niedziela, 8 marca 2015

20. Akademia Shinigami i obietnica.


     Nadszedł długo wyczekiwany dzień - rozpoczęcie nauki w akademii - przez wielu młodych adeptów, którzy po wyczerpujących egzaminach mogli się cieszyć tym, iż po kilku latach nauki, będą prawdziwymi strażnikami śmierci. Słońce rozjaśniało bezchmurne niebo i oświetlało plac przed akademią. Gin i Rangiku znajdowali się w tłumie pierwszorocznych, nie orientujących się jeszcze, w zwyczajach panujących w tym miejscu. Lekki chaos, szmery rozmów – tak właśnie przedstawiał się ten rocznik. Dwójka przyjaciół trzymała się razem. Ichimaru rozglądał się nieznacznie po osobach, stojących w pobliżu, oceniał je. Wyczuwał ze wszystkich stron słabe ogniska reiatsu, które wcale nie robiły na nim wrażenia. Wiedział już, że sam posiada niespotykany poziom mocy duchowych, który zadziwił samych egzaminatorów, nie mogących uwierzyć, że chłopiec z Rukongai, może być na tak wysokim poziomie. Oczywiście żaden z nich nawet nie skojarzył Gina z jego rodziną, dość znaną w pewnych kręgach. Jedno słowo nasuwało się Ichimaru na myśl o zgromadzonych wokół niego osobach.
- Słabeusze – syknął znany głos.
     Natomiast Rangiku nie udawała, że nie zwraca na nic, ani na nikogo uwagi. Kręciła z ciekawością głową na wszystkie strony. Wszystko, co ją otaczało, pobudzało zainteresowanie i wyobraźnię. Tylu młodych ludzi w jej wieku, zgromadzonych wokół, nie widziała nigdy wcześniej. Nawet nie myślała, że tylu może być w całym Rukongai. Jej naiwność jeszcze dawała o sobie znać, a także to, że wraz z Ginem żyli przez te wszystkie lata w odosobnieniu. Nie mieli innych znajomych czy przyjaciół, w dodatku częste przeprowadzki nie sprzyjały zawieraniu znajomości. Jej wzrok przykuła jasnowłosa dziewczyna, która była o głowę od wszystkich wyższa. Spojrzenia dziewcząt skrzyżowały się, posłały sobie nieśmiałe uśmiechy. Jednak, gdy blondynka zauważyła obok niej Gina, szybko odwróciła wzrok. Rangiku nadal rozglądała się po zgromadzonych, dopóki za sobą nie usłyszała głosów, które bez wątpienia były skierowane do niej.
- Hej, ruda! – zawołał do niej jeden z pierwszorocznych. – Niezła z ciebie laska, może umówimy się po tych wszystkich nudnych uroczystościach?
- A potem może odwiedzisz nas w akademiku? – zaproponował chłopak stojący obok niego.
    Rangiku nie odwróciła się do nich, wspomnienie, kiedy była zaczepiona przez podejrzanych typów w Rukongai wróciło. Spuściła oczy i milczała. Jednak była osoba, nie mogącą tego przemilczeć. Gin, na którego ustach tkwił zabójczy uśmieszek, odwrócił się do dwójki zaczepiającej Matsumoto. Spojrzał na nich, mrużąc lekko oczy, przemówił pozornie spokojnym głosem.
- A może ja was odwiedzę? I pokażę wam, jak dobrze potrafię zabawić się z takimi, jak wy?
Spojrzenie Ichimaru i coś w tonie jego głosu wystraszyło dwójkę młodzieńców, którzy ostrożnie wycofali się i stanęli kilka metrów z tyłu, byle jak najdalej od niebezpiecznego chłopaka.
- O tak... Zabawmy się.  – Głos Shinsou rozległ się gdzieś echem w umyśle.
- Gin... – zagadnęła cicho Rangiku.
- Nie martw się, ta dwójka już cię nie zaczepi – powiedział z uśmiechem.
- A jeśli?
- To załatwisz ich tak, jak tamtych – odpowiedział. 
     Na podium wkroczył starszy mężczyzna, odchrząkując, dał znak uczniom, by ucichli.
- Witam was na rozpoczęciu nowego roku w akademii shinigami... – Zaczął przemowę, która ciągnęła się niemalże przez godzinę. Rangiku niewiele zapamiętała z tego wystąpienia, bo jej uwagę przykuły dwie osoby, które stały za dyrektorem akademii.
- A teraz uroczystego otwarcia, czyli uderzenia w gong, dokona jeden z kapitanów Gotei 13, Kensei Muguruma – ogłosił staruszek, przepuścił następnie kapitana o skwaszonej minie. Za nim dreptała porucznik o zielonych włosach, machając śmiesznie za długimi rękawami kimona. Rangiku wpatrywała się w nią, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy to ta zabawna shinigami powiedziała jej, że powinna zostać strażnikiem śmierci. Kensei podszedł do zawieszonego złotego gongu i wyciągnął swoje niewielkie zanpakutou. Rękojeścią broni uderzył w mosiądz, a rozbrzmiewający dźwięk był tak donośny, iż było go doskonale słychać w najdalszym nawet zakątku placu. Rangiku, tak jak i Gin, zakryła uszy, by nie ogłuchnąć. Wtedy też rozległ się pisk Mashiro.
- Kensei! Kensei! To ta mała, którą nastraszyłeś w sklepie! – piszczała Kuna, wskazując palcem na zdezorientowaną Matsumoto.
- Idiotko! Zamknij się, bo nie dostaniesz obiadu... – warknął kapitan do swojej podwładnej, a na placu rozległy się chichoty uczniów.
Kobieta, nic sobie z tego nie robiąc, zeskoczyła z podestu i podbiegła do Rangiku. Młoda adeptka, zaskoczona tym zajściem, nie zauważyła, że obserwowali ją wszyscy zebrani przed budynkiem akademii.
- Jak fajnie, że cię spotkałam! – zawołała wesoło Mashiro. – Wiesz, dziś nie mam żadnych słodyczy, ale następnym razem przyniosę ci całą torbę i zjemy je na spółkę, co ty na to? – zapytała układając usta w dzióbek. Nim Rangiku zdążyła odpowiedzieć, Kuna zniknęła ciągnięta za kimono przez swojego kapitana.
- Przepraszam za nią! – zawołał Kensei odchodząc. – Ona jest po prostu niezrównoważona psychicznie! – dodał.
- W czwartek o piętnastej! – zawołała jeszcze pani porucznik i wraz z kapitanem opuściła plac.
     Gin spojrzał na Matsumoto zaskoczony i jednocześnie zaintrygowany. Zastanawiał się, skąd jego przyjaciółka zna tego narwanego kapitana i jego stukniętą podwładną. Na jego pytające spojrzenie Rangiku tylko wzruszyła ramionami.
- To długa historia – powiedziała.
- Wieczorem mi opowiesz – szepnął jej do ucha tak, by wszyscy wkoło widzieli, jak bliskie łączą ich relacje. Już na samym początku chciał dać wszystkim zainteresowanym do zrozumienia, że Rangiku jest pod jego ochroną.
- Cisza! – zawołał shinigami, który stanął teraz na podium. – Teraz zostaniecie przydzieleni do akademików, a także dowiecie się o paru sprawach organizacyjnych. Starsi mogą się już rozejść.
     Rangiku weszła do swojego nowego pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i od razu się w nim zakochała. To miejsce było tak różne od starych, sypiących się domów, które do tej pory zamieszkiwali z Ginem, że nie mogła się napatrzeć na nowe meble, bladoróżowe ściany. Szczęścia dopełniało miękkie łóżko i puchaty dywan w ciepłych kolorach, który sprawiał, że pokój był taki przytulny. Chwilę po Matsumoto drzwi do pokoju otworzyły się powoli i w drzwiach stanęła nowa współlokatorka. Była to dziewczyna, która zwróciła uwagę Rangiku na rozpoczęciu. Wysoka, miała krótko ścięte włosy, z wyjątkiem trzech cienkich warkoczyków, spływających na ramię. Uśmiechnęła się serdecznie do Matsumoto i postawiła swoją torbę przy drzwiach.
- Jestem Kotetsu Isane, miło mi cię poznać – powiedziała i ukłoniła się.
- Matsumoto Rangiku, mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami – odpowiedziała i również ukłoniła się lekko w geście przywitania. Wtedy też zdała sobie sprawę, że naprawdę chciała, by Isane została jej przyjaciółką. Do tej pory miała tylko jedną bliską osobę, jednak nagle poczuła potrzebę bycia akceptowaną przez innych. Chciała znaleźć kogoś, dziewczynę, z którą mogłaby porozmawiać o rzeczach, o których nie mogła z oczywistych powodów rozmawiać z Ichimaru. Miała także nadzieję, że Kotetsu będzie podzielała jej typowo babskie zainteresowania. 
     Gin został przydzielony przez pomyłkę do pokoju z uczniem piątego roku. Był to dziwny chłopak, przywitał Ichimaru jedynie spojrzeniem zza książki, którą właśnie czytał. Spojrzał na niego niechętnie domyślając się, że ich wzajemne stosunki nie będą zbyt interesujące. Rzucił się zatem na łóżko i przymknął oczy. 
- I jak ci się tu podoba? – zapytał Shinsou.
- Może być – odpowiedział w myślach.
- Teraz wiele się zmieni... Będziemy od teraz trenować na serio – szepnął lis.
- Taa... Dostaniesz to, co chcesz – odparł Gin.
- Ja? – Śmiech rozbrzmiał w umyśle Ichimaru. – Dobrze wiesz, że moje pragnienia są odzwierciedleniem twoich.
Na ustach chłopca pojawił się uśmiech, który do tej pory nigdy nikomu dobrze nie wróżył.
- Ta dwójka? – zapytał duch zanpakutou.
- Poczekajmy. Zobaczymy  czy przyjęli do wiadomości moje ostrzeżenie, jeśli tylko spróbują się zbliżyć do Rangiku to...
- To się zabawimy – dopowiedział z oddali głos Shinsou, po czym zamilkł.
     Wieczorem, pod wiązem, na skraju placu przed akademią siedział i czekał. Pogwizdywał cichutko tylko sobie znaną melodię. W końcu usłyszał, dochodzące od strony żeńskiego akademika, szybkie kroki.
- Spóźniłaś się – mruknął.
- Oj, bo się zagadałam z sąsiadkami na korytarzu, wybacz Gin – powiedziała i przysiadła się do chłopaka.
- Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając się jej uważnie.
- Oczywiście, a co miałoby być nie w porządku? – zapytała.
- Nie, nic... To opowiadaj – zachęcił Ichimaru i oparł głowę o pień drzewa. Rangiku zaczęła opowiadać o swoim pokoju, o nowej współlokatorce i sympatycznych dziewczynach mieszkających obok. Kiedy w końcu skończyła usłyszała westchnienie Gina.
- Co?
- Tak, jak myślałem – powiedział, uśmiechając się do niej.
- Co myślałeś? – zapytała.
- Nieważne – odpowiedział.
- Jak to nieważne? Mów natychmiast! – zawołała Rangiku.
- Nie – odparł z przekornym uśmiechem.
- Ale ja chcę wiedzieć – powiedziała naburmuszona Matsumoto.
- Może kiedyś ci powiem...
Dziewczyna po chwili uśmiechnęła się i oparła głowę na ramieniu przyjaciela. Siedzieli tak, milcząc i patrząc w bezchmurne niebo - na gwiazdy. Nie potrzebowali słów, by się zrozumieć. 
- Gin?
- Hmm?
- Cieszę się, że tu jestem – powiedziała cicho.
- To dobrze – odparł krótko.
- Z tobą. Będziemy tak zawsze siadać wieczorami razem, dobrze? – zapytała, przechylając głowę i patrząc prosto w oczy chłopaka.
- Dobrze – odpowiedział z uśmiechem.
Gwiazdy dalej rozjaśniały niebo swym blaskiem, a Gin i Rangiku nadal siedzieli wtuleni w siebie. Każde z nich pochłonięte własnymi myślami, które jednak zawsze krążyły wokół tej drugiej osoby.

      Promienie słońca przenikały przez szyby w oknie i jasną smugą padały wprost na twarz rudowłosej dziewczyny, która spała w najlepsze z lekko rozchylonymi ustami. Do pokoju, po kąpieli, wróciła Isane. Podeszła do śpiącej Rangiku i poklepała ją delikatnie po ramieniu.
- Gin jeszcze trochę... – wymruczała przez sen i nakryła twarz kołdrą.
- Rangiku, wstawaj. Spóźnisz się na zajęcia. – Próbowała dobudzić swoją współlokatorkę.
- Jeszcze troszeczkę...
- Jak nie wstaniesz, to nie załapiesz się na śniadanie... – powiedziała z uśmiechem Kotetsu.
- Śniadanie! – wykrzyknęła Matsumoto i jak rażona prądem wyskoczyła z łóżka. Szybko się ubrała, zerknęła do lustra, przeczesała rozczochrane włosy i wraz z Isane pobiegła na stołówkę. 
    Minął miesiąc odkąd Rangiku i Gin rozpoczęli naukę w Akademii Shinigami. W tym czasie Matsumoto stała się najbardziej rozpoznawalną osobą na pierwszym roku. Jako, że była wesołą i bardzo otwartą osobą zawsze wokół niej można było zauważyć grupkę koleżanek i kolegów, starających się zwrócić na siebie uwagę. Dziewczyna wraz z kilkoma koleżankami, wśród śmiechu, weszła na stołówkę. Rozejrzała się po niej i uśmiech zniknął z jej twarzy. 
- Coś się stało? – zapytała Riko, która była w tej samej klasie. 
- Nie. Nic – odpowiedziała prędko i przywołała na powrót szeroki uśmiech. Usiadła przy jednym stole z nowymi koleżankami i zabrała się za jedzenie. Jednak czegoś brakowało temu posiłkowi i nie chodziło tu bynajmniej o smak, czy sposób przygotowania. Jedzenie, które stało przed nią, było przyrządzone przez anonimowe kucharki, a nie przez Gina. Brakowało jej tego, że Ichimaru siłą ściągał ją z łóżka, by zjadła świeżo przez niego ugotowane specjały. Tęskniła także za jego obecnością. Przez kilka lat zdążyła się już tak do niego przyzwyczaić, że ciężko jej było, gdy nie znajdował się gdzieś obok. Odkąd przybyli do akademii wszystko się zmieniło. Rangiku nie sądziła, iż jej życie ulegnie takim zmianom. Trafiła do innej klasy niż Gin, więc w ciągu dnia prawie w ogóle się nie widywali, chyba że gdzieś na korytarzu, lecz wtedy Matsumoto była okrążona koleżankami. Ichimaru w takich momentach uśmiechał się do niej i szedł dalej w swoją stronę. Pogrążona w myślach o Ginie nie śledziła ożywionej dyskusji toczącej się przy stole, dopóki ktoś nie wymówił znanego jej imienia.
- Ichimaru Gin jest z nami na pierwszym roku i podobno posiada już własne zanpakutou i zna jego imię – mówiła przejęta Riko.
- Niemożliwe! W tym wieku? – podekscytowane dziewczęta przy stole zaczęły zastanawiać się, jak może wyglądać tak uzdolniony adept. Rangiku nie odzywała się słowem tylko słuchała, popijając sok. Nie potrafiła się przyznać, że doskonale zna Gina. Czemu? Sama nie wiedziała. Możliwe, że chciała zachować go jedynie dla siebie. Gdyby pisnęła choć słówkiem o wspólnie spędzonych latach, to była tego pewna, koleżanki nie dałyby jej spokoju, póki nie dowiedziałyby się wszystkiego o Ichimaru.
- Jego zdolności zadziwiają wszystkich nauczycieli. Słyszałam, że od ponad trzydziestu lat nikt z takim talentem nie uczęszczał do akademii – powiedziała Misaki, niska blondynka w okularach.
- Ciekawe, jak on wygląda... – zastanawiała się Riko. Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu Gina. Jej wzrok padł na jednego z drugoklasistów. 
- Łaa!!! Kuchiki senpai! – pisnęła i podskoczyła tak, że aż stół przy którym wszystkie siedziały, zachwiał się niebezpiecznie.
    Piski dziewcząt rozeszły się po całej sali. Do stołówki wszedł chłopak, który nie zważając na zamieszanie, towarzyszące jego pojawieniu się, usiadł spokojnie przy stole z innymi uczniami ze swojego rocznika. Wszystkie dziewczęce spojrzenia wpatrywały się w niego uporczywie, nawet Rangiku spoglądała z niejakim podziwem na Byakuyę, który przed posiłkiem, jednym zwinnym ruchem przewiązał swoje długie czarne włosy fioletową wstążką. Niewątpliwie Kuchiki senpai był obiektem westchnień większości żeńskiej części akademii. Matsumoto, podobnie jak jej koleżanki, nie zauważyła niepozornego chłopaka, który usiadł przy stole w kącie sali. 
    Gin, z uśmiechem przyklejonym do twarzy, przyglądał się, jak jego ruda przyjaciółka wraz z koleżankami wpatruje się, jak urzeczona w Byakuyę.
- I... Ichimaru, mogę się przysiąść? – zapytał chudy chłopiec, który uczęszczał do jednej klasy z Ginem.
- Siadaj – mruknął między jednym kęsem a drugim.
- Chciałem się z... zapytać czy j... jesteś z tej rodziny I... Ichimaru? – wyjąkał niepewnie brunet.
- Jeśli nawet tak, to co? – zapytał zimno Gin, choć uprzejmy uśmiech nie schodził z jego ust.
- Nazywam się Kamiya Shun, moja rodzina od zawsze służyła pod rozkazami rodziny Ichimaru – powiedział tym razem bez zająknięcia, patrząc prosto w oczy Gina, które ten jak zawsze miał przymknięte.
- I co z tego? – zapytał spokojnie, opierając się o oparcie krzesła.
-  Ostatnio w tej rodzinie zdarzają się różne... wypadki... – powiedział cicho Shun.
- I pytam się jeszcze raz, co z tego? 
- Może przypadkiem cię zainteresuje, że mój ojciec, jak i cała rodzina nie są zbytnio zadowoleni z obecnej głowy rodziny.
- Nic mnie nie obchodzi moja rodzina – powiedział z szerokim uśmiechem i nachylił się nad Kamiyą – I ciebie też nie powinna obchodzić – dodał zimno i wyszedł ze stołówki, cicho podgwizdując pod nosem. Shun przez chwilę siedział, jak sparaliżowany. Przerażający głos Gina ciągle dźwięczał w jego uszach. Kiedy w końcu się otrząsnął, uśmiechnął się do siebie.
- Taki, jak mówił ojciec...
     Kiedy do uszu Rangiku, poprzez gwar rozmów, dobiegło znajome pogwizdywanie, obejrzała się za siebie i dostrzegła zamykające się za sobą drzwi. Nie zastanawiając się, chwyciła swoją torbę i wybiegła bez słowa na korytarz. Rozejrzała się bezradnie, póki nie zauważyła dłoni, która machała jej zza rogu ściany. Pobiegła w tamtym kierunku. O ścianę stał oparty Gin, który spoglądał na nią otwartymi szeroko oczyma. 
- Gin! – zawołała i rzuciła mu się na szyję.
- Co się tak nagle na mnie rzucasz, jakbyś mnie lata nie widziała? – zapytał i pociągnął ją za kosmyk włosów.
- Ała! – Rangiku odskoczyła od niego i spojrzała na niego – To bolało.
-  Miało boleć – powiedział z uśmiechem.
- Głupek!
- Oj, Rangisiu – zaczął cicho i podniósł dłoń na wysokość jej twarzy chcąc dotknąć zaróżowionego policzka.
-Teraz to Rangisiu, co? – prychnęła obrażona i odtrąciła dłoń Ichimaru.
- O co ci chodzi?
- O nic – powiedziała naburmuszona.
- Przecież widzę. No już, uśmiechnij się, bo ci się zmarszczki robią od tego złoszczenia – powiedział wesoło.
- Naprawdę? – zapytała przestraszona i dotknęła dłońmi twarzy badając, czy rzeczywiście są na niej zmarszczki.
- Głupia! – zawołał Gin i położył jej dłoń na głowie, rozmierzwił rude włosy, śmiejąc się w głos. – Czas na zajęcia. Do zobaczenia potem – dodał, machając, poszedł korytarzem w kierunku swojej klasy.
- Jesteś okropny! – zawołała za nim Rangiku, doprowadzając włosy do porządku.
     Wieczorem Matsumoto, pod pretekstem bólu głowy, położyła się wcześniej spać. Dzięki temu miała wymówkę, by nie iść do sąsiadek na codzienne ploteczki, których ostatnio nie opuszczała. Miała tego dnia zamiar iść zobaczyć się z Ginem. Chciała na niego nakrzyczeć, uderzyć go, a potem przytulić. Tyle skrajnych emocji w niej wrzało, że nie wiedziała, jak się zachować. Kiedy usłyszała za ścianą śmiechy i odgłosy zabawy wstała z łóżka po cichu. Ułożyła poduszkę wzdłuż posłania i przykryła ją kołdrą tak, by wyglądało to, jakby ktoś właśnie tam spał. Następnie na palcach podeszła do drzwi i lekko je uchyliła. Przez dłuższą chwilę nasłuchiwała, czy nikt nie przechodzi korytarzem i gdy w końcu uznała, że może bezpiecznie wymknąć się z pokoju, wybiegła szybko na palcach i zbiegła po schodach. 
- Matsumoto, a ty gdzie? – zapytała siwa staruszka, która pojawiła się przed drzwiami.
- Och! Pani Kame, bo ja właśnie chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza przed snem – powiedziała prędko, modląc się w duchu, by opiekunka żeńskiego akademika ją wypuściła.
- Dobrze – powiedziała powoli kobieta. – Tylko nie siedź za długo na dworze, bo się przeziębisz.
- Zrozumiałam! – zawołała i pobiegła w stronę drzewa, przy którym kilka razy spotkała się już wieczorem z Ginem. Jednak, kiedy dotarła na miejsce, rozczarowana opadła pod pniem. Nikogo nie było w pobliżu.
- To ja się zrywam z imprezy, żeby się z nim zobaczyć, a jego nie ma – powiedziała smutno i podciągnęła kolana pod brodę.
- Ja tu jestem każdego wieczoru, miło, że w końcu raczyłaś się zjawić – rozległ się głos w górze. Rangiku zadarła głowę i coś srebrnego mignęło między liśćmi.
- Gin! – zawołała radośnie. Chłopak zeskoczył z drzewa i stanął nad przyjaciółką, uśmiechając się złośliwie.
- Co cię sprowadza?
- Jak to co? Chciałam się z tobą zobaczyć – powiedziała, wydymając usta.
- A co z tymi twoimi koleżankami? Nie będą tęsknić za duszą towarzystwa panną Rangiku? – spytał, naśladując głos Riko.
- Nie będą – odpowiedziała cicho.
- To mów co się stało...
- Czy musiało się coś stać, żebym tu przyszła? – zapytała z wyrzutem.
- Nie przychodziłaś przez ostatni tydzień, więc uznałem, że jak już się tu zjawiłaś, to coś się stało i jestem ci potrzebny – powiedział bez cienia uśmiechu i usiadł obok Matsumoto.
- Przyszłam, bo chciałam! I niczego od ciebie nie chcę – warknęła i zamilkła.
    Zapadła cisza, żadne z nich nie potrafiło jej przerwać. Każde z nich czuło się na swój sposób zranione. Gin czuł się opuszczony przez Rangiku, która zyskała tylu nowych przyjaciół. On natomiast nie potrafił, choć może raczej – nie chciał z nikim nawiązać bliższych znajomości, dlatego też w klasie siedział sam, sam także spędzał czas wolny. Był przez to lekko rozgoryczony, gdyż samotność nie przeszkadzała mu tak nigdy wcześniej. Do momentu, w którym spotkał Rangiku był sam, od tamtego zdarzenia uzależnił się od jej obecności. Przy niej nie odczuwał potrzeby przebywania z innymi ludźmi, ona w zupełności mu wystarczała. Jednak teraz, gdy Matsumoto tak się od niego oddaliła, czuł palącą pustkę, której nic nie mogło zastąpić. Jeżeli natomiast chodzi o Rangiku, to również czuła się samotna, brakowało jej Ichimaru, siedzącego obok, czy idącego kilka kroków przed nią. W dodatku to chłodne przywitanie i ten dystans, który się pomiędzy nich wdarł, sprawiały, że czuła się fatalnie.
- Rangiku? – Przerwał w końcu ciszę.
- Dlaczego jesteś taki? – zapytała cicho.
- Jaki?
- Zimny – odpowiedziała.
- Już taki jestem – odparł.
- Wcale nie! Chcę się znowu z tobą śmiać i bawić, kłócić i... – nie skończyła, bo Gin przygarnął ją do siebie i objął ramieniem.
- Mówiłem ci już, że z dniem, gdy zaczniemy akademię wszystko się zmieni – powiedział bezbarwnym głosem.
- Ale...
- Zaczęłaś nowe życie, w którym nie ma zbyt wiele miejsca dla mnie. Ciesz się tym, baw się. Masz teraz wielu nowych przyjaciół, z którymi możesz się śmiać – powiedział, ucałował ją w czubek głowy, wstał i skierował się w stronę męskiego akademika.
- Gin, czekaj! – zawołała za nim Rangiku. Jednak Ichimaru nie zatrzymał się, z pochyloną głową szedł powoli.
- Tak będzie lepiej – pomyślał. – Chyba jednak nie jestem takim skończonym egoistą.
- Jesteś, jesteś... W dodatku cholernym masochistą – mruknął niezadowolony głos Shinsou. Nagle Gin poczuł ostry ból między łopatkami. Upadł i jęknął. Usłyszał za sobą szybkie kroki, obrócił się.
- Należało ci się, ty małpo! – krzyknęła Rangiku i rzuciła się na leżącego z pięściami.
Zaskoczony Gin, nim zdążył zareagować, poczuł kolejne dwa lekkie ciosy w klatkę piersiową. Rangiku usiadła na leżącym przyjacielu i zanosząc się płaczem tarła oczy, które zaczynały ją piec.
- Za co? – zapytał, lecz widząc łzy Matsumoto usiadł i objął ją pocieszająco klepiąc po plecach.
- Za twoją głupotę – wychlipała.
- To bolało. Mogłaś mnie zabić – powiedział.
- Dużej straty by nie było – odpowiedziała z uśmiechem. Gin słysząc lekko weselszy ton głosu, cofnął się i spojrzał na skrzywioną twarz dziewczyny.
- No nie wiem... Twoja psychika mogłaby na tym ucierpieć – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
- O mnie się nie martw.
- Nie o ciebie się martwię, tylko o siebie – odparł. 
- Phi – prychnęła i skrzyżowała ręce na piersi.
- Czemu mnie uderzyłaś? – zapytał, krzywiąc się, gdy spiął lekko łopatki.
- Bo chciałeś mnie zostawić – powiedziała głośno. – Niech ci znów do głowy nie przyjdą takie bzdurne myśli, Ichimaru Ginie – powiedziała powoli akcentując każdy wyraz.
- To znaczy?
- To znaczy, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – powiedziała.
-Ech, a już miałem nadzieję... – odparł. Spojrzeli sobie w oczy i oboje w tym samym momencie wybuchli śmiechem. 
- Masz na mnie zły wpływ – powiedział Gin.
- A to źle? – zapytała Rangiku, mrugając okiem do Ichimaru.
-  Nie, ale... 
-Co? – zapytała Matsumoto, lekko przestraszona, że znów coś jest nie tak.
- Zejdź ze mnie wreszcie, bo mi nogi zmiażdżysz, taka jesteś ciężka – powiedział Gin i uchylił się przed dłonią, która już miała go spoliczkować. Wstał prędko i zaczął uciekać przed goniącą go Rangiku.
- Coś ty powiedział? Że jestem za ciężka?! –wołała Matsumoto.
- Jak słoń! – odkrzyknął Gin.
- Już nie żyjesz!!! –wydarła się rudowłosa i popędziła za Ichimaru jedną z uliczek pomiędzy budynkami.
- My przecież już i tak nie żyjemy, przecież to świat zmarłych! – zawołał i głośno się roześmiał.
- To zginiesz Ginie po raz drugi! 
- To spróbuj mnie złapać ślimaku! – zawołał w jej kierunku i wskoczył na dach sali od ćwiczeń.
- Grr... Małpiszon jeden – Matsumoto zaśmiała się cicho i podążyła za Ichimaru. Tak, jak zawsze za nim podążała, odkąd sięgała jej pamięć. Księżyc oświetlał dachy swym lśniącym światłem, po których biegała dwójka pierwszorocznych uczniów. Gdy w końcu opadli z sił, położyli się na jednym z nich i trzymając się za ręce, jak za dawnych lat. Zasnęli.

      Końcówka września zapowiadała się bardzo ładnie, było ciepło i słonecznie. Prawdziwa, złota jesień. Wieczorem Rangiku wracała ze spotkania z Ginem. Tych parę chwil poprawiło jej niewątpliwie humor, w dodatku, następnego dnia miały być jej urodziny, które były jednocześnie rocznicą spotkania Ichimaru. Tamtego dnia, kilka lat wcześniej zaczęła na nowo żyć. Nie mogła się doczekać jutrzejszego wieczora, ponieważ umówiła się już z przyjacielem. Matsumoto była pewna, że Gin szykuje jej jakąś niezwykłą niespodziankę, widziała to tego dnia w jego oczach.
- W takim razie widzimy się jutro o tej samej porze – powiedział do niej z uśmiechem. – Tylko się nie spóźnij – ostrzegł.
- Obiecuję, że się nie spóźnię – powiedziała i nieśmiało ucałowała chłopaka w policzek, po czym uciekła do swojego akademika. Nie wiedziała, czemu tak postąpiła, czemu się tak spłoszyła, ale jak na Rangiku przystało, nie przejmowała się tym zbyt długo. Położyła się spać, lecz podekscytowanie i czekanie na nadchodzący dzień, nie pozwalały jej zasnąć. W końcu jednak przymknęła powieki, a spokojny sen zajął jej umysł.
     Tymczasem Gin wracał do siebie. Przed drzwiami jego pokoju stał ciemnowłosy chłopak, który wyraźnie czekał na Ichimaru. Westchnął teatralnie na jego widok i zatrzymał się.
- O co znowu chodzi? – zapytał znudzony.
- Porozmawiajmy – powiedział poważnie. – Sam wiesz, o czym.
Gin spojrzał na niego badawczo, po czym wciągnął go do swojego pustego pokoju i zapalił niewielką lampkę, stojącą na stoliku.
- A gdzie twój współlokator? – zapytał gość.
- Nie ma go dziś. – Gospodarz odpowiedział z uśmiechem i położył się na swoim łóżku. Shun rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś miejsca dla siebie, w końcu przysunął do łóżka Ichimaru krzesło i na nim usiadł.
- Mów – odezwał się Gin, co zabrzmiało, jak rozkaz.
- Mój ojciec opowiadał mi, że syn poprzedniej głowy klanu zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy senior został zamordowany. Wielu go szukało, lecz dzieciak przepadł, jak kamień w wodę. Potem zaczęły się niewyjaśnione morderstwa członków głównej linii klanu. Jak sam dobrze wiesz dwójka, z rodzeństwa twojego ojca, została zamordowana – powiedział chłopak uważnie przyglądając się Ginowi.
- Czemu mi to wszystko mówisz? – zapytał, nie okazując żadnego zainteresowania.
- Bo wygląda na to, że chłopak się znalazł – powiedział Kamiya.
- Nawet jeśli, to czy to coś zmieni? – zapytał.
- To zależy od niego – odpowiedział cicho. Gin otworzył oczy i spojrzał na Shuna z szerokim uśmiechem. Podejrzewał, że brunet został wysłany przez swojego ojca, by zyskać jego przychylność.
- Co masz mi do zaproponowania? – zapytał.
- Teraz oficjalnie głową klanu jest Ichimaru Tatsuya, lecz to jego siostra w rzeczywistości pociąga za wszystkie sznurki. Mojemu ojcu, jak też kilku innym rodzinom, niezbyt to odpowiada – powiedział Shun.
- Chcecie, żebym się pozbył ich obojga, byście mogli przejąć interes rodzinny? – zapytał Gin, siadając na łóżku i mierząc wzrokiem Kamiyę.
- Chcemy, żeby rządził prawowity następca rodu, czyli ty – rzekł twardo chłopak, okazując niezwykłą odwagę w starciu z morderczym spojrzeniem Gina.
- Nie jesteś taki zły na jakiego wyglądasz – powiedział, przymykając oczy. – Podobasz mi się – zaśmiał się cicho. - Dlaczego sobie mnie upatrzyliście? – zapytał po chwili.
- Jesteś najbardziej podobny do swojego dziadka, te oczy... Uważamy, że najlepiej pokierujesz rodziną i jej interesami tak, jak twój przodek – powiedział cicho Shun. Gin roześmiał się głośno. Pamiętał swojego dziadka, jak przez mgłę. 
*  Matka, ukochana matka, którą później stracił, zaprowadziła go do ciemnego pokoju, do którego wcześniej nie wolno mu było wchodzić. Podeszła z nim do fotela stojącego przy kominku, na którym wesoło trzaskał ogień. I wtedy Gin dostrzegł najbardziej przerażające oczy w swoim życiu. Dwie blade źrenice, mogące zmrozić swym zimnem każdego człowieka, wpatrywały się w niego z uporem. Starzec wyciągnął dłoń i położył ją na głowie czteroletniego chłopca. Zaśmiał się przeraźliwie.
- Będziesz jeszcze większym draniem niż ja – powiedział, a śmiech ciągle brzmiał w pokoju.
- Ależ ojcze... – zaprotestowała kobieta.
- Moriko, zamilknij! – rozkazał kobiecie. – Gin odziedziczy po mnie tytuł i zdolności, nikt mu tego nie odbierze – powiedział patrząc na przestraszonego chłopca. Następnie posadził go sobie na kolanach i zaczął uważnie przyglądać się jego drobnej twarzy. Chłopiec niepewnie oglądał się na matkę, stojącą z boku. Przyglądała się z lękiem swojemu teściowi.
- Chłopcze, nadejdzie dzień, kiedy będziesz musiał zrobić coś, co nie spodoba się każdemu. Czuję, że nim staniesz na czele rodziny, przyjdzie ci pokonać wiele przeciwności – powiedział, po czym nachylił się nad Ginem i szepnął mu do ucha słowa, których czteroletnie dziecko nie było w stanie zrozumieć. – Nigdy się nie cofaj, niszcz wszystko i wszystkich, którzy staną na twojej drodze. Bądź bezwzględny, a zwłaszcza dla tych, którzy są ci najbliżsi – wyszeptał. –Moriko, zabierz go już. Nie lubię bachorów, zwłaszcza takich jak ja. – Oddał chłopca kobiecie i gestem wyprosił dwójkę z pokoju. Następnego dnia znaleziono go zasztyletowanego w sypialni.*
- Mój dziadek był dziwakiem – prychnął Gin.
- Może i nim był, ale był także najlepszym zabójcą, jaki stąpał po tej ziemi – powiedział Shun, patrząc ostrożnie na Ichimaru.
- Zatem chcecie, żebym poszedł w jego ślady? Czyżbyście mieli jakieś zlecenie, z którym nie możecie sobie poradzić? – zapytał złośliwie.
- Tego chcemy, ale dlatego, że prawie wszyscy uważają cię za drugiego Ichimaru Yuudaia – odparł chłopak.
- Zastanowię się, a teraz zmykaj stąd – powiedział z uśmiechem, machając Kamiyi na pożegnanie.
     Kiedy Shun wyszedł, Ichimaru zaczął się zastanawiać nad tym, co usłyszał i nad wspomnieniami, które zaczęły do niego powracać. Choć sam, jako dziecko nie wiedział, czym zajmuje się rodzina, to jednak dochodziły do jego uszu fragmenty urywanych rozmów. Teraz wszystko zaczynało się układać w idealną całość. Teraz rozumiał. Pojmował swoją zdolność do popełniania takich zbrodni bez cienia poczucia winy. Czuł się tak, jakby nie miał sumienia, które posiadał każdy inny. Zabijanie nie sprawiało mu problemów, krew go nie przerażała, tak samo, jak walka. Druga natura, natura zabójcy, którą odziedziczył wraz z nazwiskiem i krwią płynącą w żyłach, stawała się dla niego coraz bardziej znajoma, oswojona. 
     Następnego dnia Rangiku wstała radosna, szczęśliwa i pełna pozytywnej energii. Wyruszyła z koleżankami na zakupy. Jako, że była to sobota, miała dzień wolny od zajęć, więc postanowiła wykorzystać go jak najlepiej. Wraz z Riko, Misaki i Isane ruszyły do Rukongai. Kilka godzin spędzonych na zakupach, buszowaniu po sklepach i oglądaniu wystaw zwieńczyła wizyta w cukierni, gdzie Matsumoto rozstała się z koleżankami. W tym właśnie miejscu umówiła się z szaloną panią porucznik dziewiątej dywizji. Spotykały się obie, co jakiś czas, w różnych cukierniach, by delektować się słodyczami. Tym razem shinigami spóźniła się tylko pół godziny. Zazwyczaj jej opóźnienia były o wiele większe, ale tym razem Kuna wyjątkowo się postarała. Mashiro wpadła do cukierni, jak burza i przysiadła się do Rangiku, która kończyła właśnie jeść ciastko cynamonowe z posypką czekoladową.
- Rangiii! Wszystkiego najlepszego! – zawołała i rzuciła się na dziewczynę. Na koniec potargała jej rude włosy i wyciągnęła niewielkie zawiniątko z kieszeni. Wręczyła je Matsumoto z szerokim uśmiechem na twarzy. 
- To dla ciebie z okazji urodzin – powiedziała Kuna i puściła do niej oczko.
- Dziękuję – Rangiku szczerze uradowana zajrzała do paczki i wyciągnęła z niej różowy stanik, obszyty drobną koronką. Rumieniec natychmiast pokrył twarz dziewczyny. Spojrzała speszona na Mashiro, która właśnie popijała truskawkowy sok przez słomkę.
- I jak? Podoba ci się? Ja mam taki sam – powiedziała, obciągnęła kimono, pokazując wszem i wobec swoją pierś ukrytą w różowym cudzie. Matsumoto roześmiała się z tego faktu i kiwnęła głową.
- Bardzo mi się podoba, dziękuję – powiedziała.
Rozmowa o „byle czym” przyjemnie im upływała. Zamówiony torcik powoli znikał z talerzy. Kiedy zaczęło robić się późno, Rangiku podziękowała pani porucznik za miłe spędzenie czasu i za prezent.
-  Ach, a pani kapitan nie miał nic przeciwko temu, że wzięła pani cały dzień wolny? – zapytała.
- Kensei? A co on ma do gadania? – zaśmiała się Kuna. – Jakieś tam raporty miałam do wypełnienia, ale jak zaczęłam je robić, to Kensei mnie wyrzucił z biura i powiedział, że o niczym nie mam pojęcia wolał sam się tym zająć, jak należy – dodała.
- Rozumiem – odparła Rangiku, śmiejąc się głośno. – Do widzenia, pani porucznik – pożegnała się i skierowała się do akademii. 
     Zbliżał się wieczór i umówione spotkanie z Ginem, na które Rangiku czekała cały dzień. Ten dzień, dzień jej urodzin był dla nich obojga najważniejszym świętem. Matsumoto w myślach zdecydowała już, że specjalnie na tą okazję założy najnowszą jukatę i stanik, który dostała od Mashiro.
-Chyba upnę włosy – wymamrotała pod nosem, wchodząc do pokoju, gdy wtem rozległ się krzyk. Przestraszona Matsumoto podskoczyła przestraszona, lecz jakie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że tyle hałasu narobiły jej koleżanki, które z wielkim transparentem z napisem: „Wszystkiego najlepszego dla Rangiku” odśpiewały jej „100 lat”. Riko, Misaki i Isane zorganizowały dla niej przyjęcie niespodziankę. Prócz wielu gości z żeńskiego akademika, znalazło się także kilku chłopców, których Matsumoto nawet nie znała. Stolik uginał się pod ciężarem słodyczy i napojów. Nie wiadomo jak, ale ktoś przemycił także dwie butelki z sake, które było zakazane uczniom akademii. Rangiku zaskoczona tym wszystkim zapomniała, o czym myślała przed wejściem do pokoju. Zabawa i towarzystwo szybko ją wciągnęły, jednak, gdy nadszedł czas spotkania z Ginem, zmartwiła się i zaczęła się zastanawiać, jak ulotnić się z imprezy. Jednakże nie miała na to szansy. Cały czas ktoś do niej podchodził i składał jej życzenia, ktoś inny znowu chciał wypić toast za jej zdrowie i szczęście. Rangiku po prostu nie mogła wyjść, nie chciała zawieźć gości, którzy przybyli tu specjalnie dla niej. Wyrzuty sumienia, które gdzieś się odzywały i przypominały jej o Ginie, czekającym na nią, zniknęły, gdy sake na dobre zaczęło krążyć w jej żyłach. Bawiła się wspaniale, wśród tych wszystkich ludzi. Nie mogła uwierzyć, że aż tyle osób może chcieć z nią świętować urodziny. Brakowało tylko jednej osoby, tej najważniejszej, która sprezentowała jej ten dzień.
      Nad rzeką, pod starym wiązem, siedział samotny chłopak. W dłoni trzymał bukiet kwiatów. Chryzantem. Czekał na Rangiku, która obiecała się nie spóźnić. Choć od umówionej godziny minęło już trochę czasu, nadal czekał. Zapatrzony w niebo nad nim, uśmiechał się delikatnie na myśl o tym, jaką sprawi radość Matsumoto swoją niespodzianką, poza tym miał jej coś bardzo ważnego do przekazania. Nie wątpił, że ta wiadomość nią wstrząśnie i choć będzie mu zazdrościła, to będzie się cieszyć razem z nim. 
- Czy ona zawsze musi się spóźniać? – zapytał sam siebie.  Zaczynał się niecierpliwić, co chwilę oglądał się w stronę, z której powinna nadejść, lecz nikt nie zbliżał się w jego stronę.
- A co jeśli nie przyjdzie? – zapytał znajomy głos.
- Obiecała, więc przyjdzie – pomyślał.
- A jeśli nie? Ukarzesz ją?- Shinsou zadał kolejne pytanie. Gin wręcz widział oczami wyobraźni, jak lis się oblizuje.
- Nie tak, jak myślisz – mruknął. Minęła kolejna godzina. I następna.
- Ona nie przyjdzie – mruknął lis, a w jego głosie pobrzmiewał smutek.
- Czemu cię to smuci? Nie powinieneś być zadowolony? – zapytał już trochę zły Gin.
- Twój smutek jest moim smutkiem. Wiesz, teraz zerwał się nieprzyjemny wiatr – mruknął Shinsou.
-Wiatr? – zapytał Gin.
-Kiedy twoje serce jest wzburzone, smutek wpływa na twój wewnętrzny świat. Wtedy strasznie mi tu wieje...
-Trudno – powiedział smutno Ichimaru. Czwarta godzina czekania minęła w ciszy. Jedynie nocne ptaki odzywały się co jakiś czas pohukując głucho.
- Dlaczego nie przyszła? – zapytał Gin. – Głupia Rangiku! – krzyknął rozgoryczony i zaczął niszczyć bukiet kwiatów. Z dziką satysfakcją wyrywał po kolei wszystkie płatki i rwał liście na drobne kawałeczki. W końcu, pełen żalu, zaczął bić pięścią w ziemię. Nie mógł zrozumieć, jak mogła zapomnieć. 
- Przecież obiecała – powiedziała cicho i położył się na zniszczonych kwiatach. 
- Zdradziła cię – szepnął głos.
- Rangiku, dlaczego? – Przyglądał się porwanym kwiatom, które symbolizowały Rangiku. – Pożałujesz tego – powiedział smutno. 
- Co zrobisz? – zapytał Shinsou.
- Dla niej chciałem odciąć się od rodziny, zostawić to wszystko, ale teraz... – zawiesił głos, między palcami przeleciały mu płatki chryzantemy. – Ale teraz postanowiłem podjąć rodzinne dziedzictwo i to przekleństwo po dziadku – powiedział, a na jego usta wypełzł uśmiech, z którym wcześniej mordował.
      Noc dobiegła końca. Tej nocy wiele się zmieniło, zapadła też decyzja, która miała zmienić życie wielu osób. Gin obudził się pełen determinacji i planów, które niejednemu zmroziłyby krew w żyłach. Natomiast Rangiku zbudziła się z męczącym kacem i ogromnym poczuciem winy.
-Co ja mu teraz powiem? – pomyślała, przerażona wizją spotkania z Ichimaru.

***
 Witam, jak można zauważyć, dzisiejszy rozdział jest dłuuugi :) To z okazji Dnia Kobiet, taki mały prezent. Życzę wszystkim moim czytelniczkom wszystkiego najlepszego :) Urody na miarę Rangiku i zabójczego przystojniaka u boku dorównującemu Ginowi :)

niedziela, 1 marca 2015

19. Zachód słońca

Czas mijał. Kolejne wschody i zachody słońca oznajmiały przemijające dni. Okręgi Rukongai żyły swoim własnym życiem, każdy mieszkaniec miał własne sprawy i problemy. I tak mijały tygodnie i miesiące. Wśród tych ludzi,  Gin i Rangiku również starali się przeżyć jak najlepiej, najpełniej korzystając z życia. Codzienne czynności przeplatane były zabawami i mało znaczącymi sprzeczkami. Od czasu, w którym się spotkali minęło sześć lat.
         Matsumoto obudziły dziwne odgłosy, które rozchodziły się po całej izbie. Spojrzała na posłanie obok, na którym spał jej przyjaciel. Jęczał przez sen i strasznie się rzucał, więc zaniepokojona dziewczyna zaczęła nim mocno potrząsać.
- Gin! Gin! Obudź się! – krzyczała.
Nagle otworzył szeroko oczy, wciągając powietrze ze świstem. Nieprzytomnym wzrokiem ogarnął całe pomieszczenie, by na końcu skierować spojrzenie na klęczącą obok niego osobę. Rangiku, ze zmartwionym wyrazem twarzy, położyła mu dłoń na czole, by sprawdzić, czy nie ma gorączki. Było pokryte zimnym potem.
- To był tylko sen – powiedziała cicho. - Zły sen. Chcesz o nim opowiedzieć?
Ichimaru wciąż nie mógł dojść do siebie. Koszmar, który śnił powtarzał się co jakiś czas i za każdym razem było w nim więcej szczegółów, było coraz straszniej.
- Ogień… – mruknął i obejrzał się na dogasające palenisko.
Matsumoto przysunęła się do niego i objęła, jak małe dziecko. Gin z ulgą przyjął jej obecność i dotyk, które zawsze go uspokajały. Po chwili jednak, zdał sobie sprawę, gdzie znajduje się jego twarz. Uśmiechnął się do siebie, zapominając o koszmarze.
- Ostatnio bardzo się rozwinęłaś – powiedział, zezując znacząco na zsuniętą jukatę.
- Idiota! – krzyknęła Rangiku i wymierzyła mu cios prosto w twarz.
- Bolało… – jęknął ze zbolałą miną, pocierając sobie policzek, w który został uderzony.
- I bardzo dobrze – warknęła i poprawiła ubranie, by zakryć dość duży dekolt.
- No nie złość się tak, przecież żyjemy ze sobą już tyle lat, że… – zaczął z uśmiechem.
- Że powinieneś wiedzieć, iż za coś takiego oberwiesz po głowie – odpowiedziała szybko i nie czekając na to, co odpowie Ichimaru, wybiegła z domu. Zdenerwowana zachowaniem i słowami chłopaka, udała się nad rzekę. Tam przysiadła na brzegu. Niebo rozjaśniało się powoli, a promienie słońca barwiło na złoto wodę. Zapatrzyła się w przestrzeń.
- Jak mógł coś takiego powiedzieć? I jeszcze to spojrzenie! Przyjaciel nie powinien tak patrzeć na przyjaciółkę! – mówiła sama do siebie. Zastanawiała się nad zachowaniem Gina, który od jakiegoś czasu inaczej na nią patrzył. Rangiku nie wiedziała, skąd mu się to wzięło. Sama, co prawda, czasami czuła się dziwnie skrępowana w jego obecności. 
- Głupek – mruknęła cicho i cisnęła kamykiem w wodę.
Tymczasem Gin, który został w domu, zabrał się za robienie śniadania. Rozniecił na nowo ogień, który cicho zasyczał, gdy wylało się na niego odrobinę wody. Myślał też nad tym, jak udobruchać przyjaciółkę, którą zdążył już z samego rana zdenerwować. Zauważył, że ostatnio coraz częściej dochodziło między nimi do kłótni i sprzeczek, najczęściej spowodowanych różnicami zdań. Zmieniały się ich upodobania, zachcianki i wzajemne relacje. Nie rozumiał także, dlaczego Matsumoto raz w miesiącu chodziła wściekła, jak osa. Te dni były dla niego najgorsze, ponieważ Rangiku kazała mu wtedy spać w drugim końcu domu. A on przecież tak lubił spać przy niej, czuć zapach jej włosów podczas snu, a wieczorami wtulić się w jej plecy, czy choćby potrzymać za rękę. Uśmiechnął się na myśl widoku, który przedstawiała, gdy spała. Włosy leżały przeważnie rozrzucone na poduszce, prawie zawsze miała lekko rozchylone usta, które nie dawały mu często zasnąć do późna. Ichimaru zastanawiał się tylko, czemu dziewczyna jeszcze nie zauważyła, jak na niego działa. Ciągle miała go za przyjaciela od zabaw i wygłupów, który w razie potrzeby stawał w jej obronie. A on w tym czasie zaczynał dostrzegać w niej kobietę, której ona w sobie jeszcze nie zdążyła w pełni odkryć. Natomiast każde nawiązanie czy aluzja, co do jej kobiecego wyglądu, czy próba jakiegokolwiek zbliżenia, wykraczającego poza dotychczasowe stosunki, kończyła się dla niego bólem i siniakiem. Jednak Gin postanowił sobie, że w sprawie Rangiku, musi się pospieszyć, gdyż następnego dnia oboje mieli rozpocząć naukę w akademii shinigami. Matsumoto naiwnie myślała, że będą mogli dalej żyć razem, jak do tej pory. Jednakże Ichimaru wiedział - gdy przekroczą próg szkoły - zostaną rozdzieleni. Obawiał się tego, tak samo jak i konkurencji. Przewidywał bowiem, że jego rozpuszczona przyjaciółka stanie się celem niejednego adepta w akademii. Doskonale zdawał sobie sprawę ze spojrzeń rzucanych za Rangiku na ulicach Rukongai, gdy oboje bywali w mieście. Z tego też powodu, starał się od jakiegoś czasu, nigdzie samej jej nie puszczać.
Matsumoto, pogrążona w myślach, zapomniała o upływie czasu. Dopiero głośne burczenie w brzuchu przypomniało jej o niezjedzonym śniadaniu. A jako, że jedzenie było dla niej niezwykle ważne, postanowiła chwilowo zapomnieć o dziwnym zachowaniu Gina i wrócić na posiłek do domu. 
- Gdzie śniadanie? – zawołała od progu, udając, że wcześniej nic się nie stało.
- Gotowe, czeka już na ciebie – odpowiedział Gin i podsunął przyjaciółce parującą jeszcze miskę z ramenem.
- Mmm… Cudownie pachnie – powiedziała i zabrała się za jedzenie.
- Po śniadaniu musimy zabrać się za pakowanie, bo jutro zaczynamy w końcu naukę w akademii – rzekł Ichimaru, wciągając makaron.
- Mhm… – mruknęła jedynie zbyt pochłonięta jedzeniem, by coś dodać. Pakowanie, sprzątanie domu i inne obowiązki zajęły im prawie cały dzień.
               Pod wieczór Matsumoto była taka zmęczona, że nie miała siły się już nigdzie ruszyć. Miała jedynie ochotę paść na posłaniu i zasnąć, jednak Gin nie miał zamiaru jej na to pozwolić.
- No nie bądź taka leniwa, chodź na spacer – namawiał ją.
- Nie chce mi się – odparła, ziewając w międzyczasie.
- To niech ci się zachce… Rangiku! Rusz się! – Ichimaru próbował ją zmobilizować krzykiem, lecz to także nie przyniosło oczekiwanego skutku. W końcu, zniechęcony jej ciągłymi narzekaniami i wymówkami, wziął ją na ręce i ruszył w stronę rzeki.
- Gin! Co ty wyprawiasz? Postaw mnie natychmiast! – krzyczała Rangiku, wierzgając w powietrzu nogami. Próbowała się wyrwać z uścisku Gina, jednak trzymał ją mocno przy sobie.
- Porywam cię – odpowiedział na jej pytanie. – Podoba ci się? – zapytał z uśmiechem.
- Nie! Natychmiast mnie postaw! – krzyknęła znowu, dziwnie się czując w takiej sytuacji.
- Zrobię to, gdy będziemy już na miejscu – odparł. Obrażona Matsumoto postanowiła się nie odzywać i czekać, aż dotrą do celu, do którego chciał ją zabrać Gin. Kiedy dotarli do rzeki, Ichimaru przez jakiś czas szedł wzdłuż brzegu, aż doszedł do drewnianego, niewielkiego mostu. Wtedy dopiero wypuścił Rangiku z ramion.
- Ciężka się zrobiłaś – powiedział.
- Nikt nie kazał ci mnie nieść! – wykrzyknęła i już miała zawrócić do domu, by nie mieć przed oczami Gina, gdy chłopak chwycił ją za rękaw.  Zatrzymał przyjaciółkę, po czym delikatnie pociągnął w stronę barierki mostu. Odwrócił Matsumoto twarzą do zachodzącego słońca i objął ją ostrożnie od tyłu. Nachylił się nad nią, odgarnął jeden z jej rudych kosmyków za ucho. 
- Rangiku – zaczął szeptem wprost do jej ucha, na co dziewczynę przebiegł dziwny dreszcz, którego jeszcze nigdy nie doświadczyła. – Dziś po raz ostatni oglądamy tutaj zachód słońca. Po raz ostatni razem…
- Ale przecież… –  Zaskoczona słowami Gina, odwróciła się i stanęła z nim twarzą w twarz. Ramiona Ichimaru ciągle ją obejmowały, patrzyli sobie prosto w oczy przez dłuższą chwilę, zachowując milczenie, by nie zakłócić tego momentu żadnym niepotrzebnym słowem. W końcu chłopak uśmiechnął się lekko.
- Będą inne zachody słońca, jednak już w innym miejscu… My też nie będziemy już tacy, jak dziś – powiedział delikatnie.
- Gin, ale zawsze będziemy przyjaciółmi, prawda? Zawsze będziemy razem – mówiła przejęta. Głos jej zadrżał. W odpowiedzi przytulił Matsumoto, która schowała twarz w jego ramieniu. Słowa Ichimaru były niepokojące. Nie chciała stracić swojego jedynego przyjaciela, nie chciała, by cokolwiek się między nimi zmieniło. 
-Tak, zawsze razem– mruknął i wsunął dłoń w rude włosy, napawając się ich miękkością. – Dziś zamykamy za sobą pewne drzwi, a jutro zaczniemy od nowa, w nowym miejscu. Sama się przekonasz, że od jutra nie będę twoim jedynym przyjacielem – powiedział.
- Głupku… – wymruczała z uczuciem. – Dla mnie zawsze będziesz najważniejszym i najcenniejszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam i mieć będę – powiedziała już głośniej.
- Obiecujesz? – zapytał, znów patrząc jej w oczy.
- Tak – odpowiedział pewnie.
- W takim razie dam ci coś w prezencie, żebyś zawsze pamiętała o tej obietnicy – powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Prezent? – ucieszyła się Rangiku.
- Tylko musisz najpierw zamknąć oczy – powiedział Gin z błyskiem w oku.
- Muszę? – spytała.
- Koniecznie. Nie bój się, nie wrzucę cię do rzeki – dodał wesoło.
Matsumoto przymknęła wobec tego powieki i z niecierpliwością czekała na prezent. Nie wiedziała czego się spodziewać. Domyślała się, że musi być to coś niewielkiego, co Gin mógł ukryć w kieszeni. Zniecierpliwiona długim, jak się jej wydawało, czekaniem mruknęła ponaglająco.
- Już, już… – powiedział miękko, wpatrują się w jej twarz. 
Chciał najpierw zapamiętać ją taką, jaka przed nim stała. Zniecierpliwiona i szczęśliwa, z płonącymi w zachodzącym słońcu włosami i rozchylonymi ustami. Czekająca. Nachylił się nad nią ostrożnie, wciąż obejmując. Ustami najpierw dotknął jej czoła, a potem spojrzał w dół na zaróżowione wargi. Pocałował ją delikatnie, smakując to, czego mu wcześniej odmawiała. Zaskoczona Rangiku ze zdziwienia otworzyła szeroko oczy i przez chwilę próbowała protestować, lecz Gin ciasno ją obejmował i nie pozwolił się jej wycofać. Po chwili, zaskoczona własną reakcją na pocałunek Ichimaru, poczuła, że się jej to nawet podoba. Kiedy oddała pocałunek Gin powoli się wycofał. Patrzył na Matsmoto z mieszanką strachu, spełnienia i szczęścia. Był przygotowany na to, że za chwilę otrzyma dość bolesny cios, lecz tym razem uznał, że byłoby warto. Jednak dziewczyna nie patrzyła na niego, jakby miała go zaatakować. Wyglądała na zagubioną w świecie własnych doznań i myśli. 
- Dziękuję za ten prezent – wydukała ledwie dosłyszalnym szeptem.
- To dla mnie zaszczyt, moja droga – powiedział poważnie, lecz ze swoim charakterystycznym uśmiechem. Usiadł na barierce mostu. Wyciągnął dłoń do Rangiku, która z jego pomocą usadowiła się obok. Wpatrywali się w zachodzące słońce w milczeniu. Trzymali się za ręce i czekali na nadchodzący dzień, który miał przynieść ogromne zmiany w ich życiu.
- Gin… 
- Tak?
- Wiesz, że to był pierwszy p… –  Zacięła się i zaczerwieniona odwróciła twarz.
- Wiem – odpowiedział. – To był także mój pierwszy raz. Teraz będziemy dla siebie na zawsze na pierwszym miejscu, choćby się nam świat walił i palił – dodał z uśmiechem.
- Masz rację – odpowiedziała.
             Pewien etap w życiu Gina i Rangiku został zamknięty. Choć zostawiali za sobą wiele dobrych wspomnień, to przed nimi dopiero teraz rozpoczynało się prawdziwe życie, pełne szczęścia i smutku, które miały im nieodłącznie towarzyszyć. 
Nadeszła noc, lecz po niej zawsze wstaje świt i rozświetla ciemność. Słońce znów wschodzi i rozpoczyna się kolejny dzień. 
*
Dziękuję B21 za komentarz. Cieszę, że jeszcze zaglądają tu osoby Nowe :) Następny rozdział rozpoczyna drugą serię opowiadania, stąd małe zmiany wystroju :) Mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam gorąco i do przeczytania:*
Wasza Miyuki!

Ach, zapomniałabym. Spłodziłam kolejnego bloga ze świata Naruto, jeśli ktoś miałby ochotę, to zapraszam: www.nie-pokonasz-milosci.blogspot.com
Kolejny rozdział w nadchodzącym tygodniu.