piątek, 26 kwietnia 2013

14. Chcę!



Śnieżny puch zdążył opuścić pola Rukongai, a zmarznięta gleba powoli zaczęła na nowo się zielenić. Wiosna. Źdźbła trawy falujące przy wietrze i kolorowe kwiaty polne rozsiane po łąkach dodawały biednej okolicy - piękna i świeżości. Rudowłosa dziewczynka wyszła przed dom i wyciągnęła ręce ku górze, by się przeciągnąć po źle przespanej nocy. Uśmiechnęła się do siebie, gdy usłyszała słowika, który przyśpiewywał jej, kryjąc się w koronie pobliskiego drzewa. Rangiku przetarła zaspane oczy i odwróciła się w stronę domu.
- Gin! Śpiochu! Wstawaj! – zawołała. - Zobacz, jaki dziś piękny dzień – przekonywała chłopca, który najwyraźniej nie miał ochoty nigdzie się ruszyć.
- Daj mi spokój! – Usłyszała głuche jęknięcie z wnętrza budynku.
 Dziewczynka wydęła wargi i z zaciętą miną wkroczyła do domu. Spojrzała groźnie na przyjaciela, który leżał na posłaniu zwinięty w kłębek. Gdy Gin zauważył minę, z którą Matsumoto weszła do izby, chwycił koc i z głębokim westchnięciem zaciągnął go sobie na głowę. Rangiku tylko pokręciła głową i energicznym krokiem podeszła do niego. Jednym sprawnym ruchem ściągnęła wełniane przykrycie i stanęła nad swą ofiarą z triumfem wymalowanym na twarzy. Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła wyniośle na zaspanego chłopca.
- Ichimaru Ginie! Całą noc jęczałeś przez sen i nie dałeś mi spać, a teraz chcesz sobie to odespać w najlepsze?! Ja – zaznaczyła głośno - wstałam, więc ty także wstaniesz! – krzyknęła i  nie zważając na protesty próbowała go podnieść ciągnąc jego chudą rękę ku górze.
- Jesteś okropna – wymruczał chłopiec i przyciągnął do siebie dłoń, którą ciągnęła Rangiku. Schował ją pod brzuchem. – Chcę spać.
- A ja chcę dostać milion czerwonych kwiatków – powiedziała z przekąsem i złapała przyjaciela za lewą nogę. Zaczęła ciągnąć ciało chłopca, jakby wyciągała z mieszkania jakieś zwłoki.
Ichimaru miał dość. Chciał spać. Nie obchodziło go to, że już wstał kolejny dzień, ani także to, iż pięknie świeci słońce, a przyroda wyciąga po każdego swe zielone ramiona, by wciągnąć go do zabawy na jej łonie. Potrząsnął nogą i lekko nią kopnął tak, że dziewczynka upadła na podłogę z cichym klepnięciem. Nie patrzył na nią, więc nie widział, jak na niego spojrzała. W jej wzroku nie było złości, lecz smutek i odrzucenie. Bez słowa wstała i wyszła z domu po cichu. Kiedy przekraczała próg domu usłyszała jeszcze wymawiane cicho słowa Gina, które pozbawione były wszelkich uczuć.
- W końcu sobie poszła...
Z oczami pełnymi łez ruszyła przed siebie. Nie zwracała najmniejszej uwagi, dokąd się kieruje. Szła w stronę drzew, których przyjemnie szumiące liście przyciągały do siebie niczym magnes. Usiadła pod brzozą, której biała kora odbijała się na tle innych roślin w zagajniku - pełnym przeróżnych gatunków drzew - i oparła się o pień. Spojrzała w górę na drobne zielone listki zwisające tuż nad jej głową. Zamyślona nad zachowaniem Ichimaru, nie otarła łez spływających po policzkach,
        Tymczasem Gin przekręcił się na plecy i ze wzrokiem wbitym w sufit ponownie przeżywał swój sen, a raczej dziwną wizję. 
Rozglądał się dookoła. Wszędzie pełno było śniegu, który chłopiec tak uwielbiał. Nagle usłyszał za sobą skowyt dzikiego zwierzęcia, które swym wyciem go przeraziło. Próbował  biec przed siebie, lecz nie mógł się ruszyć. Stał w miejscu, jakby jego stopy wrosły w ziemię - w śnieg. Do uszu dochodził  odgłos chrzęszczącego śniegu. Wiedział podświadomie, że ktoś się zbliża. Obejrzał się. Obrót głowy trwał tylko krótką chwilkę, lecz jemu zdawało się, iż  trwa to wieki. Za nim stała kobieta, której twarz wykrzywiał złośliwy uśmieszek. Jej ciemne włosy powiewały na wietrze tworząc wokół niej ciemną poświatę. Do uszu Gina doszedł odgłos dzikiego śmiechu. Wiedział dokładnie, kim była ta kobieta. To ona była winna śmierci jego najbliższej rodziny. I oto on, odważny do tej pory, nie lękający się niczego, Ichimaru Gin, stał sparaliżowany żądnym krwi wzrokiem swojej ciotki, która wyciągała ku niemu dłoń. Palce zakończone były długimi, ostrymi paznokciami umalowanymi na czerwono, przywodząc na myśl krew. Kiedy chłopiec był już  pewny, że kobieta go dosięgnie, rozbłysło się jasne światło, które niczym promień odgrodziło Gina od ciotki. Kiedy chłopiec  zerknął na morderczynię swojego ojca, na jej miejscu stał mężczyzna w okularach. Shinigami uśmiechał się do niego ciepło i także wyciągał dłoń do chłopca, jakby chciał mu pomóc i wyciągnąć go z paraliżu, w który popadł. Ciepła dłoń dotknęła wychłodzonych palców dziecka i wtedy, jakby w głębi umysłu Gina narodziła się myśl. Głos brzmiący obco, lecz jednocześnie swojsko.
- Wiem, czego pragniesz. Pomogę ci – odezwał się głos.
Zdziwiony rozejrzał się wokół. Nie było nikogo prócz niego i strażnika śmierci, który się nie odzywał tylko uśmiechał w charakterystyczny, przyjacielski sposób. 
- Kim jesteś? – zapytał.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech, który długo pobrzmiewał w jego umyśle.

- No a potem Rangiku musiała mnie obudzić – powiedział na głos. Był zły na rudowłosą, że go przebudziła, nie przejmował się tym, iż zrobiła to z troski o niego. Nie widział, jak przestraszona Matsumoto, obudziła się w środku nocy i próbowała go przebudzić, gdy ten rzucał się mrucząc coś przez sen.
- Co to był za głos? – zastanawiał się Gin. – Czy był głos tego strażnika śmierci?
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że to był tylko sen. Jednak nie dawało mu to do końca spokoju, dlatego tak usilnie chciał ponownie zasnąć. Chciał znów śnić ten sen, by dowiedzieć się czegoś więcej. Leżał więc nieruchomo i starał się nie rozpraszać myśli. Jednak jedyne, co słyszał to śpiew słowika za oknem i bzyczenie muchy latającej pod sufitem. No i jeszcze jeden dźwięk – burczenie w brzuchu. Głód powoli dawał o sobie znać, na co Gin dość niechętnie wstał i podszedł do stołu, na którym leżały suszone owoce. Wziął kilka kawałków i zaczął je powoli przeżuwać. Wyszedł przed dom i rozglądając się, starał się wypatrzyć rudą główkę swej przyjaciółki. Podejrzewał, że może być lekko obrażona, jednak liczył, że parę smakołyków poprawi jej humor. Jednakże nigdzie nie widział znajomej postaci.
- Rangiku! – zawołał licząc, iż usłyszy gdzieś dziewczęcy głos w odpowiedzi, lecz nic takiego się nie stało.
            Lekko zaniepokojony ruszył na poszukiwanie. Nie był przyzwyczajony do tego, by tracić ją na dłużej z oczu. Matsumoto nigdy nie oddalała się na tyle od domu, by nie mógł jej wypatrzyć, bądź usłyszeć. To on był od oddalania się, a ona od siedzenia w domu. Nieświadomie powielał schemat stary, jak świat, mówiący o miejscu mężczyzny i kobiety, gdzie ta druga powinna siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać.
- Rangiku! – Usłyszała kilkakrotne nawoływania Gina, lecz nie zamierzała się odezwać. Smutek już jej przeszedł, teraz była po prostu zła. Wcześniej było jej przykro, że Ichimaru potraktował ją, jak natręta, który się narzuca. Sama natomiast nie miała takiego zamiaru, chciała tylko pomóc, bo widziała, jak chłopiec popadł w otępienie. Martwiła się jego nocnymi koszmarami, które powtarzały się od kilku dni, a najbardziej denerwowało ją to, że nic nie chciał na ich temat jej powiedzieć. Dziś Rangiku uznała, iż miarka się przebrała i więcej nie pozwoli się w ten sposób traktować.
- Też mam prawo być taka okropna i wredna, jak on – mruknęła cicho i pogładziła falującą pod dłonią trawę. Wpatrywała się teraz w płynącą wodę, gdyż przeniosła się nad niewielki strumyk płynący od południa na północ.
- Rangisiu – usłyszała za sobą głos chłopca.
Matsumoto na te słowa podciągnęła kolana pod brodę i udawała, że nic nie słyszy, dalej wpatrując się w szemrzącą wodę.
- Nie jesteś głodna? – zapytał, podsuwając jej prawie pod nos zawiniątko ze smakołykami.
Rangiku nadal udawała, że nie zauważa jego obecności, choć było jej o wiele trudniej, gdyż smakowity zapach dotarł do jej nozdrzy i pobudził mózg, któremu nagle przypomniało się, że czas najwyższy na posiłek. Żołądek upomniał się o swoje.
- Przecież widzę – powiedział z uśmiechem Ichimaru. – Tylko popatrz, co tu mam. Są ryżowe kulki i suszone owoce.
Spojrzała przelotnie na jedzenie, które Gin prezentował przed nią w całej okazałości.
- Czego chcesz? – zapytała w końcu. – Przecież dałam ci spać.
- Tak... Chcę, żebyś zjadła śniadanie – powiedział cicho.
- Wszystko tylko ty i ty! Ty i twoje koszmary! Twoje tajemnice, twoje chcenie! Ty chcesz spać! Ty chcesz, żebym zrobiła to albo zjadła tamto! Wszystko ty!!! – Rangiku zaczęła krzyczeć na Gina, coraz bardziej się nakręcając. – A co ja chcę, to już w ogóle się nie liczy! –Zacisnęła piąstki i z wściekłą miną spojrzała prosto w oczy chłopca, który zdziwiony stał z otwartą buzią.
- E... To co byś chciała? – zapytał niepewnie.
- Powiedziałam rano – mruknęła. Wstała, odwróciła się od chłopa i ruszyła wzdłuż rzeki.
- A mogłabyś powtórzyć? – zapytał podążając za nią.
- Nie.
- Ale...
- Nie!
- No, trudno – bąknął Gin i odszedł.
- Głupek, debil, imbecyl, idiota, egoista, małpa, czubek, sknera. – Rangiku, przysiadłszy ponownie na brzegu rzeki, odmawiała litanię. – Uch, jak ja go nie cierpię! – krzyczała sama do siebie.
            Kiedy ponownie usłyszała za sobą kroki Gina, który znacząco chrząkał, idąc w jej stronę, by zaznaczyć swoją obecność, dziewczynka uniosła wysoko podbródek postanawiając, że będzie go ignorować.
- Rangisiu
- Nic nie słyszę – powiedziała melodyjnym głosem.
- Nawet jeśli nie słyszysz, to i tak coś ci powiem – zaczął i nie zwracając uwagi na to, że Rangiku teatralnym gestem zatkała sobie uszy mówił dalej. – Co ci dziś odbiło to nie wiem, ale jak mogłaś wyskoczyć z tym moim chceniem? - Dziewczynka zaczęła w tym momencie nucić pod nosem jakąś melodię, żeby zagłuszyć słowa przyjaciela.
- Idiotko! Chciałem przeprosić! – wydarł się na całe gardło. – Ale, jak nie chcesz przeprosin – spojrzał na nią, wciąż nucącą melodię. – To nie dostaniesz tego, czego chciałaś....
Jakimś cudem jednak usłyszała słowa Gina i nim się zorientowała, że postępuje wbrew własnemu postanowieniu obróciła twarz tak, by widzieć, co ten trzyma w rękach. Zdziwienie Matsumoto na widok trzymanego przez Ichimaru bukieciku było ogromne. Nie był to może milion czerwonych kwiatów, tylko jeden kilka drobnych kolorowych roślinek, lecz wystarczyły one, by zmiękczyć serce niebieskookiej, która i tak nie potrafiła się długo gniewać.
- Jednak wiedziałeś – powiedziała cicho.
- No, bo ja wszystko wiem – odparł zawstydzony.
- Skromny, jak zwykle – mruknęła, jednak zaraz się uśmiechnęła i wzięła z rąk Gina kwiatki. Zatopiła w nich twarz i przez chwilę w ciszy upajała się ich zapachem.
- Ładnie pachną – powiedziała.
- Tak, jak ty – mruknął chłopiec.
- Podlizywanie się niewiele ci pomoże, nadal jestem na ciebie zła – odpowiedziała uśmiechając się serdecznie.
- Ależ ja się nie podlizuję! Nigdy w życiu – odrzekł i wyciągnął jeden niewielki kwiatek z bukieciku i zbliżył się do Rangiku. Odgarnął rude włosy i jedno pasmo założył za ucho. Następnie wsunął kwiatek w jej włosy, uśmiechając się szeroko.
- Teraz jesteś najpiękniejszą jędzą w całym Rukongai – powiedział poważnie.
- Jędzą? – zapytała z błyskiem w oku.
- Powiedziałem jędzą? Niemożliwe – odparł kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Tak właśnie powiedziałeś!
- Chciałem powiedzieć najpiękniejszym kwiatem Rukongai – odpowiedział siląc się na powagę, lecz w oczach igrały mu wesołe ogniki.
- Wcale się nie podlizujesz.
- Nic a nic.
Chwycili się za ręce i szczęśliwi zwrócili się w kierunku domu.
- Zaraz! – zawołała Matsumoto.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony Ichimaru.
- Moje jedzenie! – krzyknęła i pobiegła po smakołyki, które zostały nad rzeką.
Chłopiec tylko pokiwał głową uśmiechając się lekko. Patrzył, jak rudowłosa wpycha sobie ryżową kulkę do ust, mamrocząc przy tym niezrozumiale.
            Tak mijał im każdy dzień, jeden podobny do drugiego. Wspólne zabawy i kłótnie, tajemnice. Razem dzielili swój smutek i strach, i nawet, jeśli jedno z nich czasem coś skrywało, to byli ze sobą szczęśliwi. Każdy kolejny dzień należał do nich, a wszystkie wspomnienia z tych wspólnych dni były chowane głęboko w sercach tej dorastającej dwójki. 


Kajam się i błagam o przebaczenie win mych. <ukłon całym ciałem>

Ostatnio cały czas coś się dzieje w moim skromnym życiu, od przeprowadzki, po zmianę pracy i nawał kursów, stąd też zaniedbania straszne świecie blogosfery i m&a. Dziękuję jednak Wam kochani, że jeszcze tu zaglądacie i zmuszacie swoimi komentarzami do działania, to naprawdę daje kopa i mobilizuje :)
 Dziękuję za wszelkie modlitwy :) Chyba ktoś ich wysłuchał :) Chciałabym regularnie i często publikować, by dotrzeć do obecnych wydarzeń w mandze, które nota bene są z przeszłości :) Cieszę się, że miałam nosa z tym Isshinem! Chyba Kubo czytał mojego bloga xD A teraz na poważnie :) W weekend jeszcze ukaże się jeden rozdział, bo dziś usiadłam i go przeredagowałam, więc zapraszam ponownie w niedzielę najpóźniej, a potem się zobaczy :) 
Do kolejnego końca świata z Majami na pewno się wyrobimy.
Ach no i jeszcze jedno :) 20 kwietnia minęły 4 lata od założenia bloga na onecie, jak ten czas szybko leci... Ech... 

Uno, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że napisałaś! :) Zaraz Ci machnę jakiegoś maila :)
Anayanna, dzięki za komentarze pod ostatnimi rozdziałami, od razu wyobraźnia mi działa i podpowiada, co by tu dodać, bo planuję zrobić ze 2 - 3 wstawki z rozdziałami, których nie było na starym blogu.
K.; RedPineapple, Paulinko - dzięki kochane!