcone włosy. Kiedy skończyła, usłyszała za sobą kroki Gina, który wrócił z naręczem owoców. Rzucił jej czerwone jabłko, sam ruszył w stronę gęsto rosnących drzew. Matsumoto złapała owoc i podążyła za nim.
Przez jakiś czas przedzierali się przez gęsty las, który z czasem się przerzedził. Drzewa w tym miejscu nie były już tak zielone. Liście przybierały jesienne barwy, część z nich opadła na ziemię, tworząc kolorowy, szeleszczący dywan. Gin szedł kilka kroków przed Rangiku. Podążali naprzód w całkowitej ciszy, gdyż każde z nich było pochłonięte własnymi myślami. Ichimaru myślał nad osiągnięciem celu, który sobie postawił, natomiast jego mała przyjaciółka zastanawiała się, co mogło mu się śnić tej nocy. Nie pytała go o to jeszcze, gdyż na tyle poznała chłopca, że wiedziała, iż nie wyciągnie z niego żadnej odpowiedzi, o ile Gin sam nie zechce tego zdradzić. Rangiku była pewna tego, że jej pytanie o dzisiejszy koszmar nie doczekałoby się odpowiedzi, wolała zatem poczekać z tym pytaniem na odpowiedni moment. Miała jednak nadzieję, iż Ginowi więcej nie będą się śniły takie koszmary. Rozmyślając tak o srebrnowłosym nie patrzyła pod nogi. Była wpatrzona w tył jego pleców i nagle – Bum! Przewróciła się, zahaczając lewą nogą o wystającą gałąź.
- AŁŁŁAAA! – zawyła rudowłosa. Gin, słysząc jej krzyk odwrócił się błyskawicznie, ale widząc, że Rangiku tylko się przewróciła, uśmiechnął się krzywo.
- Jak chodzisz łamago? – zapytał.
- Normalnie! Nie widziałam tej gałęzi. – Spróbowała wstać, lecz gdy stanęła na lewej nodze, syknęła z bólu. Kostka bolała niemiłosiernie. Z głośnym plaśnięciem opadła na ziemię. Gin, widząc, powstrzymywane łzy w oczach rudowłosej, domyślił się, że coś się stało. Spoważniał. Znów poczuł coś w rodzaju odpowiedzialności za to słabe stworzenie. Podszedł do niej i spojrzał na kostkę, która w krótkim momencie zdążyła już spuchnąć. Dotknął delikatnie nogi dziewczynki i zaczął ją obmacywać wokół opuchlizny.
- Kość chyba nie jest złamana. Musiałaś ją tylko skręcić – ocenił po chwili.
- Skąd wiesz? Chyba nie jesteś lekarzem, prawda? – zapytała obrażona po tym, jak nazwał ją łamagą.
- Po prostu wiem. – Gin podrapał się po głowie. – Musimy iść dalej – powiedział, zastanawiając się jednocześnie, co zrobić z Rangiku.
- Musimy? Jak?! Nie mogę stanąć na nodze, jeśli nie zdążyłeś tego zauważyć – powiedziała oburzona.
- Możesz skakać przez całą drogę na prawej nodze – odpowiedział z uśmiechem Ichimaru.
- Co?! Jesteś naprawdę... – żyłka wyskoczyła dziewczynce na czole, jeszcze chwila i najprawdopodobniej by wybuchła, gdyby Gin nie odwrócił się do niej plecami i nie powiedział wesoło:
- Tak, wiem... Jestem naprawdę wredną małpą. Zapomniałaś o bólu, to dobrze. A teraz wskakuj mi na plecy. Będę cię niósł.
- Będziesz mnie niósł? – zapytała z niedowierzaniem.
- Przecież powiedziałem. Nie lubię się powtarzać – odparł wesoło.
- Jak księżniczkę? – dopytywała.
- Najpierw musiałabyś się tak zachowywać, a jak do tej pory to pokazałaś, że jesteś małą, wredną, rozpieszczoną jędzą – zaśmiał się cicho.
- Cóż, księżniczki takie są – odpowiedziała.
Rangiku wdrapała się na plecy chłopca, obejmując go za szyję. Położyła głowę na ramieniu Gina i przymknęła oczy. Czuła się dobrze w jego towarzystwie. Bezpieczeństwo i towarzystwo – te dwie rzeczy, których kiedyś jej brakowało zyskała dzięki Ginowi.
- Całkiem wygodne masz te plecy – wymruczała pod nosem.
- Nie przyzwyczajaj się – odparł.
- Czemu?
- Bo to pierwszy i ostatni raz, kiedy dźwigam cię na własnych plecach.
- Ale mi się to podoba – powiedziała cicho.
- Jesteś stanowczo za ciężka – odpowiedział, uśmiechając się przekornie, czego dziewczynka nie mogła zauważyć.
- Etam... Jesteś chłopakiem, więc musisz ćwiczyć mięśnie. To będzie dla ciebie świetne ćwiczenie. – Gin na to tylko prychnął. Rangiku śmiejąc się dodała. - Poza tym chyba nie chcesz być słabeuszem.
- Słabeuszem? Oj... Nie przeginaj, bo cię zaraz puszczę i będziesz musiała całą drogę skakać na jednej nodze. – Na te słowa Matsumoto mocniej objęła jego szyję.
- Głupia! Dusisz mnie! – zawołał Gin.
- Co powiedziałeś?! – Rudowłosa zaczęła udawać, że dusi chłopca, co chwilę wzmacniając i poluźniając ramiona, które go obejmowały.
- Wiedziałem, że coś z tobą nie tak, jak cię spotkałem – wychrypiał Gin ze śmiechem.
- Dlatego mnie ze sobą zabrałeś. Trafił swój na swego – powiedziała dumnie niebieskooka.
            Rangiku, wymachiwała nogami, denerwując przy tym Ichimaru i wołając głośno:
- Wio! Wio, koniku! – Zaśmiewała się przy tym do łez, na co chłopiec tylko prychał pod nosem.
- Zaraz ci pokażę prawdziwego konika! Jak zacznę wierzgać wylądujesz na ziemi. – Zaśmiał się, wyobrażając sobie naburmuszoną minę Rangiku, gdyby faktycznie zrzucił ją na twarde podłoże.
- Tylko spróbuj, a cię podduszę – odpowiedziała z udawaną groźbą w głosie.
Posuwali się tak do przodu, mijając pojedyncze domy w oddali. Brązowe liście szeleściły pod stopami chłopca. Parze dzieci towarzyszył śmiech i małe kłótnie, które były wywoływane tylko po to, by uciec przed nudą i ponurymi myślami.





poniedziałek, 22 października 2012

03. Śmiech i łzy.



Był początek jesieni, jednak ciągle było gorąco i duszno. Na niewielkiej polanie pełnej jesiennych kwiatów, nad brzegiem jeziorka, siedziała dwójka dzieci. Chłopiec odchylił się do tyłu i oparł ciężar ciała na ramionach. Uśmiechał się spoglądając na jezioro. Po jego lewej stronie rudowłosa dziewczynka kończyła jeść jabłko. Kiedy przełknęła ostatni kęs, zadumana, spojrzała na swego towarzysza.
- Gin, co robiłeś zanim mnie spotkałeś? – spytała.
- A co miałem robić? Szedłem przez pustynię – odpowiedział cicho chłopiec, nie patrząc w ogóle na swoją rozmówczynię.
- Ale zanim znalazłeś się na pustyni? – dopytywała się uparcie Rangiku. Była bardzo ciekawa przeszłości chłopca.
- Sporo podróżowałem, także przez pustynię – odparł wymijająco.
- A gdzie? – zadała kolejne pytanie, siadając za chłopcem, którego oczy napotkały uparte spojrzenie małej rudowłosej Rangiku. Ichimaru, korzystając z okazji, położył się, kładąc głowę na kolanach dziewczynki.
- Zwiedzałem Rukongai – odpowiedział lekko już zniecierpliwiony pytaniami Matsumoto. Wyciągnął prawą dłoń i zaczął się bawić rudym kosmykiem włosów, który niesfornie wysunął się zza ucha Rangiku.
- Rukongai? – powtórzyła podekscytowana. – Widziałeś coś ciekawego? Opowiedz! – zawołała. Niebieskie oczy dziewczynki zalśniły podniecone. Nie zwróciła nawet uwagi, że chłopiec zawiązał w supełek kosmyk jej włosów.
- Wiele rzeczy – odpowiedział krótko. Widać było, że nie miał ochoty wspominać swoich wojaży. – Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytał chłodno, po czym odwrócił się na bok, uciskając dłonią kolana dziewczynki, jakby te były poduszką, którą najpierw trzeba kilka razy uderzyć, by nabrała swoistej puszystości. Nie lubił być tak wypytywany. W ogóle nie lubił wielu rzeczy, a w szczególności, gdy ktoś zbytnio interesował się nim i tym, co robi.
- Tak – odpowiedziała speszona dziewczynka. Nastała chwila niezręcznej ciszy. Rangiku chciała go zapytać o wiele rzeczy, jednak czuła, że w tej chwili lepiej tego nie robić. Nie mogła się jednakże powstrzymać przed zadaniem jednego, najbardziej nurtującego ją pytania. W końcu nie patrząc na Gina tylko gdzieś w dal ponad wodą odezwała się:
- Gin, a co z twoją rodziną?
Chłopiec znieruchomiał. Rangiku zdawało się, że na chwilę wstrzymał nawet oddech. Spoglądała na niego z góry, na srebrne włosy rozrzucone na jej poniszczonej sukience. Położyła dłoń na głowie chłopca, cierpliwie czekając. Przeczuwała, iż trafiła w czuły punkt Ichimaru. Srebrnowłosy milczał. Po kilku minutach milczenia wstał i zanurzył stopy w wodzie jeziora. Pochylił głowę w dół i obserwował swoje odbicie w wodzie. Widział jasnowłosego chłopca o przymkniętych powiekach, marszcząca się woda rozmywała delikatnie obraz Gina. Rangiku patrzyła na niego i zastanawiała się, czemu nie chce odpowiedzieć. Było jej smutno, że swym pytaniem najwyraźniej sprawiła mu przykrość. Wstała i zbliżyła się do niego. Rudowłosa nie wiedziała, co powiedzieć, by nie pogorszyć sytuacji, w końcu to jej pytania doprowadziły do tego, iż chłopcu wyraźnie popsuł się humor. Dziewczynka podejrzewała, że jest coś, co Gin skrywa i dlatego nie chce mówić o swojej rodzinie. Gdyby jej nie miał, podobnie jak Matsumoto, zapewne by to powiedział. Rangiku postanowiła więcej nie naciskać. Chwyciła go za rękę, nie odzywając się słowem. Chciała go w ten sposób wesprzeć, być przy nim, by wiedział, że nie jest sam. Dzieci stały tak, w milczeniu trzymając się za ręce i wpatrując się marszczącą się błękitną taflę wody.
            W pewnym momencie na twarzy Ichimaru pojawił się uśmiech. Choć było mu smutno, nie chciał wzbudzać poczucia litości w swej towarzyszce i udał, że nic się nie stało. Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy, nie otworzył jednak oczu, zagadnął na pozór wesoło.
- Woda jest wyjątkowo ciepła, wykąpmy się w jeziorze. Będzie fajnie – zaproponował i nie czekając na reakcję dziewczynki puścił jej rękę, ściągnął z siebie ubranie zostając w samej bieliźnie. Następnie wbiegł do wody i całkowicie się w niej zanurzył. Po chwili wynurzył się  prychając i otrząsając się z wody, niczym przemoczony psiak.
- Rangiku! Wskakuj!
Dziewczynce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zdjęła swoje poniszczone ubranie, złożyła je w równą kosteczkę i powoli zaczęła wchodzić do wody. Czuła, jak ciepła woda opływa jej ciało. Doszła do wniosku, że zanurzenie w takiej przyjemnej wodzie jest wspaniałym przeżyciem. Rozmyślania nad tym przerwał plusk wody. Po chwili była cała mokra, łącznie z włosami, których nie zamierzała moczyć. Po tym, jak zalała ją fala wody usłyszała głośny śmiech Gina, który zaatakował falą wody stworzoną przez dłonie, którymi wymachiwał na lewo i prawo.
- Gin! – zawołał z wyrzutem. – Przez ciebie jestem cała mokra!
- Chciałaś sucha wyjść z kąpieli? – zapytał, uśmiechając się ironicznie i posyłając kolejną porcję wody stworzoną z rąk, które poruszały się niczym mały, szybki wiatraczek.
- Chcesz wojny? – zawołała, na wpół roześmiana, na wpół rozzłoszczona dziewczynka i zaczęła naśladować ruchy Gina, tworząc przed sobą wodną ścianę, która zamieniwszy się w falę miała natrzeć na chłopca. Głośnemu pluskowi wody towarzyszył głośny śmiech.
- Poruszasz się, jak mucha w smole! Nigdy ze mną nie wygrasz! – krzyknęła, próbując przekrzyczeć ogólny hałas.
- Ja? Wolny?! Zaraz ci pokażę, jak wolny jestem, ty mały ślimaku! – odparował Gin i zaczął jeszcze szybciej wymachiwać w wodzie rękami, tworząc jeszcze wyższe fale.
- To pokaż, sreberko, na co cię stać – odpowiedziała, śmiejąc się na cały głos.
- Żebyś wiedziała, że ci pokażę dzieciaku – zawołał.
Kiedy oboje byli już tak przemoczeni i zmęczeni opluskiwaniem się nawzajem, że ręce zaczynały odmawiać im posłuszeństwa, a wszystkie mięśnie bolały ze zmęczenia, z piersi wydobywały się przyspieszone głębokie oddechy, a z twarzy nie schodziły uśmiechy, Ichimaru wpadł na kolejny, genialny, według  niego, pomysł.
- Ran, stój tu i podziwiaj – powiedział do dziewczynki wybiegając z wody. Matsumoto patrzyła na niego zaskoczona. Widziała, jak Gin przebiega kilka metrów brzegiem jeziora. Zatrzymał się koło powyginanego w różne strony drzewa. Spojrzał na nie i ocenił je z miną znawcy.
- Nada się idealnie – powiedział do siebie, po czym zawołał do Matsumoto. – Teraz patrz!-
Gin wdrapał się na drzewo i ostrożnie wszedł na gruby konar, pod którym rozlewało się już jezioro. Doszedł do końca gałęzi, wyprostował się, wyciągnął ręce do góry i patrząc wprost na Rangiku skoczył kilka metrów w dół do wody. Rozległ się plusk wody, która rozbryzgała się wokół. Dziewczynka, widząc skok, wstrzymała na chwilę oddech bojąc się, że Ginowi może stać się krzywda. Kiedy chłopiec wynurzył się z okrzykiem szczęścia z wody, rudowłosa wypuściła ze świstem powietrze z płuc.
- I jak? – zawołał dumny z siebie chłopiec.
- Cudownie! – odpowiedziała z zachwytem. – Też chcę spróbować!
Rangiku zbliżała się do Gina z niepewnym uśmiechem. Bała się skoczyć, lecz nie chciała być gorsza od swego towarzysza. Ponad wszystko pragnęła zasłużyć na podziw w jego oczach, dla tego uczucia była gotowa przezwyciężyć strach.
- No nie wiem – powiedział Ichimaru, odgarniając mokrą grzywkę  z czoła na bok. – To niebezpieczne, tym bardziej dla dziewczynek tak małych, jak ty – dodał z nutą troski w głosie, która sama go nieco zdziwiła.
- Dam radę – odparła, siląc się na pewny siebie ton. – To, że jestem dziewczyną, nie znaczy, że jestem gorsza – dodała, próbując sobie w ten sposób dodać odwagi.
Gin spojrzał na nią niepewnie i skinął głową na znak, że rozumie. Rangiku weszła powoli na drzewo. Kiedy stanęła na grubym konarze, który wcześniej służył Ichimaru jako podest do skoku, poczuła drżenie kolan. Przyspieszyło jej tętno, a nogi stały się, jak z waty. Niepewnie spojrzała na chłopca stojącego nieopodal w wodzie. Gin przyglądał się uważnie, próbując uśmiechem dodać jej otuchy. Jednak, gdy zauważył, jak cała drży zrobił krok do przodu i powiedział stanowczym głosem, co o tym wszystkim sądzi.
- Ran! Zejdź na dół. Cała się trzęsiesz.
- Nie. Nie jestem tchórzem – odpowiedziała drżącym głosem i postąpiła kolejny, niewielki kroczek w stronę końca grubego konaru drzewa. Wzięła głęboki wdech. Zamknęła oczy i skoczyła. Gdy Rangiku leciała w dół, czuła się wyjątkowo dziwnie, zdawało się, że chwila ta trwa wieki. Spadała i spadała w dół. Zderzenie z wodą naprawdę bolało. Woda nie była już tak przyjemna jak wcześniej, była twarda niczym skała. Potem poczuła, jak ciecz wdziera do ust, nosa, uszu. Zamknięte oczy piekły. Machała małymi rączkami ,próbując wydostać się na powierzchnię, otworzyła usta, by zaczerpnąć powietrza, krzyknąć. Jednak zamiast dającego życia tlenu, do płuc dostała się woda. Rangiku czuła wszechogarniający ból i strach. „Czy tak ma się to wszystko skończyć?” – kiedy zdążyła to pomyśleć, poczuła, jak coś złapało ją za rękę i pociągnęło mocno do góry, prawie wyrywając ramię z barku.

Gin widział, jak zniknęła pod wodą. Miał złe przeczucia, co do tego skoku. Po kilkunastu sekundach z przerażeniem ruszył w stronę miejsca, gdzie Rangiku wskoczyła do jeziora. Zanurkował. Udało mu się złapać rękę dziewczynki. Jednym ruchem pociągnął ją w górę. Kiedy wynurzyli się z wody, chłopiec zauważył, że rudowłosa jest nieprzytomna. Szybko wyciągnął ją na brzeg i położył na boku. Gdy uderzył ją w plecy, dziewczynka zaczęła kasłać i wypluwać wodę. Otworzyła szeroko oczy, kaszląc, próbowała złapać oddech. Kiedy się uspokoiła a oddech powoli zaczął się normować, poczuła łzy, które same zaczęły napływać do oczu. Z małej, dziecięcej piersi wydobył się cichy, urywany szloch a z oczu trysnęły łzy. Gin, widząc, że z Rangiku jest już dobrze, uśmiechnął się i poczuł ogromną ulgę. Objął ją lewym ramieniem, a prawą dłonią głaskał po głowie, by uspokoić jej nerwy. Łzy ciągle płynęły z dziewczęcych oczu, a przerywane łkanie wciąż wstrząsało drobnym ciałem niebieskookiej. Był to płacz strachu i ulgi, napięcia i rozluźnienia. Matsumoto musiała odreagować to, co się wydarzyło. Płuca ciągle miała obolałe, przypominające o tym, co przeżyła w ciągu paru sekund pod wodą. Powoli zaczęła się uspokajać pod wpływem jednostajnego głaskania po głowie i ramienia, które ją obejmowało. Spokojny głos chłopca również dawał jej ukojenie.
- No już… Już wszystko dobrze. Nie płacz – uspokajał Gin.
- Chlip… Przepraszam. Gin, przepraszam – zachlipała, wtulając twarz w chude ramiona chłopca.
- Za co? – zapytał zdziwiony.
- Bo… Bo cię nie posłuchałam – odpowiedziała cicho dziewczynka.
- Głupiutka. Nie przepraszaj – powiedział Ichimaru, ciągle głaszcząc ją po rudych włosach.
- Dziękuję. – Cicho wypowiedziane słowo, sprawiło, że Gin poczuł, jak coś gorącego rozlewa się w jego wnętrzu, ogrzewając okolice serca. Rangiku otarła łzy, zadarła główkę i z zadziornym uśmiechem i lśniącymi oczami spojrzała w twarz chłopca.
- Miałeś mnie już tak nie nazywać – powiedziała.
Gin na te słowa tylko szerzej się uśmiechnął i poprowadził ją w stronę drzewa. Chłopiec rzucił Matsumoto ubranie, po czym założył własne. Usiadł pod drzewem i spojrzał w niebo. Słońce prawie schowało się już za horyzontem. Księżyc pokazał się na granatowym niebie, a kilka gwiazd zaczęło już mrugać na nieboskłonie. Rangiku przysiadła się do chłopca. Siedzieli, oparci plecami o siebie, wpatrując się w gwiazdy.
- Gin, dziękuję, że znowu mnie uratowałeś – powiedziała.
- Nie dziękuj. Mówiłem ci już, że musiałem to zrobić – odpowiedział na jej podziękowania.
- Czemu? – zapytała.
- Zadajesz za wiele pytań – odrzekł Gin, mając przed oczami obraz kilku postaci odzianych w czarne stroje. Wpatrując się w niebo, dostrzegł nagle kolejny gwiazdozbiór, który znał.
- Widzisz te gwiazdy nad lasem? – zapytał niebieskookiej.
- Tak.
- To gwiazdozbiór Kasjopei – rzekł chłopiec. – Opowiedzieć ci jej historię? – zapytał Gin.
- Och, tak! Lubię, jak opowiadasz – powiedziała ciepło, po czym zamieniła się w słuch. Z przyjemnością wsłuchiwała się jednostajny, spokojny głos chłopca. Chłopca, który po raz kolejny uratował jej życie.
- Ten gwiazdozbiór łatwo rozpoznać, gdyż najjaśniejsze gwiazdy układają się w kształcie litery W. Jego nazwa wzięła się od imienia pewnej pięknej królowej. Rządziła ona w odległym kraju, który nazywał się Etiopia. Była to bardzo piękna władczyni, jednak była też wyjątkowo zarozumiała. Miała córkę Andromedę, ale o niej opowiem ci innym razem – mówił.
- Ta Andromeda też jest na niebie? – zapytała rudowłosa.
- Tak – odpowiedział Gin i dalej kontynuował opowieść. – Kasjopeja przechwalała się swoją urodą, obrażając w ten sposób nereidy, które z pomocą Amfitryty, władcy mórz i oceanów Posejdona, zemściły się na niej. Spowodowały ogromne powodzie, które zalały królestwo pięknej królowej.
- Kim były nereidy? – zapytała, wpatrując się w gwiazdy.
- Nereidy były nimfami wodnymi. Żyły one w głębinach mórz i oceanów w pałacach swego ojca. Towarzyszyły im przeważnie delfiny i trytony.
- Gin, a co to są trytony?
- Tryton to dziwne stworzenie. – Chłopiec zamyślił się chwilę. Próbował przypomnieć sobie dokładnie to, co o nich słyszał, gdyż chciał jak najpełniej odpowiedzieć na pytanie dziewczynki.
- Tryton jest półczłowiekiem i półrybą jednocześnie, ma też trzy pary końskich kopyt. Czasem, wydaje mi się, jest on też półwężem – odpowiedział na pytanie rudowłosej.
- A co było z Kasjopeją, jak te nereidy się na niej zemściły? – Rangiku była bardzo ciekawa, co wydarzyło się z tą piękną kobietą.
- Posejdon wysłał jednego ze swoich strasznych potworów, by zatopił Etiopię. Potwór ten nazywał się chyba Ketos. Kasjopeja wraz z mężem chcieli uratować kraj, dlatego postanowili złożyć kogoś w ofierze temu właśnie potworowi.
- Kogo złożyli? – zapytała ożywiona Rangiku, obracając się, by widzieć twarz chłopca.
- Opowiem ci o tym następnym razem – odpowiedział, uśmiechając się chytrze. Wiedział, jak na coś takiego zareaguje Matsumoto.
- Ale Gin… - Zaczęła marudzić. – Powiedz!
- Nie teraz. Następnym razem – odpowiedział chłopiec.
- Ale dlaczego? No nie bądź taki! – prosiła, lecz pobrzmiewał w tym także rozkaz.
- Jaki? – dopytywał rozbawiony.
- No… - dziewczynka zamyśliła się chwilę. – Gburowaty! – zawołała rezolutnie.
- Och, jak mam być gburowaty, to na pewno dziś nic ci już nie opowiem – odparł, śmiejąc się.
- Phi! – prychnęła. – Dlaczego nie dzisiaj?
- Bo chcę cię podręczyć. – Uśmiechnął się złośliwie, po czym dodał już normalnie. – Poza tym sporo się dziś wydarzyło. Już najwyższy czas, żebyśmy poszli spać. Jutro chciałbym iść dalej – dodał poważniej.
- Dobrze – wymruczała niezbyt zadowolona Rangiku i ułożyła się pod drzewem. Sen nadszedł szybko. Kiedy tylko zamknęła oczy, poczuła, jak traci kontrolę nad swoim ciałem, a zmysły przenoszą ją do krainy snów.
            Jeśli chodzi o Gina, ten długo jeszcze nie mógł zasnąć. Siedział obok Rangiku i patrzył na nią zamyślony. Prawą dłoń położył na jej jasnorudej główce. Zaczął powoli gładzić włosy i obserwować, jak lśnią w świetle księżyca. Podziwiał ich kolor i miękkość. Nigdy nie dane mu było zbliżyć się tak do nikogo. Wziął kręcące się pasmo dziewczęcych włosów między palce i ustawił je tak, by padał na nie promień księżycowego światła. Zafascynowany wpatrywał się w grę kolorów, kosmyk w swojej dłoni przybrał kolor złota. Srebro i złoto. Uśmiechnął się nieśmiało do własnych myśli.
- Będę cię chronił. Nie pozwolę, by coś znowu ci się stało – wyszeptał cicho, by nie zbudzić dziewczynki i ułożył się obok niej. Leżąc, ciągle głaskał ją po głowie, przynosiło mu to spokój. Nie rozumiał własnych uczuć, jednak wiedział, że przy Rangiku zachowywał się i czuł się całkiem inaczej, niż przy innych ludziach, których do tej pory spotykał.
- Będę przy tobie zawsze – wyszeptał i zasnął. Rudowłosa uśmiechnęła się przez sen do swoich marzeń sennych, których bohaterem był pewien srebrnowłosy chłopiec.
 ***
Długo nie było aktualizacji, wybaczcie :) Od dzisiejszego dnia, każdego dnia będę dawała kolejne rozdziały, mam nadzieję, że to osłodzi Wam okres oczekiwania. Oczywiście mogą się zdarzyć dni, kiedy nie będę w stanie wrzucić rozdziału, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie :) Dziękuję bardzo za komentarze, które pojawiają się na blogu :) 

Jeszcze jedna informacja. Osoby, które chcą być powiadamiane o aktualizacjach proszone są o pozostawienie kontaktu w podstronie: "Linki". Dziękuję za uwagę :)

Pozdrawia w gorącej wodzie kąpana Miyuki :)