niedziela, 28 grudnia 2014

15. Wcale się nie boję.

        Ziarenka piasku przesypujące się powoli między palcami - tak mijał czas, sekunda po sekundzie, minuta po minucie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Z piasku zdążył się już usypać całkiem sporych rozmiarów pagórek, który odzwierciedlał miniony czas. Kolejne miesiące następowały po sobie, po wiośnie przyszło lat, potem jesień i zima. Czas pędził nieubłaganie do przodu. 
Życie w Rukongai jest  trudne dla samotnych dzieci, jednak tym, którym uda się wszystko dobrze zorganizować, może się całkiem przyzwoicie powodzić. Tak właśnie było z Rangiku i Ginem. Matsumoto, choć czasem zastanawiała się skąd mają pieniądze, nie pytała o to swego przyjaciela, gdyż wiedziała, że tego typu pytania nie doczekają się odpowiedzi. Zawsze wtedy słyszała: "Głupia, nie zadawaj tyle pytań". W końcu przestała pytać, choć nadal była ciekawa.
Upalne popołudnie dawało się we znaki dziewczynce, która siedziała przed domem, wzdychała co chwilę. Rozmyślała o minionym roku, który spędziła z Ginem. Mieszkali ze sobą niby krótko, ale wydawało się jej, że są razem od urodzenia. Biorąc pod uwagę to, że nie pamiętała swojego życia sprzed tego pamiętnego spotkania na pustyni, to można było uznać, iż właśnie wtedy zaczęła żyć. Rozmyślania przerwało jej zjawienie się srebrnowłosego, który niósł w kubku zimną wodę. Rangiku wpatrywała się w kubek. Zachciało się jej pić.
- O! Widzę, że przyniosłeś mi wodę - powiedziała przymilnie.
- Nie tobie, tylko sobie. Jak chcesz się napić, to wiesz, gdzie znaleźć wodę - odparł, wskazując niedbale dom.
- Ale tak bardzo chce mi się pić – wymamrotała rudowłosa, trzepocząc rzęsami, by skłonić Gina do podzieleniem się napojem. Ten tylko uśmiechnął się szeroko, widząc zabiegi przyjaciółki i tylko pokręcił głową. Przechylił kubek do ust i jednym haustem opróżnił naczynie. Rangiku wpatrywała się z narastającą złością, jak chłopak przełyka i jak zabłąkana kropelka wody spływa z kącika jego ust. Kiedy skończył, spojrzał z wyższością na rudowłosą.
- Jak będziesz szła do domu, to możesz zabrać mój kubek i nalać do niego wody, chętnie bym się jeszcze napił – powiedział, bezczelnie się uśmiechając.
- Grr… A masz! – warknęła i szybkim ruchem kopnęła chłopca w kostkę.
- Ała!!! – zawył Gin, skacząc na jednej nodze i masując obolałą kostkę dłońmi.
- Dobrze ci tak – prychnęła i skierowała się w stronę domu.
- Niewdzięczna małpa! – zawołał, ciągle uśmiechając się od ucha do ucha.
- Za co niby jestem niewdzięczna?! – krzyknęła oburzona, podpierając się pod boki.
- Za wszystko – odparł Gin wypinając na nią język. 
- Głupek – mruknęła i zniknęła we wnętrzu domu.
Tymczasem Ichimaru położył się w trawie i podłożył ręce pod głowę. Wpatrywał się w niebo, a właściwie w chmury. Cisza otoczyła chłopca. Przez chwilę poczuł się nieswojo, zamilkły bowiem wszystkie dźwięki, od śpiewu ptaków aż po prawie niesłyszalny szelest trawy. Za to ponownie rozległ się głos. Nie mógł rozróżnić słów, nie rozumiał tego, co słyszał, lecz wiedział, że jest to głos nawołujący. Ktoś go przyzywał, lecz Gin nie wiedział kto, ani tym bardziej po co i w jaki sposób to robi.
- Gin! – Usłyszał nagle wołanie bardzo wyraźnie, więc poderwał się szybko i wstał. Rozejrzał się, lecz nic niezwykłego nie dostrzegał – Gin!!! – Teraz dopiero rozpoznał głos. Wbiegł przestraszony do domu, z którego dochodziły go wołania przerażonej Rangiku. Matsumoto stała na krześle i trzęsła się ze strachu. Chłopiec spojrzał na nią pytająco.
- Co się stało?! – zapytał zaniepokojony rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
- My… Mysz!!! – pisnęła rudowłosa wskazując jeden z kątów. Ichimaru popatrzył na nią z politowaniem i podszedł do krzesła, które okupowała jego przyjaciółka.
- Zejdź z krzesła – powiedział.
- N… nie – pisnęła.
- Myślałem, że jesteś odważniejsza, a okazujesz się tchórzem – powiedział drwiąco chłopiec.
- Nie boję się! – warknęła i uniosła dumnie głowę.
- Nie? – zapytał z paskudnym uśmieszkiem.
- Nie! Ja się jej tylko brzydzę – mruknęła.
- Jak się jej tylko brzydzisz, to wyjdź z domu. Zaraz zajmę się tym biednym, małym stworzonkiem, które nawet muchy by nie skrzywdziło – powiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniej broni do walki z gryzoniem.
- Nie – Usłyszał ciche słówko płynące z ust niebieskookiej.
- A czemu nie? – zapytał zdziwiony.
- Nie mogę zejść z krzesła – powiedziała lekko zawstydzona.
- Nie rozumiem.
- Bo jak zejdę z krzesła a ta mysz – Rangiku się skrzywiła – wybiegnie z kąta i popędzi w moją stronę to…
- To co? – dopytywał się zaciekawiony.
- To… to… Będę krzyczeć! – wykrzyknęła rudowłosa i wyciągnęła rękę w stronę Gina. Złapała go za ramię i przyciągnęła do siebie – Wynieś mnie stąd! – zażądała. 
- Chyba żartujesz – prychnął Gin, gdy Rangiku próbowała wejść mu na plecy. Przez chwilę dzieci szarpały się ze sobą. Do czasu, gdy krzesło niebezpiecznie się zakołysało i przewróciło razem z rudowłosą na chłopca, który nie zdążył w porę odskoczyć. Matsumoto upadła na przyjaciela i przygniotła go do podłogi. Ichimaru usłyszał, jak coś chrupnęło i był pewien, że coś sobie złamał. Bolały go plecy, jakby coś wbiło mu się pod prawą łopatkę. Spojrzał prosto w niebieskie oczy Rangiku, która na nim leżała. Przez chwilę milczeli, po czym zarumieniona dziewczynka zerwała się na równe nogi i wybiegła z domu. Gin wstał ostrożnie i spojrzał na podłogę, na której leżał potłuczony kubek. Wiedział już, co chrupnęło a także, co wbiło mu się w łopatkę, lecz nie mógł pojąć zachowania swojej małej przyjaciółki. Kręcąc głową i mrucząc coś niewyraźnie o kobietach, złapał miotłę i ruszył do boju, by pokonać biedną, bezbronną szarą myszkę, która ukrywała się gdzieś w domu. 
Matsumoto wypadła z domu, jakby goniło ją stado rozwścieczonych szerszeni. Sama sobie się dziwiła, że tak przeraziła się jednej małej myszy. Tłumaczyła to sobie tym, że po prostu nie lubi takich ohydnych stworzeń. Wolałaby już chyba hodować węże niż mieć w domu mysz. Wzdrygnęła się na wspomnienie gryzonia i usiadła na pieńku, który znajdował się parę metrów od domu. Po paru minutach zorientowała się, że Gin idzie w jej kierunku. Choć chłopiec potrafił poruszać się tak cicho, że nikt by go nie usłyszał, to Rangiku jakoś wyczuwała jego zbliżającą się aurę. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale od jakiegoś czasu zawsze wiedziała, gdzie jest jej przyjaciel, chyba że oddalał się na tyle daleko, że był poza zasięgiem jej odczuwania. Spojrzała na niego i od razu odwróciła twarz krzywiąc się.
- Wyrzuć to – warknęła.
- Myślałem, że będziesz chciała zobaczyć to maleństwo – powiedział zawiedziony chłopie,c trzymając mysz za ogon w palcach prawej dłoni.
- Pozbądź się tego, nie mogę na to patrzeć – powiedziała słabym głosem.
- Skoro chcesz – mruknął i rzucił mysz w jej stronę tak, że przeleciała ona obok siedzącej Rangiku.  Widząc, lecącą obok niej futrzaną kulkę, podskoczyła jak oparzona i podbiegła do Gina z wyrazem mordu w oczach.
- Rzuciłeś nią we mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Kazałaś ją wyrzucić, nie mówiłaś gdzie mam to zrobić – odparł uśmiechając się szeroko. Ledwie zdążył wymówić ostatnie słowo, a już się trzymał za głowę, w którą oberwał małą piąstką Rangiku.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz, to oberwiesz mocniej – powiedziała, uśmiechając się złośliwie i obserwując, jak Gin narzeka, że go boli.
- Jak mogłaś mnie uderzyć? – zapytał ze zbolałą miną.
- Jak? Normalnie. Mogę to powtórzyć… – zaproponowała, lecz chłopiec zaprzeczył energicznie wymachując dłońmi.
- Nie trzeba – zapewniał.
- Na pewno? 
- Na pewno.
Wieczorem, kiedy przygotowywali się do snu, oboje byli w doskonałych nastrojach. Znów żartowali i nikt nie wspominał przygody z myszką. Każde z nich miało swoje powody, by przemilczeć tę kwestię. Dwójka przyjaciół ułożyła się na posłaniach i szeptem wymieniała uwagi na temat pogody i planów na jutrzejsze śniadanie.
- Strasznie duszno – westchnęła Rangiku i zrzuciła z siebie okrycie.
- No… – mruknął śpiąco Ichimaru i zasnął.
- Śpioch – powiedziała cicho i spojrzała na śpiącego obok niej Gina. Grzywka opadała mu na oczy tak, że wcale nie było ich widać – Przydałby ci się fryzjer – szepnęła i odgarnęła włosy z czoła chłopca. Śpiący chłopiec zamruczał coś przez sen i przewrócił się na drugi bok. Rangiku w końcu także zasnęła pomimo upału i bzyczącego komara, który uparcie latał po całej izbie.
   - Już czas – odezwał się stłumiony głos. – Przebudź się. - Gin otworzył oczy i rozejrzał się nerwowo. Mokra od potu grzywka przylepiła mu się do czoła. Ichimaru wyrównał oddech i wsłuchał się w głos, który stawał się coraz wyraźniejszy.
- Już czas, Ichimaru Ginie. Wstań. – zabrzmiało mu w umyśle. Wstał po cichu, by nie obudzić śpiącej obok niego Rangiku. Wiedział, co miał na myśli głos wewnątrz jego umysłu. Podszedł do półki, na której stała stara lampa i wziął ją delikatnie. Po czym podszedł do rudowłosej i pochylił się nad nią wpatrując się w jej twarzyczkę. Lekko uchylone usta dziewczynki dodawały jej uroku i sprawiały, że wyglądała tak niewinnie, że Ginowi zrobiło się nieswojo. Wyciągnął dłoń, by dotknąć jej policzka, lecz w tym momencie Matsumoto machnęła ręką nad głową, jakby odganiała natrętną muchę. Ichimaru szybko się cofnął i wyprostował. Podszedł na palcach do drzwi i otworzył je, krzywiąc się przy tym, gdy zawiasy zaskrzypiały zdradziecko. Obejrzał się przestraszony na śpiącą przyjaciółkę, jednak ona dalej spała spokojnie. Wyszedł z domu i równie ostrożnie, jak otwierał drewniane drzwi, tak je teraz zamykał za sobą. Zrobił kilka kroków i zapalił lampę, by oświetlała mu drogę. Ciemna noc dodawała mu otuchy. Lubił noce, nie bał się ich ani tego, co mogły ukrywać. W gruncie rzeczy Ichimaru Gin nie bał się niczego, może z jednym wyjątkiem, albo dwoma, lecz nie zdawał sobie jednak z tego jeszcze sprawy. Obejrzał się na dom pogrążony w ciemności. Ze smutkiem pomyślał, jak Rangiku odbierze jego nieobecność. Jednakże wierzył, że popędzający go głos radził mu dobrze i ufał mu, choć nie wiedział skąd ta ufność się w nim bierze. W chłopcu, który od lat nikomu nie ufał z wyjątkiem siebie samego. Musiał jednak po chwili przyznać, że zaufał także Rangiku. Może niezupełnie, ale była ona jedyną osobą, której był gotów zawierzyć wszystko, włącznie z własnym życiem. Oczywiście sam tego jeszcze nie wiedział, lecz czuł to w swym dość młodym, a jakże bardzo pokrzywdzonym przez los i ludzi sercu.
- Wybacz – powiedział bezgłośnie w stronę domu i ruszył przed siebie.  – Chodźmy – pomyślał.
- Ona sobie poradzi – usłyszał pokrzepiający głos. Uwierzył mu i pewnie przyspieszył kroku. Zniknął w ciemności. Jedynie małe światełko w latarence kołysało się w ciemności oświetlając mu drogę.

I oto rozdział :) Dedykuję wszystkim, którzy jeszcze tu zaglądają :) 

piątek, 26 grudnia 2014

Święta!

Kochani, myślałam, że już nikt nie zagląda na bloga, sama przestałam ponad rok temu. Wtedy zaczął się dla mnie trudny okres, który trwa do dziś. Nie zawsze jest pięknie i różowo, ludzie odchodzą zbyt wcześnie.
Ale są Święta, choć dla mnie raczej smutne, to staram się dostrzegać promyk nadziei, który chciałabym, żeby w nowym roku zaowocował choć odrobiną szczęścia.
Dla tych, którzy zajrzeli na bloga i pokochali tę historię, którą zaczęłam tworzyć, ogromne gorące podziękowania. Dla Was postaram się wrzucić tu coś nowego, może powinnam zacząć od nowa pisać, żeby poukładać swoje własne życie, wcześniej mi to pomagało.

Zdrowych i wesołych Świąt, niech kolorowa choinka zawsze gości w Waszych sercach.
Wasza Miyuki