Śnieżny puch zdążył opuścić pola Rukongai, a
zmarznięta gleba powoli zaczęła na nowo się zielenić. Wiosna. Źdźbła trawy
falujące przy wietrze i kolorowe kwiaty polne rozsiane po łąkach dodawały
biednej okolicy - piękna i świeżości. Rudowłosa dziewczynka wyszła przed dom i
wyciągnęła ręce ku górze, by się przeciągnąć po źle przespanej nocy.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy usłyszała słowika, który przyśpiewywał jej,
kryjąc się w koronie pobliskiego drzewa. Rangiku przetarła zaspane oczy i
odwróciła się w stronę domu.
- Gin! Śpiochu! Wstawaj! – zawołała. - Zobacz, jaki dziś piękny dzień – przekonywała chłopca, który najwyraźniej nie miał ochoty nigdzie się ruszyć.
- Daj mi spokój! – Usłyszała głuche jęknięcie z wnętrza budynku.
Dziewczynka wydęła wargi i z zaciętą miną wkroczyła do domu. Spojrzała groźnie na przyjaciela, który leżał na posłaniu zwinięty w kłębek. Gdy Gin zauważył minę, z którą Matsumoto weszła do izby, chwycił koc i z głębokim westchnięciem zaciągnął go sobie na głowę. Rangiku tylko pokręciła głową i energicznym krokiem podeszła do niego. Jednym sprawnym ruchem ściągnęła wełniane przykrycie i stanęła nad swą ofiarą z triumfem wymalowanym na twarzy. Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła wyniośle na zaspanego chłopca.
- Ichimaru Ginie! Całą noc jęczałeś przez sen i nie dałeś mi spać, a teraz chcesz sobie to odespać w najlepsze?! Ja – zaznaczyła głośno - wstałam, więc ty także wstaniesz! – krzyknęła i nie zważając na protesty próbowała go podnieść ciągnąc jego chudą rękę ku górze.
- Jesteś okropna – wymruczał chłopiec i przyciągnął do siebie dłoń, którą ciągnęła Rangiku. Schował ją pod brzuchem. – Chcę spać.
- A ja chcę dostać milion czerwonych kwiatków – powiedziała z przekąsem i złapała przyjaciela za lewą nogę. Zaczęła ciągnąć ciało chłopca, jakby wyciągała z mieszkania jakieś zwłoki.
Ichimaru miał dość. Chciał spać. Nie obchodziło go to, że już wstał kolejny dzień, ani także to, iż pięknie świeci słońce, a przyroda wyciąga po każdego swe zielone ramiona, by wciągnąć go do zabawy na jej łonie. Potrząsnął nogą i lekko nią kopnął tak, że dziewczynka upadła na podłogę z cichym klepnięciem. Nie patrzył na nią, więc nie widział, jak na niego spojrzała. W jej wzroku nie było złości, lecz smutek i odrzucenie. Bez słowa wstała i wyszła z domu po cichu. Kiedy przekraczała próg domu usłyszała jeszcze wymawiane cicho słowa Gina, które pozbawione były wszelkich uczuć.
- W końcu sobie poszła...
Z oczami pełnymi łez ruszyła przed siebie. Nie zwracała najmniejszej uwagi, dokąd się kieruje. Szła w stronę drzew, których przyjemnie szumiące liście przyciągały do siebie niczym magnes. Usiadła pod brzozą, której biała kora odbijała się na tle innych roślin w zagajniku - pełnym przeróżnych gatunków drzew - i oparła się o pień. Spojrzała w górę na drobne zielone listki zwisające tuż nad jej głową. Zamyślona nad zachowaniem Ichimaru, nie otarła łez spływających po policzkach,
Tymczasem Gin przekręcił się na plecy i ze wzrokiem wbitym w sufit ponownie przeżywał swój sen, a raczej dziwną wizję.
Rozglądał się dookoła. Wszędzie pełno było śniegu, który chłopiec tak uwielbiał. Nagle usłyszał za sobą skowyt dzikiego zwierzęcia, które swym wyciem go przeraziło. Próbował biec przed siebie, lecz nie mógł się ruszyć. Stał w miejscu, jakby jego stopy wrosły w ziemię - w śnieg. Do uszu dochodził odgłos chrzęszczącego śniegu. Wiedział podświadomie, że ktoś się zbliża. Obejrzał się. Obrót głowy trwał tylko krótką chwilkę, lecz jemu zdawało się, iż trwa to wieki. Za nim stała kobieta, której twarz wykrzywiał złośliwy uśmieszek. Jej ciemne włosy powiewały na wietrze tworząc wokół niej ciemną poświatę. Do uszu Gina doszedł odgłos dzikiego śmiechu. Wiedział dokładnie, kim była ta kobieta. To ona była winna śmierci jego najbliższej rodziny. I oto on, odważny do tej pory, nie lękający się niczego, Ichimaru Gin, stał sparaliżowany żądnym krwi wzrokiem swojej ciotki, która wyciągała ku niemu dłoń. Palce zakończone były długimi, ostrymi paznokciami umalowanymi na czerwono, przywodząc na myśl krew. Kiedy chłopiec był już pewny, że kobieta go dosięgnie, rozbłysło się jasne światło, które niczym promień odgrodziło Gina od ciotki. Kiedy chłopiec zerknął na morderczynię swojego ojca, na jej miejscu stał mężczyzna w okularach. Shinigami uśmiechał się do niego ciepło i także wyciągał dłoń do chłopca, jakby chciał mu pomóc i wyciągnąć go z paraliżu, w który popadł. Ciepła dłoń dotknęła wychłodzonych palców dziecka i wtedy, jakby w głębi umysłu Gina narodziła się myśl. Głos brzmiący obco, lecz jednocześnie swojsko.
- Wiem, czego pragniesz. Pomogę ci – odezwał się głos.
Zdziwiony rozejrzał się wokół. Nie było nikogo prócz niego i strażnika śmierci, który się nie odzywał tylko uśmiechał w charakterystyczny, przyjacielski sposób.
- Kim jesteś? – zapytał.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech, który długo pobrzmiewał w jego umyśle.
- No a potem Rangiku musiała mnie obudzić – powiedział na głos. Był zły na rudowłosą, że go przebudziła, nie przejmował się tym, iż zrobiła to z troski o niego. Nie widział, jak przestraszona Matsumoto, obudziła się w środku nocy i próbowała go przebudzić, gdy ten rzucał się mrucząc coś przez sen.
- Co to był za głos? – zastanawiał się Gin. – Czy był głos tego strażnika śmierci?
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że to był tylko sen. Jednak nie dawało mu to do końca spokoju, dlatego tak usilnie chciał ponownie zasnąć. Chciał znów śnić ten sen, by dowiedzieć się czegoś więcej. Leżał więc nieruchomo i starał się nie rozpraszać myśli. Jednak jedyne, co słyszał to śpiew słowika za oknem i bzyczenie muchy latającej pod sufitem. No i jeszcze jeden dźwięk – burczenie w brzuchu. Głód powoli dawał o sobie znać, na co Gin dość niechętnie wstał i podszedł do stołu, na którym leżały suszone owoce. Wziął kilka kawałków i zaczął je powoli przeżuwać. Wyszedł przed dom i rozglądając się, starał się wypatrzyć rudą główkę swej przyjaciółki. Podejrzewał, że może być lekko obrażona, jednak liczył, że parę smakołyków poprawi jej humor. Jednakże nigdzie nie widział znajomej postaci.
- Rangiku! – zawołał licząc, iż usłyszy gdzieś dziewczęcy głos w odpowiedzi, lecz nic takiego się nie stało.
Lekko zaniepokojony ruszył na poszukiwanie. Nie był przyzwyczajony do tego, by tracić ją na dłużej z oczu. Matsumoto nigdy nie oddalała się na tyle od domu, by nie mógł jej wypatrzyć, bądź usłyszeć. To on był od oddalania się, a ona od siedzenia w domu. Nieświadomie powielał schemat stary, jak świat, mówiący o miejscu mężczyzny i kobiety, gdzie ta druga powinna siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać.
- Rangiku! – Usłyszała kilkakrotne nawoływania Gina, lecz nie zamierzała się odezwać. Smutek już jej przeszedł, teraz była po prostu zła. Wcześniej było jej przykro, że Ichimaru potraktował ją, jak natręta, który się narzuca. Sama natomiast nie miała takiego zamiaru, chciała tylko pomóc, bo widziała, jak chłopiec popadł w otępienie. Martwiła się jego nocnymi koszmarami, które powtarzały się od kilku dni, a najbardziej denerwowało ją to, że nic nie chciał na ich temat jej powiedzieć. Dziś Rangiku uznała, iż miarka się przebrała i więcej nie pozwoli się w ten sposób traktować.
- Też mam prawo być taka okropna i wredna, jak on – mruknęła cicho i pogładziła falującą pod dłonią trawę. Wpatrywała się teraz w płynącą wodę, gdyż przeniosła się nad niewielki strumyk płynący od południa na północ.
- Rangisiu – usłyszała za sobą głos chłopca.
Matsumoto na te słowa podciągnęła kolana pod brodę i udawała, że nic nie słyszy, dalej wpatrując się w szemrzącą wodę.
- Nie jesteś głodna? – zapytał, podsuwając jej prawie pod nos zawiniątko ze smakołykami.
Rangiku nadal udawała, że nie zauważa jego obecności, choć było jej o wiele trudniej, gdyż smakowity zapach dotarł do jej nozdrzy i pobudził mózg, któremu nagle przypomniało się, że czas najwyższy na posiłek. Żołądek upomniał się o swoje.
- Przecież widzę – powiedział z uśmiechem Ichimaru. – Tylko popatrz, co tu mam. Są ryżowe kulki i suszone owoce.
Spojrzała przelotnie na jedzenie, które Gin prezentował przed nią w całej okazałości.
- Czego chcesz? – zapytała w końcu. – Przecież dałam ci spać.
- Tak... Chcę, żebyś zjadła śniadanie – powiedział cicho.
- Wszystko tylko ty i ty! Ty i twoje koszmary! Twoje tajemnice, twoje chcenie! Ty chcesz spać! Ty chcesz, żebym zrobiła to albo zjadła tamto! Wszystko ty!!! – Rangiku zaczęła krzyczeć na Gina, coraz bardziej się nakręcając. – A co ja chcę, to już w ogóle się nie liczy! –Zacisnęła piąstki i z wściekłą miną spojrzała prosto w oczy chłopca, który zdziwiony stał z otwartą buzią.
- E... To co byś chciała? – zapytał niepewnie.
- Powiedziałam rano – mruknęła. Wstała, odwróciła się od chłopa i ruszyła wzdłuż rzeki.
- A mogłabyś powtórzyć? – zapytał podążając za nią.
- Nie.
- Ale...
- Nie!
- No, trudno – bąknął Gin i odszedł.
- Głupek, debil, imbecyl, idiota, egoista, małpa, czubek, sknera. – Rangiku, przysiadłszy ponownie na brzegu rzeki, odmawiała litanię. – Uch, jak ja go nie cierpię! – krzyczała sama do siebie.
Kiedy ponownie usłyszała za sobą kroki Gina, który znacząco chrząkał, idąc w jej stronę, by zaznaczyć swoją obecność, dziewczynka uniosła wysoko podbródek postanawiając, że będzie go ignorować.
- Rangisiu
- Nic nie słyszę – powiedziała melodyjnym głosem.
- Nawet jeśli nie słyszysz, to i tak coś ci powiem – zaczął i nie zwracając uwagi na to, że Rangiku teatralnym gestem zatkała sobie uszy mówił dalej. – Co ci dziś odbiło to nie wiem, ale jak mogłaś wyskoczyć z tym moim chceniem? - Dziewczynka zaczęła w tym momencie nucić pod nosem jakąś melodię, żeby zagłuszyć słowa przyjaciela.
- Idiotko! Chciałem przeprosić! – wydarł się na całe gardło. – Ale, jak nie chcesz przeprosin – spojrzał na nią, wciąż nucącą melodię. – To nie dostaniesz tego, czego chciałaś....
Jakimś cudem jednak usłyszała słowa Gina i nim się zorientowała, że postępuje wbrew własnemu postanowieniu obróciła twarz tak, by widzieć, co ten trzyma w rękach. Zdziwienie Matsumoto na widok trzymanego przez Ichimaru bukieciku było ogromne. Nie był to może milion czerwonych kwiatów, tylko jeden kilka drobnych kolorowych roślinek, lecz wystarczyły one, by zmiękczyć serce niebieskookiej, która i tak nie potrafiła się długo gniewać.
- Jednak wiedziałeś – powiedziała cicho.
- No, bo ja wszystko wiem – odparł zawstydzony.
- Skromny, jak zwykle – mruknęła, jednak zaraz się uśmiechnęła i wzięła z rąk Gina kwiatki. Zatopiła w nich twarz i przez chwilę w ciszy upajała się ich zapachem.
- Ładnie pachną – powiedziała.
- Tak, jak ty – mruknął chłopiec.
- Podlizywanie się niewiele ci pomoże, nadal jestem na ciebie zła – odpowiedziała uśmiechając się serdecznie.
- Ależ ja się nie podlizuję! Nigdy w życiu – odrzekł i wyciągnął jeden niewielki kwiatek z bukieciku i zbliżył się do Rangiku. Odgarnął rude włosy i jedno pasmo założył za ucho. Następnie wsunął kwiatek w jej włosy, uśmiechając się szeroko.
- Teraz jesteś najpiękniejszą jędzą w całym Rukongai – powiedział poważnie.
- Jędzą? – zapytała z błyskiem w oku.
- Powiedziałem jędzą? Niemożliwe – odparł kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Tak właśnie powiedziałeś!
- Chciałem powiedzieć najpiękniejszym kwiatem Rukongai – odpowiedział siląc się na powagę, lecz w oczach igrały mu wesołe ogniki.
- Wcale się nie podlizujesz.
- Nic a nic.
Chwycili się za ręce i szczęśliwi zwrócili się w kierunku domu.
- Zaraz! – zawołała Matsumoto.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony Ichimaru.
- Moje jedzenie! – krzyknęła i pobiegła po smakołyki, które zostały nad rzeką.
Chłopiec tylko pokiwał głową uśmiechając się lekko. Patrzył, jak rudowłosa wpycha sobie ryżową kulkę do ust, mamrocząc przy tym niezrozumiale.
Tak mijał im każdy dzień, jeden podobny do drugiego. Wspólne zabawy i kłótnie, tajemnice. Razem dzielili swój smutek i strach, i nawet, jeśli jedno z nich czasem coś skrywało, to byli ze sobą szczęśliwi. Każdy kolejny dzień należał do nich, a wszystkie wspomnienia z tych wspólnych dni były chowane głęboko w sercach tej dorastającej dwójki.
- Gin! Śpiochu! Wstawaj! – zawołała. - Zobacz, jaki dziś piękny dzień – przekonywała chłopca, który najwyraźniej nie miał ochoty nigdzie się ruszyć.
- Daj mi spokój! – Usłyszała głuche jęknięcie z wnętrza budynku.
Dziewczynka wydęła wargi i z zaciętą miną wkroczyła do domu. Spojrzała groźnie na przyjaciela, który leżał na posłaniu zwinięty w kłębek. Gdy Gin zauważył minę, z którą Matsumoto weszła do izby, chwycił koc i z głębokim westchnięciem zaciągnął go sobie na głowę. Rangiku tylko pokręciła głową i energicznym krokiem podeszła do niego. Jednym sprawnym ruchem ściągnęła wełniane przykrycie i stanęła nad swą ofiarą z triumfem wymalowanym na twarzy. Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła wyniośle na zaspanego chłopca.
- Ichimaru Ginie! Całą noc jęczałeś przez sen i nie dałeś mi spać, a teraz chcesz sobie to odespać w najlepsze?! Ja – zaznaczyła głośno - wstałam, więc ty także wstaniesz! – krzyknęła i nie zważając na protesty próbowała go podnieść ciągnąc jego chudą rękę ku górze.
- Jesteś okropna – wymruczał chłopiec i przyciągnął do siebie dłoń, którą ciągnęła Rangiku. Schował ją pod brzuchem. – Chcę spać.
- A ja chcę dostać milion czerwonych kwiatków – powiedziała z przekąsem i złapała przyjaciela za lewą nogę. Zaczęła ciągnąć ciało chłopca, jakby wyciągała z mieszkania jakieś zwłoki.
Ichimaru miał dość. Chciał spać. Nie obchodziło go to, że już wstał kolejny dzień, ani także to, iż pięknie świeci słońce, a przyroda wyciąga po każdego swe zielone ramiona, by wciągnąć go do zabawy na jej łonie. Potrząsnął nogą i lekko nią kopnął tak, że dziewczynka upadła na podłogę z cichym klepnięciem. Nie patrzył na nią, więc nie widział, jak na niego spojrzała. W jej wzroku nie było złości, lecz smutek i odrzucenie. Bez słowa wstała i wyszła z domu po cichu. Kiedy przekraczała próg domu usłyszała jeszcze wymawiane cicho słowa Gina, które pozbawione były wszelkich uczuć.
- W końcu sobie poszła...
Z oczami pełnymi łez ruszyła przed siebie. Nie zwracała najmniejszej uwagi, dokąd się kieruje. Szła w stronę drzew, których przyjemnie szumiące liście przyciągały do siebie niczym magnes. Usiadła pod brzozą, której biała kora odbijała się na tle innych roślin w zagajniku - pełnym przeróżnych gatunków drzew - i oparła się o pień. Spojrzała w górę na drobne zielone listki zwisające tuż nad jej głową. Zamyślona nad zachowaniem Ichimaru, nie otarła łez spływających po policzkach,
Tymczasem Gin przekręcił się na plecy i ze wzrokiem wbitym w sufit ponownie przeżywał swój sen, a raczej dziwną wizję.
Rozglądał się dookoła. Wszędzie pełno było śniegu, który chłopiec tak uwielbiał. Nagle usłyszał za sobą skowyt dzikiego zwierzęcia, które swym wyciem go przeraziło. Próbował biec przed siebie, lecz nie mógł się ruszyć. Stał w miejscu, jakby jego stopy wrosły w ziemię - w śnieg. Do uszu dochodził odgłos chrzęszczącego śniegu. Wiedział podświadomie, że ktoś się zbliża. Obejrzał się. Obrót głowy trwał tylko krótką chwilkę, lecz jemu zdawało się, iż trwa to wieki. Za nim stała kobieta, której twarz wykrzywiał złośliwy uśmieszek. Jej ciemne włosy powiewały na wietrze tworząc wokół niej ciemną poświatę. Do uszu Gina doszedł odgłos dzikiego śmiechu. Wiedział dokładnie, kim była ta kobieta. To ona była winna śmierci jego najbliższej rodziny. I oto on, odważny do tej pory, nie lękający się niczego, Ichimaru Gin, stał sparaliżowany żądnym krwi wzrokiem swojej ciotki, która wyciągała ku niemu dłoń. Palce zakończone były długimi, ostrymi paznokciami umalowanymi na czerwono, przywodząc na myśl krew. Kiedy chłopiec był już pewny, że kobieta go dosięgnie, rozbłysło się jasne światło, które niczym promień odgrodziło Gina od ciotki. Kiedy chłopiec zerknął na morderczynię swojego ojca, na jej miejscu stał mężczyzna w okularach. Shinigami uśmiechał się do niego ciepło i także wyciągał dłoń do chłopca, jakby chciał mu pomóc i wyciągnąć go z paraliżu, w który popadł. Ciepła dłoń dotknęła wychłodzonych palców dziecka i wtedy, jakby w głębi umysłu Gina narodziła się myśl. Głos brzmiący obco, lecz jednocześnie swojsko.
- Wiem, czego pragniesz. Pomogę ci – odezwał się głos.
Zdziwiony rozejrzał się wokół. Nie było nikogo prócz niego i strażnika śmierci, który się nie odzywał tylko uśmiechał w charakterystyczny, przyjacielski sposób.
- Kim jesteś? – zapytał.
W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech, który długo pobrzmiewał w jego umyśle.
- No a potem Rangiku musiała mnie obudzić – powiedział na głos. Był zły na rudowłosą, że go przebudziła, nie przejmował się tym, iż zrobiła to z troski o niego. Nie widział, jak przestraszona Matsumoto, obudziła się w środku nocy i próbowała go przebudzić, gdy ten rzucał się mrucząc coś przez sen.
- Co to był za głos? – zastanawiał się Gin. – Czy był głos tego strażnika śmierci?
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że to był tylko sen. Jednak nie dawało mu to do końca spokoju, dlatego tak usilnie chciał ponownie zasnąć. Chciał znów śnić ten sen, by dowiedzieć się czegoś więcej. Leżał więc nieruchomo i starał się nie rozpraszać myśli. Jednak jedyne, co słyszał to śpiew słowika za oknem i bzyczenie muchy latającej pod sufitem. No i jeszcze jeden dźwięk – burczenie w brzuchu. Głód powoli dawał o sobie znać, na co Gin dość niechętnie wstał i podszedł do stołu, na którym leżały suszone owoce. Wziął kilka kawałków i zaczął je powoli przeżuwać. Wyszedł przed dom i rozglądając się, starał się wypatrzyć rudą główkę swej przyjaciółki. Podejrzewał, że może być lekko obrażona, jednak liczył, że parę smakołyków poprawi jej humor. Jednakże nigdzie nie widział znajomej postaci.
- Rangiku! – zawołał licząc, iż usłyszy gdzieś dziewczęcy głos w odpowiedzi, lecz nic takiego się nie stało.
Lekko zaniepokojony ruszył na poszukiwanie. Nie był przyzwyczajony do tego, by tracić ją na dłużej z oczu. Matsumoto nigdy nie oddalała się na tyle od domu, by nie mógł jej wypatrzyć, bądź usłyszeć. To on był od oddalania się, a ona od siedzenia w domu. Nieświadomie powielał schemat stary, jak świat, mówiący o miejscu mężczyzny i kobiety, gdzie ta druga powinna siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać.
- Rangiku! – Usłyszała kilkakrotne nawoływania Gina, lecz nie zamierzała się odezwać. Smutek już jej przeszedł, teraz była po prostu zła. Wcześniej było jej przykro, że Ichimaru potraktował ją, jak natręta, który się narzuca. Sama natomiast nie miała takiego zamiaru, chciała tylko pomóc, bo widziała, jak chłopiec popadł w otępienie. Martwiła się jego nocnymi koszmarami, które powtarzały się od kilku dni, a najbardziej denerwowało ją to, że nic nie chciał na ich temat jej powiedzieć. Dziś Rangiku uznała, iż miarka się przebrała i więcej nie pozwoli się w ten sposób traktować.
- Też mam prawo być taka okropna i wredna, jak on – mruknęła cicho i pogładziła falującą pod dłonią trawę. Wpatrywała się teraz w płynącą wodę, gdyż przeniosła się nad niewielki strumyk płynący od południa na północ.
- Rangisiu – usłyszała za sobą głos chłopca.
Matsumoto na te słowa podciągnęła kolana pod brodę i udawała, że nic nie słyszy, dalej wpatrując się w szemrzącą wodę.
- Nie jesteś głodna? – zapytał, podsuwając jej prawie pod nos zawiniątko ze smakołykami.
Rangiku nadal udawała, że nie zauważa jego obecności, choć było jej o wiele trudniej, gdyż smakowity zapach dotarł do jej nozdrzy i pobudził mózg, któremu nagle przypomniało się, że czas najwyższy na posiłek. Żołądek upomniał się o swoje.
- Przecież widzę – powiedział z uśmiechem Ichimaru. – Tylko popatrz, co tu mam. Są ryżowe kulki i suszone owoce.
Spojrzała przelotnie na jedzenie, które Gin prezentował przed nią w całej okazałości.
- Czego chcesz? – zapytała w końcu. – Przecież dałam ci spać.
- Tak... Chcę, żebyś zjadła śniadanie – powiedział cicho.
- Wszystko tylko ty i ty! Ty i twoje koszmary! Twoje tajemnice, twoje chcenie! Ty chcesz spać! Ty chcesz, żebym zrobiła to albo zjadła tamto! Wszystko ty!!! – Rangiku zaczęła krzyczeć na Gina, coraz bardziej się nakręcając. – A co ja chcę, to już w ogóle się nie liczy! –Zacisnęła piąstki i z wściekłą miną spojrzała prosto w oczy chłopca, który zdziwiony stał z otwartą buzią.
- E... To co byś chciała? – zapytał niepewnie.
- Powiedziałam rano – mruknęła. Wstała, odwróciła się od chłopa i ruszyła wzdłuż rzeki.
- A mogłabyś powtórzyć? – zapytał podążając za nią.
- Nie.
- Ale...
- Nie!
- No, trudno – bąknął Gin i odszedł.
- Głupek, debil, imbecyl, idiota, egoista, małpa, czubek, sknera. – Rangiku, przysiadłszy ponownie na brzegu rzeki, odmawiała litanię. – Uch, jak ja go nie cierpię! – krzyczała sama do siebie.
Kiedy ponownie usłyszała za sobą kroki Gina, który znacząco chrząkał, idąc w jej stronę, by zaznaczyć swoją obecność, dziewczynka uniosła wysoko podbródek postanawiając, że będzie go ignorować.
- Rangisiu
- Nic nie słyszę – powiedziała melodyjnym głosem.
- Nawet jeśli nie słyszysz, to i tak coś ci powiem – zaczął i nie zwracając uwagi na to, że Rangiku teatralnym gestem zatkała sobie uszy mówił dalej. – Co ci dziś odbiło to nie wiem, ale jak mogłaś wyskoczyć z tym moim chceniem? - Dziewczynka zaczęła w tym momencie nucić pod nosem jakąś melodię, żeby zagłuszyć słowa przyjaciela.
- Idiotko! Chciałem przeprosić! – wydarł się na całe gardło. – Ale, jak nie chcesz przeprosin – spojrzał na nią, wciąż nucącą melodię. – To nie dostaniesz tego, czego chciałaś....
Jakimś cudem jednak usłyszała słowa Gina i nim się zorientowała, że postępuje wbrew własnemu postanowieniu obróciła twarz tak, by widzieć, co ten trzyma w rękach. Zdziwienie Matsumoto na widok trzymanego przez Ichimaru bukieciku było ogromne. Nie był to może milion czerwonych kwiatów, tylko jeden kilka drobnych kolorowych roślinek, lecz wystarczyły one, by zmiękczyć serce niebieskookiej, która i tak nie potrafiła się długo gniewać.
- Jednak wiedziałeś – powiedziała cicho.
- No, bo ja wszystko wiem – odparł zawstydzony.
- Skromny, jak zwykle – mruknęła, jednak zaraz się uśmiechnęła i wzięła z rąk Gina kwiatki. Zatopiła w nich twarz i przez chwilę w ciszy upajała się ich zapachem.
- Ładnie pachną – powiedziała.
- Tak, jak ty – mruknął chłopiec.
- Podlizywanie się niewiele ci pomoże, nadal jestem na ciebie zła – odpowiedziała uśmiechając się serdecznie.
- Ależ ja się nie podlizuję! Nigdy w życiu – odrzekł i wyciągnął jeden niewielki kwiatek z bukieciku i zbliżył się do Rangiku. Odgarnął rude włosy i jedno pasmo założył za ucho. Następnie wsunął kwiatek w jej włosy, uśmiechając się szeroko.
- Teraz jesteś najpiękniejszą jędzą w całym Rukongai – powiedział poważnie.
- Jędzą? – zapytała z błyskiem w oku.
- Powiedziałem jędzą? Niemożliwe – odparł kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Tak właśnie powiedziałeś!
- Chciałem powiedzieć najpiękniejszym kwiatem Rukongai – odpowiedział siląc się na powagę, lecz w oczach igrały mu wesołe ogniki.
- Wcale się nie podlizujesz.
- Nic a nic.
Chwycili się za ręce i szczęśliwi zwrócili się w kierunku domu.
- Zaraz! – zawołała Matsumoto.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony Ichimaru.
- Moje jedzenie! – krzyknęła i pobiegła po smakołyki, które zostały nad rzeką.
Chłopiec tylko pokiwał głową uśmiechając się lekko. Patrzył, jak rudowłosa wpycha sobie ryżową kulkę do ust, mamrocząc przy tym niezrozumiale.
Tak mijał im każdy dzień, jeden podobny do drugiego. Wspólne zabawy i kłótnie, tajemnice. Razem dzielili swój smutek i strach, i nawet, jeśli jedno z nich czasem coś skrywało, to byli ze sobą szczęśliwi. Każdy kolejny dzień należał do nich, a wszystkie wspomnienia z tych wspólnych dni były chowane głęboko w sercach tej dorastającej dwójki.
Kajam się i błagam o przebaczenie win mych. <ukłon całym ciałem>
Ostatnio cały czas coś się dzieje w moim skromnym życiu, od przeprowadzki, po zmianę pracy i nawał kursów, stąd też zaniedbania straszne świecie blogosfery i m&a. Dziękuję jednak Wam kochani, że jeszcze tu zaglądacie i zmuszacie swoimi komentarzami do działania, to naprawdę daje kopa i mobilizuje :)
Dziękuję za wszelkie modlitwy :) Chyba ktoś ich wysłuchał :) Chciałabym regularnie i często publikować, by dotrzeć do obecnych wydarzeń w mandze, które nota bene są z przeszłości :) Cieszę się, że miałam nosa z tym Isshinem! Chyba Kubo czytał mojego bloga xD A teraz na poważnie :) W weekend jeszcze ukaże się jeden rozdział, bo dziś usiadłam i go przeredagowałam, więc zapraszam ponownie w niedzielę najpóźniej, a potem się zobaczy :)
Do kolejnego końca świata z Majami na pewno się wyrobimy.
Ach no i jeszcze jedno :) 20 kwietnia minęły 4 lata od założenia bloga na onecie, jak ten czas szybko leci... Ech...
Uno, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że napisałaś! :) Zaraz Ci machnę jakiegoś maila :)
Anayanna, dzięki za komentarze pod ostatnimi rozdziałami, od razu wyobraźnia mi działa i podpowiada, co by tu dodać, bo planuję zrobić ze 2 - 3 wstawki z rozdziałami, których nie było na starym blogu.
K.; RedPineapple, Paulinko - dzięki kochane!
Czy ty je skracałaś, czy też przerabiasz stare rozdziały po nowemu? Bo, cholercia, okazuje się, że wszystko czytałam! Czekam zatem na kolejne, co by odświeżyć sobie wszystkie wydarzenia. Cieszę się, że nie musiałam nadrabiać wiele. Łatwiej i przyjemniej tak jest.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Una
Ech dobrnęłam do końca, nie wierzę że tak długo mi to zajęło i baaaaardzo przepraszam ale również miałam ostatnio zamieszanie w życiu nie mogłam na spokojnie siąść i poczytać ;__;
OdpowiedzUsuńNie wierzę również, że pod rozdziałami zostawiałam takie marne króciutkie komentarze.. zwykle mi się to nie zdarza. No ale co tu poradzić, mogłabym się roztkliwiać nad tym jacy są słodcy i uroczy, jak się o siebie rozkosznie troszczą i wzajemnie o siebie dbają, ale tak na prawdę to niecierpliwie czekam już na te rozdziały jak będą dorośli. Czekam aż Rangiku zabroni Ginowy spać koło siebie bo będzie miała okres, jak Gin podaruje jej drugą część swojego miecza jako jej Zanpaktou i jak zacznie się ich życie w Akademii.. Kurde już to wszystko chcę! :D
No ale nic, muszę się wykazać cierpliwością.. Nie poganiam i nie wymuszam, gdzieżby tam, jednak będę bardzo zadowolona jeśli rozdziały będą ukazywać się odrobinę częściej ;D
Zapraszam na mojego bleach'owego bloga:
wszystko-za-spojrzenie.blogspot.com
I narutowego jeśli czytujesz tą magnę:
anayanna-story.blogspot.com
Serdecznie pozdrawiam, buziaki ;3
Oj, tak się cieszę, że nie porzuciłaś bloga, bo zaczynałam popadać w depresję! Także bardzo bym się ucieszyła, gdyby kolejne rozdziały pojawiały się minimalnie szybciej :)
OdpowiedzUsuń20 kwietnia mówisz...? W takim razie trzeba to oblać! :D I najlepiej zaśpiewajmy: Sto lat,sto lat.! I to z Ginem i Rangiku! I oni będą trzymać się za ręce i będzie tak cuuudownie!
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział,
RedPineapple
To mój pierwszy komentarz na tym blogu, więc się nieco wstydzę... A więc po pierwsze Cześć~! Jestem Natuśka-chan... Dalej... Czytałam już bloga na onecie i zawsze z niecierpliwością czekam na nowe rozdziały (Czasami po nocach spać nie mogę~!) I oczywiście jak niektórzy wiedzą (Pewnie nikt) Na moim blogu jak i w komciach pomaga mi Grimmjow, dlatego się nie dziwcie gdy go zobaczycie...
OdpowiedzUsuńGrimmjow: Koniec tego! Co ty opis siebie piszesz, czy komentarz!
Oj cicho!
A więc do rozdziału oczywiście Kawai~! *Q*... Boże jak ja wielbię ich!
Już nie mogę się doczekać nexta ;]
Pozdrawiam i życzę duuuuzio weny~!
~Natuśka-chan
Tak jak Natuśka-chan to mój pierwszy komentarz na tym blogu :)
OdpowiedzUsuńNie umiem pisać za długich komentarzy, ale postaram się. Również czytałam bloga na onecie i z niecierpliwością czekam na dalszą część. Rozdział super! Czasami w nocy wymyślam sobie co będzie dalej. Uwielbiam ten parring! *O*
Pozdrawiam!
Miyuki? Co się dzieje? Czemu nie wstawiasz kolejnych rozdziałów? Znowu mamy się pomodlić xD? A może jakaś ofiara dla Jashina? Od dawna czekam na kolejną część i rozumiem, że potrzeba trochę czasu na napisanie i poprawienie, no ale bez przesady ^_^"
OdpowiedzUsuńNic to, masz parę obrazków na poprawę humoru i poziomu weny
http://doblelol.com/uploads/14/funny-vacation-pictures.jpg
http://images4.fanpop.com/image/photos/20400000/Bleach-Byakuya-FUNNY-justanime01-20494265-253-199.jpg
http://images4.fanpop.com/image/photos/22200000/FUNNY-bleach-anime-22266026-350-803.jpg
xD
Pozdrawiam,
RedPineapple
Nie wiem czy mam w ogóle co liczyć na następny rozdział, czy w ogóle piszesz, ale mimo wszystko poświęcę czas i napiszę ten komentarz (choć zazwyczaj nie mam wiary w ludzi i zwyczajnie odpuszczam po takim czasie pustki, bo zakładam, że i tak nie wróci taki delikwent).
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i najważniejsze, to przyznam ci sie szczerze, że uwielbiam twoja historię. Powiem nawet, ze to chyba najlepsze fanfiction, jakie czytałam w ogóle. I nawet nie chodzi o to, że Gina zwyczajnie uwielbiam, nie, to ty uczyniłaś tę historię wybitną. Ja nawet na onecie się odnalazłam i wszystko przeczytałam! I, siet, chcę więcej! No chcę, idąc za rozdziałem.
Byłam pod ogromnym wrażeniem tego jak umiejętnie potrafiłaś oddać zachowania dzieci, zróżnicować na chłopca i dziewczynkę, pokazać siłę przywiązania, która rodzi się powoli, z czasem. Wszystko tu było takie niewymuszone, zdarzało sie powoli, ale nie ślamazarnie. Była intryga, były urocze sceny, ale wszystko to ładnie łączyło się ze sobą, wszystko współgrało i aż miło się czytało. Nie masz nawet pojęcia jak przykro mi było, że to już koniec.
Bazowałaś najczęściej na bardzo prostych rzeczach, co teraz jakoś rzadko sie zdarza, a co ma ogromną siłę oddziaływania. Poza ty potrafiłaś przedstawić to tak, że było ciekawe, że można było doszukiwać się w tym czegoś więcej, a jednocześnie spokojnie odczytywać jako to, czym się wydawało.
Gdy akcja przeniosła się do Seireitei i pojawiło sie znacznie więcej znanych postaci, znów mnie zaskoczyłaś. Jestem człowiekiem nieufnym, nie potrafię po prostu zawierzyć autorowi, którego nie znam i wcześniej nie miałam do czynienia z żadnym jego tekstem. Obawiałam sie, ze pójdziesz po najmniejszej linii oporu. Ale nie - w szkole Shinigami, ty znów pokazałaś właśnie to jak Gin i Rangiku oddalają się od siebie, jak proste rzeczy ich odsuwają, jak łatwo jest kogoś zranić i ile znaczy zaufanie, przyjaźń. I to było genialne.
Ostatnia cześć to ledwie kilka rozdziałów, ale Gin jako człowiek Aizena też mi się podoba, znaczy przedstawienie tego. Bo ponownie pokazujesz jak niejednoznaczna postacią on jest. Robi coś, co z pozoru wygląda na samowolkę, na coś absolutnie niewłaściwego, ale gdy zna sie okoliczności jakoś trudno go potępiać.
Ale i tak najpiękniejsze jest to, że w pełni, albo nawet lepiej, oddałaś charaktery postaci. Wszystkich. Nie zrobiłaś z nich panów i pań idealnych, mają swoje wady, swoje zalety, swoje słabości, rozterki, żale, przyjaciół, zdarza im się zapomnieć, a później się z tego tłumaczą. Ponadto, ci, którzy mieli, obdarzeni są inteligencją i nie narrator o tym wspomina, ale tekst sam się broni.
Byłabym niezmiernie zadowolona, gdybyś zdecydowała się dokończyć tę historię. Naprawdę, gdybyś tylko chciała, mogę nawet bawić się w betę (chociaż pojęcie mam zdechłe). Wróć, ładnie proszę, tylko tyle.
Moje serduszko krwawi ;____;
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wiesz, ale nadal czekam. Czekam z nadzieją, że napiszesz kolejny rozdział. Być może rzeczywiście nie wrócisz, ale ja ciągle i ciągle będę tu wchodzić. Może i marnuję swój czas, ale co z tego. Pokochałam Twoje opowiadanie i koniec kropka.
A, jeszcze jedno. Wszystkiego najlepszego z okazji Wielkanocy, niechaj bóg weny czuwa nad Tobą i sprowadzi Cię z powrotem do pisania.
RedPineapple
To nie fair, to BARDZO NIE FAIR !!!!!!
OdpowiedzUsuńTeraz kiedy przeczytałam tego bloga, pokochałam go i patrze na date ostatniej notki .... ZAŁAMANIE. Taki dobry blog, mam nadzieje że kiedyś wrócisz do pisania :-)
Święta się zbliżają, więc może zrobisz czytelnikom prezent w postaci nowego rozdziału? Proszę...
OdpowiedzUsuńPopieram, to byłby świetny prezent bożonarodzeniowy :-)
OdpowiedzUsuń34 year old Software Engineer IV Elise O'Hannigan, hailing from Gravenhurst enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Pet. Took a trip to Abbey Church of Saint-Savin sur Gartempe and drives a Ford GT40. kotwica
OdpowiedzUsuń