środa, 28 listopada 2012

07. Z górki...



Przed domem stała dwójka dzieci. Dziewczynka szlochała wtulona w srebrnowłosego chłopca. Z ciemnych chmur nad ich głowami zaczął padać deszcz, jednak ani Rangiku ani Gin nie mieli ochoty ruszyć się z miejsca. Krople zaczęły opadać z nieba na ziemię, na Matsumoto i Ichimaru, mocząc ich. Po rudych włosach dziewczynki spływały strumienie wody, jednak dla niej nie miało to znaczenia, przytuliła się czołem do czoła chłopca.. Czuła, jak wszystkie ponure myśli i smutek goszczące w sercu są powoli zmywane przez deszcz. Od Gina, pomimo padającego deszczu, wyczuwała bijące ciepło i to jej wystarczało. Chciała zapomnieć o ostatnich dwóch dniach, wymazać je z pamięci, jednak musiała wiedzieć, czemu ją zostawił.
- Gin... – Chłopiec usłyszał jej głos.
- No co?
- Dlaczego? – zapytała cicho.
- Musiałem – odpowiedział.
- Nie rób tego więcej...
Gin nie odpowiedział, tylko objął ją mocniej. Widok Rangiku - całej i zdrowej - przyniósł mu ulgę. Martwił się o nią, gdy musiał zostawić ją na tych kilka dni. Mokra grzywka zakrywała mu oczy, czuł ból w boku, ale był to dobry ból, dzięki niemu wiedział, że żyje. Że to spotkanie z Rangiku nie jest snem.
- Gin? – Dziewczynka czekała na jego odpowiedź.
- Jesteś silna Rangisiu – odpowiedział, lecz wiedział, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała rudowłosa. – Chodźmy do domu, bo jeszcze mi się rozchorujesz.
Gin pociągnął rudowłosą za sobą do budynku, w którym może nie było najcieplej, jednak tutaj przynajmniej nic nie padało im na głowy. Rangiku stała na środku izby i nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie wyszła do końca z marazmu, w który popadła po zniknięciu Ichimaru, pomimo że chłopiec stał obok niej, nie wierzyła w jego obecność do końca. Srebrnowłosy widząc, że Matsumoto wrosła w podłogę chwycił ją za rękę i posadził obok paleniska, następnie chwycił koc i narzucił jej na plecy. Jednym z rogów brązowego okrycia zaczął energicznie wycierać mokre włosy dziewczynki.
- Jak się rozchorujesz, to żeby potem nie było na mnie – powiedział wesoło, by przerwać ciszę.
- A na kogo ma być? – zapytała po chwili z wyrzutem niebieskooka.
- Nie na mnie – odparł chłopiec.
- Na ciebie, trzeba było nie wychodzić. Gdzie byłeś?
- Daleko – odpowiedział zamyślony.
Gin nieświadomie syknął z bólu i złapał się za bok. Rangiku od razu to zauważyła i spojrzała mu w oczy z determinacją.
- Co ci jest? – zapytała sucho.
- Nic takiego. – Ichimaru próbował się uśmiechnąć, lecz nie bardzo mu to wychodziło.
- Tym mnie nie spławisz. Przecież widzę, że coś jest nie tak. – Dotknęła ręką przewiązanego boku chłopca.
- Ach, to tylko małe draśnięcie, nic wielkiego – przekonywał dziewczynkę nieporadnie drapiąc się przy tym w głowę.
- Gin... – Rangiku spojrzała groźnie na chłopca – Pokaż!
- To zabrzmiało jak rozkaz – odparł urażony chłopiec.
- Bo to był rozkaz! – krzyknęła na srebrnowłosego coraz bardziej zdenerwowana.
- Żadna dziewczyna nie będzie mi rozkazywać – powiedział Gin z pełną powagą, lecz w środku cieszył się, że Rangiku w końcu zachowuje się normalnie.
- Małpo! Pokazuj! – Nie czekając, aż chłopiec sam pokaże ranę, zabrała się za odwiązywanie pasa u jego boku.
- Ej! – zakrzyknął chłopiec. – Dobrze, jak tak bardzo chcesz to ci pokaże – powiedział niechętnie.
- Ha! – Okrzyk triumfu wydobył się z dziewczęcych ust.
Gin powoli zdjął górną część ubrania, potem opatrunek, który zrobił wcześniej z oderwanego rękawa. Matsumoto wpatrywała się przerażona w długą ranę na boku chłopca. Niepewnie dotknęła palcem pręgi ciągnącej się od kręgosłupa do brzucha. Niebieskie oczy dziewczynki napełniły się łzami.
- Gin, co ci się stało? – spytała cicho, jakby głośne wypowiedzenie tego pytania miało przysporzyć chłopcu więcej bólu.
- Mówiłem ci, że to nic takiego – odparł zawstydzony Ichimaru.
Spoglądał z góry na Rangiku, która klęczała przed nim i delikatnie dotykała jego rany. Był pewien, że dotyk przyniesie więcej cierpienia, ale postanowił znieść to po męsku. Zdziwił się jednak, gdyż nie odczuwał większego bólu a wręcz przeciwnie. Muskanie palców Matsumoto przynosiło mu ukojenie, wszystko ustępowało. Niebieskooka spojrzała mu niepewnie w oczy.
- Wybacz, nie powinnam dotykać – cofnęła rękę.
- Nie – odpowiedział szybko. – Nie przerywaj, proszę – powiedział cicho chłopiec.
- Na pewno?
- Taa...
 Ichimaru położył głowę na kolanach dziewczynki. Był bezpieczny. Nie był sam. Ból ustępował dzięki Rangiku. Gin uśmiechnął się do niebieskookiej, gdy ta delikatnie masowała okolice rany na boku chłopca. Srebrnowłosy zapadł w błogi sen. Spokój, jaki na niego spłynął w tej marnej chatce u boku jego małej przyjaciółki pozwolił mu znów poczuć się człowiekiem.

- Gin! Zabieraj tą rękę – rudowłosa krzyknęła chłopcu do ucha. – Dusisz mnie!
Ichimaru uchylił jedną powiekę i ujrzał wściekłą twarz swojej towarzyszki. Uśmiechnął się i zsunął rękę trochę niżej, by nie udusić Rangiku.
- Nie złość się. Złość piękności szkodzi.
- Jak mam się nie złościć, jak mnie dusisz?!
Matsumoto pomimo tego, co mówiła była szczęśliwa, nawet z tego, że Gin ją trochę przydusił w czasie snu. Dlatego, iż to był właśnie on – Gin.
- Gin?
- ... – Mruknięcie rozległo się gdzieś z ust srebrnowłosego, które były wtulone w rude włosy dziewczynki.
- Kto ci to zrobił? – zapytała Matsumoto.
- Niedźwiedź – odpowiedział śpiącym głosem Gin.
- Co?! – Rangiku się zerwała. – Nie mów, że do tego goniły cię osy – powiedziała przerażona.
- Żadnych os nie było – odparł chłopiec lekko zdziwiony.
- Uff... – Rangiku opadła na posłanie wzdychając z ulgą.
- O co ci chodziło z tymi osami? – zapytał Ichimaru ziewając przy tym.
- Bo jak cię nie było, to życzyłam ci, żeby zaatakował cię niedźwiedź i aby osy cię pogoniły.
- Aha, czyli aż tak źle mi życzysz? – zapytał z udawaną smutną miną.
- Tak – fuknęła Matsumoto i wstała. – Dość tego leżenia. Wstawaj i idź i po coś do jedzenia.
- Czemu ja? – zapytał Gin.
- Bo tak.
- Nie pójdę.
- Pójdziesz... – na czole Rangiku pojawiła się drgająca żyłka.
- Ale ja nie chcę.
- Masz iść. Ichimaru Ginie ty nieznośna małpo! – krzyczała na chłopca. – Idź, albo nie odpowiadam za siebie! Jestem głodna! Nie jadłam od kilku dni! – Rangiku trochę skłamała, lecz uznała, że jakaś kara Ginowi się należy. Widząc, że Matsumoto nie żartuje podniósł się i przeciągnął. Przetarł oczy i głośno ziewnął, chcąc w ten sposób zademonstrować rudowłosej, że musi trochę poczekać, zanim on będzie gotów gdziekolwiek pójść.
- Gin! Padalcu!
- Już idę... – wymamrotał niechętnie i wyszedł powoli z domu. – A mała dieta i tak ci na pewno nie zaszkodziła – dodał w drzwiach i pobiegł w stronę drzew.
- Gin Ginie! – zawołała Rangiku i pobiegła za nim gotowa zrobić mu krzywdę.
Ichimaru bawił się wyśmienicie doprowadzając Rangiku do złości. Lubił ją gdy się złościła, była wówczas taka zabawna. Taka prawdziwa...
Kiedy Rangiku zaspokoiła głód i zemściła się na Ginie, usiadła na przewróconym drzewie przed domem. Wystawiła twarz do słońca i cieszyła się ciepłymi promieniami grzejącymi jej twarz. Udała, że nie widzi Ichimaru, który do niej podszedł z miną winowajcy. - Niech się pomęczy – pomyślała Rangiku złośliwie i dalej wygrzewała się w słońcu.
- Ekhm. – Gin chciał jej coś powiedzieć, lecz nie bardzo wiedział, jak zacząć. Odpowiedziała mu wymowna cisza.
-Wygrzewasz się jak kotka w słońcu – powiedział w końcu. - Nie to miałem mówić! – krzyknął na siebie w myślach.
- A to źle? – zapytała Rangiku nie patrząc na chłopca.
- Nie, nie.
- No właśnie.
Gin przestępował z nogi na nogę. W końcu bez słowa wyjął z kieszeni niewielką paczuszkę i wyciągnął ją w kierunku dziewczynki. Matsumoto zauważyła ją, lecz uparcie udawała, że nie zwraca na to najmniejszej uwagi.
- Rangisiu, to dla ciebie – wydusił z siebie w końcu chłopiec.
- Och... – Matsumoto udała zdziwioną. – Co to?
- Spóźniony prezent urodzinowy – odrzekł Gin.
- Ojej! Możesz go rozpakować? – zapytała podekscytowana dziewczynka.
- Sama nie chcesz?
- Nie, ty to zrób – powiedziała Rangiku. – Szybko!
Gin uśmiechnął się do niej i rozwinął papier. Wyciągnął ze środka różowy szalik, podał go zaskoczonej Matsumoto, która odruchowo wyciągnęła po niego rękę.
  
- Wszystkiego dobrego – powiedział Gin.
- Dziękuję! Gin, on jest śliczny! – Matsumoto zerwała się z drzewa i podskoczyła ze szczęścia.
- Cieszę się, że ci się spodobał.
- Jest cudowny. Nigdy niczego nie dostałam. Ten prezent jest... – Rangiku ze szczęścia zabrakło słów – …cudowny!
Matsumoto rzuciła się chłopcu na szyję i ucałowała go w policzek. Ichimaru złapał ją w pasie i podniósł ją kilka centymetrów w górę i zaczął się obracać z Rangiku w ramionach. Oboje głośno się śmiali, szczęśliwi, że są razem. Rude włosy dziewczynki wirowały razem z nimi pod wpływem delikatnego wiatru wiejącego od wschodu. Kiedy Ginowi cały świat rozmywał się przed oczami i nie widział nic prócz roześmianej twarzy niebieskookiej, upadł na plecy chroniąc przyjaciółkę przed uderzeniem. Potem objęci razem stoczyli się z górki ciągle śmiejąc się w głos. Zatrzymali się w dolince. Rangiku głośno oddychała chichocząc przy tym jak nienormalna, Gin również był wesoły. Dziewczynka położyła chłopcu głowę na ramieniu i próbowała uspokoić oddech.
  
- Gin, chcę jeszcze – wyszeptała srebrnowłosemu prosto do ucha.
Ichimaru uśmiechnął się, czując przyjemny dreszcz przechodzący przez jego ciało, gdy poczuł na swojej szyi gorący oddech Rangiku.
- Ja też – odpowiedział Gin i pomógł wstać rudowłosej. – Chodź!
Rangiku przyjęła wyciągniętą dłoń chłopca i poszła za nim pełna ufności i pewności, że wszystko będzie dobrze.

 ***
Przepraszam, że tak rzadko ukazują się rozdziały, ale zbyt wiele się dzieje w moim życiu. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu wszystko mi się wyjaśni, wtedy będę miała więcej czasu :) Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze, które zostawiacie pod postami! :)

środa, 14 listopada 2012

06. Wspomnienia rozpaczy.



Nocą przez rozległe równiny i lasy, omijając miasta podążał chłopiec. Jego srebrne włosy jaśniały w blasku księżyca. Spieszył się. Chciał jak najszybciej zakończyć sprawę i wrócić do Rangiku, którą zostawił śpiącą.
Promienie wschodzącego słońca padały przez okno na twarz śpiącej dziewczynki. Rangiku przeciągnęła się leniwie i położyła na drugim boku bardzo powoli uchylając powieki. Przespała spokojnie całą noc i nie miała jeszcze ochoty wstawać, tylko że światło niemiłosiernie raziło ją w oczy. Matsumoto, jeszcze na wpół śpiąc, podciągnęła kolana pod brodę. Próbowała sobie przypomnieć sen, z którego przed chwilą wybudziło ją poranne słońce.
- Gin, śniło mi się, że gdzieś poszedłeś i nie wróciłeś – wymamrotała ziewając przy tym.
Kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi usiadła i rozejrzała się wkoło. Nigdzie nie widziała Ichimaru. Lęk, który nagle w nią wstąpił, poderwał ją na nogi. Wybiegła na zewnątrz.
- Gin! Gin! – wołała z nadzieję, że chłopiec wyszedł na zewnątrz i zaraz się przed nią pojawi.
- Gin… - wyszeptała. – To nie był sen? – Rozległo się głuche pytanie, lecz nie udzielono na nie odpowiedzi.
W niebieskich oczach zabłysnęły łzy. Dziewczynka pobiegła za dom ciągle wołając imię chłopca. Obeszła budynek  dookoła, dotarła nawet do drzew owocowych, z których dzień wcześniej Ichimaru zrywał owoce. Nie chciała dopuścić do świadomości, że wieczorne odejście Gina nie było tylko snem. Jednak cichy głosik w głowie Matsumoto powtarzał uparcie: „Odszedł. Zostawił cię. Nie wróci. Jesteś sama. Sama…”
Kiedy dotarło do niej, że nigdzie go nie znajdzie usiadła na progu rozpadającego się domu. Łzy powoli wypływały z niebieskich dziewczęcych oczu i spływały po bladych policzkach wprost do drżących ust.
- Gin! Gin. Gin. Dlaczego? – Setki pytań krążyły jej po głowie, lecz wszystkie sprowadzały się do jednego – do Ichimaru i jego odejścia. Szloch wstrząsnął drobną dziewczynką, która ponownie została sama na świecie. Matsumoto objęła kolana trzęsącymi się ramionami i podciągnęła je pod brodę. Zwinęła się w kłębek zamykając się na świat. Chciała zniknąć, nie istnieć, by nie odczuwać tego zawodu, cierpienia i samotności.
- Boję się... – chlipnęła cicho – Giiin!!! – Rozdzierający krzyk dziewczynki rozległ się po okolicy. Był pełen rozpaczy, jednak nikt na niego nie odpowiedział. Nikogo przy niej nie było. Zabrakło Ichimaru, który przez kilka ostatnich dni sprawił, że jej niewielki świat kręcił się tylko wokół niego.

Gin biegł już kilkanaście godzin, co jakiś czas robił sobie krótkie przerwy, by odpocząć. Wieczorem dotarł do miasteczka w piątym okręgu wschodniego Rukongai. Ludzie nosili tutaj piękne stroje, wszyscy byli uśmiechnięci i rozmawiając ze sobą - głośno się śmiali. Ichimaru przyglądał się osobom, które mijał. Było tu zupełnie inaczej niż w okręgach, w których ostatnio przebywał, gdzie panowała bieda. Różnica rzucała się w oczy, były to dwa różne światy.
Pewien mężczyzna przyglądał się chłopcu. Próbował sobie przypomnieć, gdzie już widział tę twarz, gdyż wydawała mu się znajoma. Kiedy Gin zorientował się, że jest obserwowany wszedł w największy tłum i klucząc między straganami zgubił śledzący go wzrok. Pomyślał, że musi być ostrożniejszy, zwłaszcza w piątym okręgu Rukonkgai. Przeszedł przez miasteczko, starając się jak najmniej rzucać w oczy,  po czym skierował się boczną drogą na pobliskie wzgórze. Stało tam kilka pięknych domów wybudowanych w japońskim stylu. Kilkupiętrowe pałacyki dumnie wznosiły się nad miasteczkiem sprawiając wrażenie, jakby wszystko poniżej stanowiło jedynie marne odbicie ich wspaniałości.

Gin miał cztery lata. Razem z piękną kobietą trzymającą w ramionach małe dziecko wspinał się tą samą drogą. Towarzyszyło im kilka osób, które były ich  osobistą ochroną. Srebrnowłosy śmiał się głośno i żywo gestykulował, żeby rozśmieszyć kilkumiesięczne dziecko. Maluch gaworzył wesoło w objęciach matki.
- I tam był taki mały ptasek – gawędził wesoło Gin, pokazując kciuk, by zilustrować wielkość zwierzątka. – I  rzucałem mu nasionka, któle dał mi stlaznik i ten ptasek jadł te nasionka. A potem  poleciał do swojej mamusi! – zakończył podekscytowany czterolatek.
Kobieta spojrzała z uśmiechem i pogłaskało go po jasnych włosach.
- Dlacego idziemy do wujka Iwao? – zapytał po chwili chłopiec.
- Czasami należy odwiedzać krewnych i składać im grzecznościowe wizyty. Nie cieszysz się? – zapytała, odgarniając czarne pasmo włosów, które opadło jej na twarz.
- Nie – odparł krótko.
- Czemu? – Spojrzała zadziwiona na chłopca.
- Nie lubię go. – Ostry ton głos dziecka zdziwił kobietę jeszcze bardziej.
- Och… Gin, rozumiem cię, ale czy mógłbyś coś dla mnie zrobić? – zapytała.
- Dobze! A co takiego? – wykrzyknął zadowolony, że może spełnić życzenie swej opiekunki.
- Zagrajmy w zabawę, kto lepiej będzie udawał, że lubi wujka Iwao. Zagram razem z tobą, co ty na to? – zapytała konspiracyjnym szeptem. – Zwycięzca dostanie nagrodę.
- A jaką? – Oczy chłopca zaświeciły się z podekscytowania na myśl o nagrodzie.
- Niespodzianka, ale obiecuję, że ci się spodoba. To jak, zgoda?
-Tak! – wykrzyknął chłopiec i pobiegł na krótkich nóżkach w stronę domu, który znajdował się na samym szczycie wzgórza.

Gin stał w cieniu wysokiego drzewa i przyglądał się domowi, który tak dokładnie pamiętał z przeszłości. Przypomniał sobie także, jak jego wuj Iwao płakał na pogrzebie Pani Moriko. Kilka dni wcześniej wspinał się z nią tą drogą, zaraz potem nastąpiła jej nagła choroba i śmierć. Ichimaru zacisnął dłonie w pięści.

            Tłum ludzi, których nie znał, tłoczył się wokół łóżka czarnowłosej. Jej mały synek płakał w kołysce, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrzeni byli w śpiącą kobietę. Gin zaczął kołysać dziecko, by przestało płakać. Jemu samemu  łzy również płynęły z oczu, lecz nie wiedział dokładnie czemu tak się dzieje. Atmosfera w domu czterolatka była bardzo przygnębiająca, wszyscy milczeli. Ichimaru instynktownie wyczuwał ,że coś jest nie tak, jak być powinno. Brakowało mu śmiechu i szczebiotu czarnowłosej, który zazwyczaj roznosił się po całym domu. Do chłopca podszedł otyły mężczyzna. Płakał.
- Och, Gin... Jakie biedne z ciebie dziecko, najpierw twoja matka, teraz Pani Moriko. Już nigdy więcej jej nie zobaczysz, nigdy więcej cię nie przytuli, nigdy…
- Dość! – Przerwał szczupły mężczyzna odziany w  czarne kimono. – Iwao, zostaw go. – Mężczyzna z bólem na dwójkę małych chłopców, odwrócił się i odszedł. Jego jasne włosy miały ten sam odcień, co u nieświadomego niczego czteroletniego dziecka.

Gin do tej pory pamiętał wyraz twarzy Iwao, gdy ten niby mu współczuł, lecz to nie było w tym za grosz szczerości, tylko drwina i podszyta samozadowoleniem.
- Zapłacisz za to. – W wieczornych ciemnościach zajarzyły się dwa czerwone ogniki. – Za wszystko…
Ichimaru czekał do późnej nocy, kiedy to w domu pogasły wszystkie światła. Wtedy zakradł się do środka przez uchylone okno.

Rangiku, zmęczona płaczem, zasnęła na progu domu. Po kilkugodzinnym spaniu na niewygodnym, twardym kawałku drewna, obudziła się cała obolała.
- Ał, boli! – jęknęła.
Wszystkie  mięśnie napięte podczas snu, pulsowały teraz tępym bólem. W dodatku czuła, jakby miała głowę z ołowiu, tak była ciężka. Płacz pozostawił po sobie ból głowy, podpuchnięte i piekące oczy a także suchość w gardle, która spowodowała chrypkę.
- Przeklęty Gin – mruknęła Matsumoto, wstając bardzo powoli, gdyż każdy ruch nogą, czy ręką powodował nieprzyjemne kłucie w mięśniach. – Niech on tylko wróci. – Pogroziła nieobecnemu małą piąstką w powietrzu. Jednak po chwili, gdy pomyślała, że chłopiec nie wróci, znów poczuła dojmujący smutek i napływające do oczu łzy, które niemiłosiernie piekły.
- Nie będę płakała! – krzyknęła potrząsając głową. – Nie mogę – powiedziała sobie.
Weszła do domu i rozejrzała się. Niedaleko wiaderka z owocami zauważyła wyszczerbiony dzbanek. Wzięła go do ręki i przyjrzała mu się dokładnie. Nie był dziurawy, więc zabrała go ze sobą i wyszła z domu.
- Głupi Gin! Jak on mógł mnie zostawić?! Teraz będę sama... – mówiła do siebie, idąc w stronę drzew owocowych. – Z kim się będę bawić i rozmawiać? A może... Może on przestał mnie lubić i dlatego sobie poszedł? – zastanawiała  się Rangiku. – Dureń i idiota! Mam nadzieję, że pogoni go niedźwiedź, a potem zostanie pokąsany przez osy! Głupi Gin!
Matsumoto biła się z myślami. Obrzucając Ichimaru wyzwiskami czuła, jakby był obok i słuchał jej w rozbawieniu. Miała nadzieję, że zaraz pojawi się tuż przed nią, nazywając ją „małym głuptasem”. Rangiku w taki sposób wypierała ze świadomości fakt, że chłopca przy niej nie ma. Gdzieś w środku odczuwała pustkę, lecz na siłę próbowała ją zapełnić krzykami. Zdążyła nad ranem wylać morze łez, jednak teraz nie miała już siły płakać. Brakowało jej na to sił. Matsumoto weszła w etap wszechogarniającej złości na wszystko i wszystkich, a przede wszystkim na jednego chudzielca, który przepadł bez słowa.
- To przez tego bałwana boli mnie głowa – marudziła. – Może sobie nie wracać, nie zależy mi wcale – mówiła, lecz serce czuło coś zupełnie innego. Zaprzeczała sama sobie, by przetrwać.
Rudowłosa trafiła na mały strumyk, z którego nabrała wody do glinianego dzbanka. Następnie spojrzała na swoje odbicie w wodzie i przypomniało się jej, jak Gin nazwał ją czarownicą.
- Teraz wyglądam, jak prawdziwa czarownica – mruknęła.
Dziewczynka zanurzyła dłonie w zimnej wodzie i opłukała twarz. Poczuła tysiące ostrych igiełek wbijających się w skórę. Bolało, ale po chwili poczuła ulgę. Podniosła dzbanek z wodą i skierowała się z powrotem w kierunku domu. Szła z pochyloną głową, powoli stawiając nogę za nogą. Po drobnej twarzy znów płynęły łzy, które opadały na zaschniętą ziemię pod jej stopami.

Ranek następnego dnia był pochmurny i zimny. Oddech zamieniał się w kłęby pary unoszącej się do samego nieba. Gin ostatkiem sił dotarł do jeziora. Był daleko od domu, do którego zakradł się nocą. Położył się na brzegu i ciężko oddychał. Przez ostatnie trzy godziny biegł, ile miał sił w nogach. Teraz już nie był w stanie zrobić ani kroku więcej. Leżał na plecach i wpatrywał się w chmury na niebie.
- Lis – szepnął i zasnął.
Kiedy słońce znajdowało się nad chłopcem, w samo południe, Gin poczuł pieczenie na twarzy. Otworzył oczy i podniósł się powoli. Spojrzał na swoje ręce ze strachem i podszedł do jeziora. Zaczął je energicznie szorować, by pozbyć się krwi. Dłonie chłopca były pokryte czerwienią podobną do tej, która przelewała się niekiedy w jego źrenicach. W pewnym momencie Ichimaru syknął z bólu. Chwycił się za lewy bok. Wyczuł źródło bólu, którym było stwardnienie ciągnące się od kręgosłupa przez bok aż do brzucha. Gin oderwał rękawy. Jeden z nich zmoczył w zimnej wodzie i zrobił sobie z niego okład, drugim natomiast przewiązał się, by ścisnąć bolący pas ciała. Następnie ruszył powoli w stronę miasteczka, w którym miał jeszcze coś do załatwienia.
Rangiku przeżyła pierwszy dzień nieobecności Gina płacząc i wyzywając go najgorszymi przezwiskami, jakie znała. Noc spędziła przed domem. Okryła się brązowym, dziurawym kocem i wpatrywała się w ciemność. Nie zmrużyła tej nocy oka, nie potrafiła, gdy Gina nie było obok. Zdążyła się już przyzwyczaić, że zasypia, gdy chłopiec jest obok. Jego obecność sprowadzała na nią sen, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Bez niego nie potrafiła się już ułożyć spokojnie do snu. Czekała. Po nocy przyszedł ranek, a ona ciągle siedziała na progu drewnianego domu. Nie płakała, nic nie mówiła, tylko wpatrywała się tępo w przestrzeń przed sobą. Delikatny wiatr poruszał liśćmi drzew, które spadając, wirowały w powietrzu. Rudowłosa  przyglądając się im spędziła tak cały poranek. Koło południa poczuła ssanie w żołądku zwiastujące głód, jednak nie ruszyła się z miejsca.
Wieczorem, zmęczenie i głód zaczęły doskwierać jej jeszcze bardziej. Pomimo tego ciągle siedziała w miejscu. Nie ruszała się stamtąd, ponieważ nie miała powodu by to robić. W chwili, kiedy zrozumiała, że Gin odszedł i nie wróci, wszystko straciło dla niej jakikolwiek sens. Choć odczuwała głód nie miała ochoty jeść, choć była śpiąca, nie potrafiła zasnąć. Ze zmęczenia i głodu zaczęło się jej kręcić lekko w głowie, co chwilę przed oczami pojawiały się  białe plamki, by zaraz potem zniknąć. Jednak jedna z nich nie znikała, lecz stawała się coraz większa. Zbliżała się do Rangiku coraz bardziej, rosnąc w oczach. Matsumoto przetarła twarz i zobaczyła Gina idącego w jej kierunku. Nogi, bez udziału jej woli, same poderwały się do biegu. Biegnąc otarła łzy, które nie wiadomo skąd znalazły się na jej policzkach. Widziała go i była pewna, że tym razem nie jest to sen. Z daleka usłyszała jego głos i śmiech.
- Dobry wieczór, Rangisiu!
Dziewczyna bez słowa podbiegła do srebrnowłosego i spoliczkowała go całą siłą, która jej pozostała.
- Dlaczego? – zapytał totalnie zaskoczony i zdezorientowany.
- Ty idioto! Kretynie! Oszuście! Bałwanie! Popaprańcu nienormalny! Krowi bobku!  - krzyczała, ale z każdym wyrzucanym z siebie wyzwiskiem jej głos słabł, a z oczu płynęło więcej łez. – Zostawiłeś mnie – dodała z wyrzutem, po którym odetchnęła z ulgą.
Gin z zakłopotaniem objął płaczącą Matsumoto. Nie wiedział, że ta tak gwałtownie zareaguje. Nie pomyślał, że może zranić jej uczucia aż tak bardzo. Był egoistą, do którego przywiązała się głośna rudowłosa, jego własna mała „głupiutka” dziewczynka.

 Notki pojawiają się nie tak często, jakbym chciała, niestety... Sama nie podejrzewałam, że poprawianie rozdziału może zająć tylko trochę mniej czasu, niż jego pisanie od nowa. Mam nadzieję, że osoby, które tu zaglądają nie poczują się oszukane i dalej będą śledzić losy Gin i Rangiku i miejmy nadzieję, że wyrobimy się z większością do końca roku ;) Pozdrawiam cieo z zimnego miejsca!



niedziela, 4 listopada 2012

05. "Nie liczyłam dni"



Nad Rukongai powoli zachodziło słońce. Po niebie leniwie przesuwały się białe obłoki, pod którymi szybowały ptaki. W oddali słychać było żabi koncert, który rozbrzmiewał po okolicy przemierzanej przez parę dzieci. Chłopiec niósł na plecach rudowłosą dziewczynkę, nucącą wesołą melodię. W pewnym momencie srebrnowłosy zatrzymał się i zrzucił z siebie swoją towarzyszkę.
- Dalej już cię nie niosę – rzekł zmęczony.
- Ależ, Gin! Ciągle boli mnie noga – odpowiedział mu cienki głosik.
- Siadaj. – Wskazał płaski biały kamień leżący tuż za dziewczynką.
Kiedy Matsumoto rozsiadła się na nim, Ichimaru przykucnął obok i zaczął przyglądać się opuchniętej kostce.
- Do jutra ból powinien minąć – orzekł z miną znawcy.
- Mam nadzieję, że tak będzie. W końcu skończyłbyś narzekać, jaka to ja jestem ciężka, prawie jak słoń – westchnęła Rangiku.
Gin opadł na ziemię, obok dziewczynki. Był zmęczony, pojedyncze kropelki potu zrosiły mu czoło, czuł również, jak strumyk niepozorny strumyk spływa mu po plecach . Rozejrzał się po okolicy. Niedaleko miejsca, w którym siedzieli zauważył podniszczony budynek, któremu zaczął się przyglądać z uwagą.
- Rangiku, widzisz ten budynek przed nami? – zapytał, wskazując jej chatę.
- No… - przytaknęła niechętnie, nie wiedząc, co też Ginowi chodzi po głowie.
Rudowłosa była zmęczona ciągłą wędrówką, poza tym dokuczał jej głód. Jak na tak małą osóbkę miała ogromny apetyt, dlatego niewiele obchodziła ją jedna z wielu chat, które do tej pory mijali po drodze. Byłoby zapewne inaczej, gdyby był to domek z piernika, lub chociażby z herbatników. Ale nie był. Ot, zwykła drewniana rudera, która zaczynała powoli wrastać w ziemię pod naporem swego sędziwego wieku.
- Chyba jest opuszczony – powiedział zamyślony chłopiec. – Chodźmy go obejrzeć.
- Ale po co?
- Po to, bo tak mówię – odparł Gin.
- Nie będziesz mi rozkazywał – powiedziała nadąsana dziewczynka, krzyżując ramiona na piersi.
Ichimaru teatralnie westchnął, mruknął coś pod nosem o kobietach i nie patrząc się na rudowłosą, ruszył w stronę budynku. Szedł powoli, obserwując otoczenie. Nie zauważył nikogo, więc pewniejszym krokiem podszedł bliżej drewnianej budowli. Zapukał do drzwi, lecz nikt się nie odezwał. Gin nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wewnątrz budynku był duży bałagan, wszędzie było pełno kurzu. Po prawej stronie, w kącie, chłopiec zauważył stos przeróżnych przedmiotów i narzędzi, które zdążyły pokryć się pajęczynami. Rozejrzał się uważnie po wnętrzu i uznał, że dom stoi pusty od co najmniej kilku miesięcy. Z uśmiechem na twarzy wyszedł na zewnątrz i podbiegł do czekającej Rangiku. Dziewczynka wciąż była obrażona, co ostentacyjnie okazywała, odwracaniem wzroku od chłopca.
- Dom jest opuszczony – zawołał Gin.
- I co z tego? – odburknęła rudowłosa.
- O co chodzi? – zapytał zdezorientowany chłopiec.
- Zostawiłeś mnie tutaj samą! – odpowiedziała z wyrzutem.
- Aj, ale przecież poszedłem tylko obejrzeć tamtą ruinę – odpowiedział.
- Po co?
- Chyba już o to pytałaś. Wskakuj na plecy – powiedział zniecierpliwiony Ichimaru i pomógł wdrapać się Matsumoto, podtrzymując ją lekko.
- Ha! A mówiłeś, że nigdy więcej tego nie zrobisz! – zakrzyknęła z triumfem w głosie.
- Czego?
- Ech. Mówiłeś: tylko ten jeden raz noszę cię na plecach. – Wokół rozniósł się perlisty śmiech.
- O, widzę, że głuptasowi wrócił humorek – powiedział Gin, uśmiechając się do siebie.
- Ty… - Nie dokończyła, gdyż chłopiec zrzucił ją tuż przed budynkiem, do którego dotarli.
Rangiku zamilkła widząc przed sobą dom. Prawdziwy dom, który może był stary i brzydki, z dziurami. Brakowało w nim wygód, ale coś w tej budowli szczerze ją ujęło.
- Zatrzymamy się tutaj przez jakiś czas – powiedział Ichimaru.
- Uhm, dobrze.
- Tylko tyle? – zapytał chłopiec.
- Spodziewałeś się czegoś jeszcze?
- No nie wiem… Może narzekania? Że ci się nie podoba, że brudno, brzydko. Spodziewałem się czegoś właśnie w tym stylu – odparł.
- Hihihi, mam zacząć narzekać? Naprawdę tego chcesz? Mogę zacząć.
- Ee, chyba jednak nie – powiedział Gin, po czym otworzył przed nią drzwi chaty.
Rangiku, lekko kulejąc, weszła do domu. Kiedy rozejrzała się po ubogim wnętrzu poczuła się nagle wyjątkowo lekko. Nigdy nie miała domu, a przynajmniej takowego nie pamiętała, natomiast teraz miała mieszkać tutaj. To ten budynek miał być jej azylem. Posiadanie takiego miejsca napełniło ją nieoczekiwanym szczęściem. Uśmiechnęła się szeroko oglądając wnętrze i przedmioty leżące w kącie. Znalazła tam kilka misek, jakiś garnek, a także różne narzędzia, których nie znała i wiele innych, mniej lub bardziej przydatnych przedmiotów. Słysząc, jak Gin chodzi po izbie obejrzała się na niego. Chłopiec właśnie grzebał patykiem w czymś, co przypominało palenisko.
- To będzie nasz dom? – Matsumoto zapytała z nadzieją.
- Taa… - Odpowiedź Gina, choć krótka i pozornie niedbała, upewniła Rangiku.
- W takim razie trzeba tu posprzątać! – powiedziała z mocą i podwinęła rękawki swej podniszczonej szaty.
Dziewczynka, ciągle kulejąc, wyszła z domu i rozejrzała się dookoła. Postanowiła obejść budynek dookoła i zobaczyć, czy z tyłu domu nie ma jakichś niespodzianek. Okazało się, że za rogiem leżały różne rupiecie, wśród których Rangiku znalazła starą, równie zniszczoną, co chata, miotłę.
- Nada się idealnie – powiedziała do siebie.
Zaczęły się wielkie porządki. Gin sprawdzał i porządkował narzędzia, które były zgromadzone w kącie, natomiast jego mała towarzyszka zamiatała podłogę, omiatała pajęczyny zwisające ze ścian, a także kurze przykrywające wszystko, co znajdowało się we wnętrzu budynku. Pracy towarzyszył śmiech i rozmowy o niczym, które pomimo braku prawdziwego tematu jednak zbliżały do siebie dwójkę dzieci.

- Jestem głodna! – Rangiku podłożyła sobie dłonie pod głowę i położyła się na podłodze.
- Ja też – mruknął chłopiec.
- I co teraz zrobimy? – zapytała.
Dziewczynce nie chciało się nigdzie wychodzić. Była zmęczona po sprzątaniu, ponadto ból w kostce stał się bardziej uciążliwy, gdyż podczas porządkowania nowego domu nie oszczędzała kontuzjowanej nogi. Matsumoto westchnęła teatralnie, chcąc w ten sposób nakłonić Gina do jakiejkolwiek reakcji.
- Czemu tak wzdychasz? – zapytał w końcu chłopiec, siadając obok na podłodze.
- Głodna jestem – powiedziała Rangiku robiąc przy tym smutną minę. – Jestem głodna…
- Ech, pójdę poszukać czegoś do jedzenia – powiedział zrezygnowanym tonem chłopiec, wstając, dodał – Lepsze to, niż wysłuchiwanie jęków takiego głuptasa.
- Gin! – krzyknęła oburzona.
- Dobra, już dobra. Nie złość się, bo złość piękności szkodzi – powiedział śmiejąc się, po czym wyszedł, zostawiając Matsumoto samą w domu.
.Słońce prawie całkiem schowało się już za horyzontem. Powoli robiło się ciemno. Chłopiec zauważył po lewej stronie stare wiadro. Wziął je i wyruszył na poszukiwanie jedzenia. Krążąc w pobliżu domu dotarł do kilku drzew owocowych. Uśmiechnął się szeroko i podszedł do pierwszej jabłonki z brzegu. Pomimo późnej pory dostrzegał, mieniące się czerwienią w blasku księżyca, owoce. Narwał ich do połowy wiadra, po czym podszedł do kolejnego drzewa, gdyż był ciekawy, jakie może rodzi ono owoce. Spojrzał w górę, na wysokim drzewie zauważył gruszki. Zaczął szukać wzrokiem jakiejś gałęzi. Gdy w końcu udało mu się znaleźć odpowiednią, strącił nią kilka gruszek i wrzucił je następnie do kubełka.
- Czas wracać – pomyślał. – Bo ta głupia Rangiku jest gotowa urządzić mi wielką awanturę z powodu głodu.
Chłopiec zawrócił w stronę domu i szedł raźnym krokiem wymachując wiadrem pełnym dojrzałych owoców. W pewnym momencie zatrzymał się. Uśmiech na chwilę zastygł mu na ustach. Docierało do niego odległe wycie dzikich zwierząt. Zadarł głowę spoglądając na księżyc. Był pełnia.
- Już czas – pomyślał i z posępną miną ruszył w stronę domu.
Rangiku, po wyjściu Gina, dalej leżała na podłodze. W brzuchu burczało jej niemiłosiernie. Czekała na chłopca. Miała nadzieję, że znajdzie coś dojedzenia, bo jeżeli nie... Właśnie, co wtedy? Rudowłosa rozmyślała, co by się stało, gdyby Ichimaru nie zdobył jedzenia – wówczas pewnie umarłaby z głodu. Jednak czy można drugi raz umrzeć? – Takie myśli zaprzątały jasną główkę dziewczynki. Po dniu pełnym wrażeń i śmiechu nagle popsuł się jej humor. Matsumoto tłumaczyła to sobie zmęczeniem, bólem nogi i głodem. Gdy usłyszała kroki zbliżające się do domu, usiadła. Serce zabiło jej szybciej, gdyż ciemność panująca w izbie i dźwięki na zewnątrz przestraszyły ją. Wpatrywała się w otwierające się drzwi. Kiedy ujrzała w nich srebrną głowę Gina, całe napięcie opadło, westchnęła ciężko i przetarła czoło ręką.
- A ty znowu wzdychasz? – zapytał Ichimaru, na którego twarzy pojawił się przygaszony uśmiech.
- A ty znowu pytasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- O co znowu pytam? – drążył chłopiec.
- Oj, nieważne. Znalazłeś coś do jedzenia? – spytała.
- Pewnie – odpowiedział, pokazując dziewczynce wiaderko pełne owoców.
- Oh! – wykrzyknęła zachwycona Matsumoto.
Ichimaru podał jej wiadro z jabłkami i gruszkami. Następnie podszedł do paleniska, przy którym wcześniej zostawił parę gałązek i ułożył je na nim. Przykucnął i wyciągnął dłoń. Rangiku na chwilę przestała się interesować jedzeniem, tylko zaciekawiona przyglądała się srebrnowłosemu. Gin, z poważną miną, zaczął koncentrować swoją energię w prawej dłoni. Na niej ukazała się jasna, niewielka kula energii. Chłopiec przysunął powoli rękę do gałązek ułożonych na palenisku. Drewno zaiskrzyło się i powoli zajęło ogniem. W domu zrobiło się o wiele jaśniej. Rangiku patrzyła z podziwem na Ichimaru, na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Udało mi się – wyszeptał srebrnowłosy, jakby ciągle nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą sam uczynił.
- Łał! – dziewczynka zapiszczała po minucie, gdy minął jej pierwszy szok. – To było niesamowite!
Rangiku krzyczała podekscytowana, a w tym czasie, Gin przyglądał się swojej dłoni, w której chwilę wcześniej dzierżył zmaterializowaną kulę energii.
- Co to było? – zapytała rudowłosa, gdy zdążyła już ochłonąć.
- To moc duchowa, o której ci wspominałem – odpowiedział.
 - Aha... – dziewczynka zamyśliła się nad tym, co powiedział chłopiec, lecz gdy usłyszała burczenie wydobywające się z własnego brzucha, zamyślenie minęło. Chwyciła gruszkę i zaczęła ją jeść. Rangiku uwielbiała te owoce. Lubiła ich smak i chropowaty miąższ, nawet sok, który spływał po brodzie jej nie przeszkadzał. Liczył się tylko słodki smak i poczucie sytości. Gin siedział obok dziewczynki i również zabrał się za jedzenie. Przez tę krótką chwilę, gdy oboje jedli, był w pełni szczęśliwy. Ta wyjątkowa chwila, kiedy nie myślał o niczym innym, jak tylko o jedzeniu słodkich owoców w towarzystwie rudowłosej, miało w przyszłości być wspomnieniem, które trzymało go przy życiu. Wiedział, że to właśnie rudowłosej zawdzięcza te chwile szczęścia, że bez niej - gruszki, jabłka i inne rzeczy – nie smakowałyby tak słodko, a noce nie byłyby tak spokojne, jak ta, która się właśnie zaczynała.
Kiedy Gin najadł się do syta, spojrzał na Rangiku, kończącą jeść jabłko. Twarz dziewczynki świeciła się od soku z owoców, ponadto miała całą buzię ubrudzoną kawałkami gruszki. Ichimaru zaczął się głośno śmiać. Rudowłosa spojrzała na niego zdziwiona z pytaniem w oczach.
- Jesteś brudna, jak… - Gin nie mógł dokończyć, gdyż dostał od niebieskookiej ogryzkiem w głowę.
- Grr… - warknęła cicho.
- Czemu mnie bijesz? – zapytał chłopiec z udawanym smutkiem.
- Zapobiegłam morderstwu. Gdybyś skończył, to co zacząłeś, musiałabym cię zabić – odpowiedziała obrażona.
- Phi, myślisz, że się ciebie boję? – zapytał śmiało.
- Myślę, że tak – odpowiedziała, wycierając klejącą się od soku buzię.
Gin złapał ją za rękę i odciągnął ją od twarzy. Wyjął białą chusteczkę z kieszeni i sam zaczął ją wycierać.
- Zupełnie, jak dziecko – mruknął cicho.
- Jestem dzieckiem – wykrzyknęła mu prosto w twarz.
- Nie zauważyłem – Gin odparł z przekąsem. – Nie wierć się, jakby pogryzło cię stado szerszeni, nie mogę ci buźki wyczyścić.
- To zauważ. I będę się kręciła, kiedy będę chciała – powiedziała twardo.
- Uparciuch! – zawołał Ichimaru.
- Sknera! – odgryzła się Rangiku.
- Maruda!
Po tych przezwiskach zapadła cisza. Matsumoto siedziała obrażona z czystą już buźką, a Gin obok niej z miną męczennika, mówiącą: „Za jakie grzechy?”. Po długiej chwili milczenia, chłopiec doszedł do wniosku, że woli, kiedy jego przyjaciółka marudzi, niż jak siedzi obrażona i tylko prycha pod nosem. Ichimaru postanowił przerwać ciszę, jednak nie wiedział zbytnio, w jaki sposób to zrobić. W końcu zadał pierwsze lepsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy.
- Hej, Rangiku, kiedy masz urodziny?
Zaskoczona dziewczynka spojrzała na srebrnowłosego. Zapomniała, że miała się do niego nie odzywać przez tydzień(tak sobie postanowiła). Zamyśliła się próbując sobie coś przypomnieć, jednak nic takiego, jak data urodzin, nie kryło się w zakamarkach jej pamięci.
- Nie pamiętam. Dopóki cię nie spotkałam, nie liczyłam dni – odpowiedziała smutno.
- Oh.– Gin nie rozumiał, jak można nie znać daty swoich urodzin. Sam ją znał i myślał, że każdy to wie. Zrobiło mu się żal rudowłosej. Chciał na początku tylko zagadać, żeby przerwać ciszę, a tymczasem przez jego pytanie niebieskooka posmutniała.
- Hmm... To w takim razie... – zamyślił się, próbując gorączkowo coś wymyślić. – Dzień, w którym mnie poznałaś będzie dniem twoich urodzin! – oznajmił Gin.
Na twarzy dziewczynki dostrzegł zaskoczenie i niedowierzanie, za którymi krył się cień uśmiechu.
- Co ty na to Rangiku? – zapytał.
Dziewczynka tylko kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Smutek błyskawicznie ustąpił zastąpiony przez poczucie bezgranicznego szczęścia.
- Mam urodziny – powiedziała nieśmiało, po czym zaczęła się głośno śmiać.
Rangiku i Gin ułożyli się obok siebie na podłodze i przykryli się brązowym kocem, który znaleźli podczas robienia porządków. Oboje, zmęczeni ostatnimi dniami, próbowali zasnąć. Chłopiec wiercił się jednak pod przykryciem. Dręczyła go jedna myśl – musiał coś powiedzieć swojej towarzyszce, tylko nie wiedział, jak to zrobić.
- Gin, przestań się wiercić. Nie mogę przez ciebie zasnąć – powiedziała z wyrzutem niebieskooka.
- Przepraszam – odparł krótko.
Leżeli tak chwilę w ciszy, po czym srebrnowłosy przytulił się do dziewczynki. Rudowłosej to odpowiadało, lubiła czuć przy obecność Gina. Kiedy był przy niej czuła się bezpiecznie, było jej ciepło i najzwyczajniej w świecie – dobrze.
- Rangiku, śpisz? – zapytał szeptem chłopiec.
- Nie.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczął zdenerwowany.
Choć Matsumoto wyczuła zdenerwowanie w głosie Ichimaru, to nie zwróciła na nie większej uwagi. Była śpiąca i nie do końca zdawała sobie sprawę z tego,  co się wokół niej dzieje. Powoli zapadała w sen.
- Co? – spytała śpiącym głosem.
- Jutro muszę gdzieś pójść – powiedział Gin z lekkim poczuciem winy.
- Co? Tak? Pójść? – powtarzała, coraz bardziej odpływając do krainy snów.
- Jutro idę coś załatwić.
- Pójdę z tobą – odpowiedziała, ziewając z szeroko otwartą buzią.
- Nie możesz – odparł chłopiec.
- Dlaczego? – zapytała, dopuszczając do świadomości informację o tym, że Gin wybiera się gdzieś bez niej.
- Po pierwsze ciągle boli cię noga, a po drugie nie mogę cię zabrać.
- A to dlaczego? – dopytywała się uparcie.
- Ech, nie mogę i już. – Gin westchnął, słysząc kolejne pytania. – Śpij już.
- Jesteś niedobry. Nie lubię cię – powiedziała Rangiku głośno, odwracając się plecami do chłopca.
Ichimaru był zły na siebie, iż musiał jej to powiedzieć, ale nie potrafił odejść bez słowa. Wiedział, że jeżeli wyszedłby nic nie mówiąc, Rangiku martwiłaby się o niego. Spojrzał na jej trzęsące się plecy i dotknął ramienia. Widział, jak płacze po cichu, tak by tego nie zauważył. On jednak to dostrzegł i dlatego czuł się jeszcze gorzej. Objął ją lewym ramieniem i wsłuchał się w oddech dziewczynki. Kiedy ten się wyrównał i Gin był pewien, że Rangiku zasnęła, ucałował ją w czubek jasnorudej główki, i wstał. Po cichu zbliżył się do drzwi, otworzył je i obejrzał się na śpiącą Matsumoto.
- Obiecałem, że cię nie zostawię, więc wrócę. Czekaj na mnie – wyszeptał wychodząc. Zamknął cicho drzwi.
Chmury zakryły księżyc, a Gin zniknął w ciemności nocy.