piątek, 1 lutego 2013

12. Nie zostawiaj mnie samego.



Na dworze było jeszcze szaro, zamglona tarcza słoneczna powoli wychylała się zza horyzontu. W podniszczonym starym domu znajdowała się dwójka dzieci. Gin przebudził się nad ranem z dziwnym uczuciem niepokoju. Spojrzał na śpiącą obok niego Rangiku. Była zlana potem, cała się trzęsła. Ichimaru w pierwszym momencie trochę spanikował i zaczął ją budzić. W odpowiedzi usłyszał jedynie niewyraźny pomruk i bezładnie wypowiadane słowa.
Gorączka trawiła jej ciało i umysł. Rozbiegane myśli nie mogły znaleźć wspólnego wątku. Koszmary senne i nieprzyjemne uczucie dręczyły chorą. W jednej chwili ponownie znalazła się na gorącej pustyni. Odczuwała ogromne pragnienie, spieczone usta drgnęły lekko.
- Wody...
Gin słysząc niewyraźną prośbę, zerwał się i przyniósł kubek pełen wody. Jedną ręką uniósł głowę Rangiku, a drugą przystawił jej naczynie do ust i lekko przechylił. Chłodny napój, przyjemnie zwilżył suche wargi. Nie otworzyła jednak oczu, ciągle śniła. W tym czasie chłopiec ułożył ją na posłaniu i okrył dodatkowym kocem. Przyłożył dłoń do czoła, odgarniając przy okazji grzywkę. Skórę, zroszoną potem, miała gorącą. Gin skrzywił się i nie wiedząc, co czynić starał się przypomnieć sobie, co robiła jego macocha, gdy on sam był chory.
     Dziecko przykryte po szyję leżało w niewielkim łóżku. Podeszła do niego kobieta z troską wypisaną na twarzy. Chłopiec poczuł przez sen, jak jego czoło przeciera chłodna, delikatna dłoń kobieca.
- Gin, jak się czujesz? – usłyszał spokojny głos.
Otworzył  swe czerwone oczy i spojrzał  na przyjazną twarz przybranej matki. Pomimo, że bolała go głowa i czuł się nie najlepiej uśmiechnął się do kobiety.
- Boli mnie, ale nie będę płakał – powiedział słabo.
- Oczywiście, że nie będziesz. W końcu tacy duzi chłopcy nie płaczą – odpowiedziała i odgarnęła grzywkę z jego czoła. Następnie położyła na nim chłodny okład i otuliła go dokładniej kocem.
- Spróbuj się przespać, sen jest najlepszym lekarstwem – powiedziała ciepło i wstała, by zostawić chłopca samego.
- Nie idź! – zawołał słabo srebrnowłosy. – Nie zostawiaj mnie samego...
Kobieta usiadła na krześle obok łóżka i pogłaskała srebrnowłosą główkę.
- W takim razie opowiem ci historyjkę, chcesz?
- Tak.
- Opowiem ci dziś opowieść o żebraku i królewiczu. – Spokojny głos rozległ się w dziecinnym pokoju.
Gin z zainteresowaniem słuchał opowieści o przygodach bohaterów. W końcu zasnął zasłuchany w kobiecy głos, który zawsze dawał mu poczucie bezpieczeństwa.
Powrócił do rzeczywistości i zostawił wspomnienia za sobą. Teraz to jemu miało przypaść w udziale opiekowanie się drugą osobą. Pogłaskał Rangiku po głowie. Oddychała ciężko i widać było, że ma wysoką gorączkę. Gin wstał i przeszukał skrzynię, która stała pod ścianą. Znalazł w niej skrawki materiału, obejrzał je dokładnie, po czym porwał na pasy i zmoczył w wodzie. Zimny okład ułożył na czole chorej. Następnie dorzucił drewna do ognia, by ogrzać izbę. Zimny wiatr przedostawał się do środka przez szczeliny w oknach, więc starał się uszczelnić dziury skrawkami materiału, które chwilę wcześniej znalazł. Gdy skończył usiadł obok leżącej Matsumoto i zmienił jej okład. Wpatrywał się w nią uparcie czekając, aż się obudzi. Jednak dalej spała i śniła. Tym razem przeniosła się z pustyni na środek zasypanej śniegiem polany. Biegała po niej sama uciekając przed cieniami kryjącymi się wśród drzew. Było jej zimno, dusił ją strach, który zaciskał się na obręczą na gardle.
- Rangiku! – Usłyszała nad uchem i przeniosła się z polany do starego domu.
Otworzyła oczy, gdy chłopiec zmieniał jej zimny okład.
- Gin? Gdzie jestem? – zapytała.
- Jak to gdzie? W domu. Dobrze, że się obudziłaś – powiedział zmartwiony.
- Kiepsko się czuję – wymamrotała słabo.
- Masz gorączkę – odpowiedział.
- A ty? – zapytała lekko zaniepokojona.
- Ze mną wszystko w porządku – odparł. – Zaraz zrobię ci herbaty, powinnaś się napić czegoś ciepłego.
- Uhm... – Przymknęła powieki. – Chyba się prześpię...
- Śpij, sen jest najlepszym lekarstwem – szepnął i poczuł, jakby gdzieś już to słyszał, tylko z innych ust.
Chłopiec ustawił naczynie nad ogniem i czekał, aż woda w nim się zagotuje. Następnie ponownie zmienił okład na czole rudowłosej. Wiedział, że musi zbić gorączkę, by jego mała przyjaciółka mogła wyzdrowieć. Kiedy herbata była przygotowana, delikatnie obudził rudowłosą.
- Herbata gotowa – powiedział i przysunął parujący płyn do bladych, spierzchniętych ust.
Popiła trochę i syknęła głośno.
- Idioto! To wrzątek! Poparzyłam sobie język – mówiąc to wystawiła język i wskazała palcem na jego czubek, by pokazać srebrnowłosemu w którym miejscu się sparzyła.
- Wybacz, ale wydawało mi się, że gorąca herbata pomoże – powiedział smutno.
- Daj – powiedziała cicho. Wzięła z rąk Ichimaru kubek i powoli, dmuchając i chuchając na gorący płyn zaczęła go powoli pić.
Przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu. Czuła, jak herbata przepala jej zachrypnięte gardło i ogrzewa płuca. Uśmiechnęła się słabo i oddała puste naczynie Ginowi. Potem ułożyła się na posłaniu i okryła kocem. Spojrzała na przyglądającego się jej chłopca.
- Czemu się tak dziwnie patrzysz? – zapytała.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało – odparł.
- A co może mi się stać? – zapytała ponownie.
-Rangiku, nie możesz umrzeć i mnie zostawić – powiedział i przytulił się do rudowłosej.
- Ale ja nie mam zamiaru umierać – odpowiedziała zdezorientowana.
- Moje obie matki zachorowały i umarły, ty nie możesz mnie zostawić – szeptał jej do ucha.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, a teraz odsuń się, bo się zarazisz – powiedziała i odepchnęła go od siebie.
- Nie zarażę się – odparł. – Poza tym wszystko, co należy do ciebie jest dobre, nawet te zarazki – uśmiechnął się szeroko.
- Idiota – bąknęła i przekręciła głowę w stronę ognia. – Gin, dorzuć do ognia, zimno mi.
- Tak jest! – zawołał ochoczo srebrnowłosy, a ogień buchnął żarem, gdy dorzucił kilka polan drewna.
- Jak się czujesz teraz? – zapytał chłopiec.
- Słabo. Ciągle mi zimno – odpowiedziała.
Położył się obok rudowłosej i przytulił ją do siebie. Matsumoto zrobiło się od razu cieplej, jednak nie mogła pozwolić, by chłopiec się od niej zaraził. Bardzo wątpiła w to, by był odporny na jej zarazki.
- Gin, zarazisz się – powiedziała.
- Nie – odparł krótko i jeszcze mocniej ją objął.
- Głupku! Dusisz mnie! – krzyknęła Rangiku.
Ichimaru został brutalnie wypchnięty z posłania. Spojrzał na dziewczynkę, która poprawiała sobie poduszkę. W końcu zerknęła na niego.
- Dziś będziemy spali osobno – powiedziała.
- Ale jak to?
- Nie chcę, żebyś się rozchorował – odpowiedziała spokojnie.
- Nieee!!! – zawołał zrozpaczony Gin.
- Śpimy osobno. Koniec i kropka – odparła rudowłosa i przymknęła powieki. Zmęczenie znów dało o sobie znać. Zapadła w lekki sen.

Chłopiec na polecenie małej przyjaciółki odsunął swoje posłanie, jednak nie położył się spać, tylko usiadł obok niej i przyglądał się w skupieniu. Martwił się. Dorzucił drewno do ognia i zapatrzony w drobną twarzyczkę Rangiku przypominał sobie, jak się spotkali. Pamiętał dokładnie tamten dzień i to, co wtedy postanowił. Jednak przez tych kilka miesięcy zmienił się jego stosunek do dziewczyny, choć czasem go denerwowała, to jednak nie byłby w stanie jej opuścić. Nie wyobrażał sobie teraz życia bez niej. Dała mu przyjaźń i ciepło, samotność zostawił za sobą dzięki niej. Dlatego teraz tak bardzo się martwił. Nie chciał, by go zostawiła, chciał by znów była wesoła i głośna, by się z nim kłóciła i śmiała się w głos. Zmieniał właśnie zimny okład na jej czole, gdy otworzyła oczy. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Czemu nie śpisz? – spytała zaspana.
- Będę przy tobie czuwał całą noc – powiedział z uśmiechem i zbliżył swoją twarz do jej własnej.
- Gin, co ty robisz? – zapytała zdziwiona, gdy przytulił swoje czoło do jej policzka.
- Sprawdzam, czy masz gorączkę – odparł po chwili. – Musisz wyzdrowieć.
- To tylko przeziębienie, wyjdę z tego – odparła Rangiku.
Chłopiec ciągle przytulony do jej policzka odgarnął kręcące się rude włosy, które go łaskotały.
- Czemu zachorowałaś? To chyba nie przez to rozpalanie ognia – zapytał chłopiec.
- Wczoraj szukałam cię na dworze i zmarzłam, do tego cała przemokłam – odpowiedziała czując przyjemny ciężar ramienia, którym ją obejmował.
- Czyli to przeze mnie... Nie umieraj – ostatnie słowa ledwie wyszeptał.
- Chyba masz jakąś obsesję na tym punkcie – zażartowała.
Gin uniósł głowę i spojrzał gdzieś w bok na ogień. Rudowłosa patrzyła na niego zaciekawiona. Po dłuższej chwili milczenia usłyszała głos.
- Moja matka umarła przeze mnie, dlatego nie chcę by coś ci się stało.
- Ale jak to umarła przez ciebie? – zapytała zdziwiona.
- Przy porodzie. Podobno to takie nasze rodzinne przekleństwo – powiedział uśmiechając się krzywo. – Dlatego ja nie będę miał nigdy żony i rodziny.
Położyła dłoń na jego ramieniu, nie wiedziała co powiedzieć. Jedyne co mogła, to po prostu być przy nim i Ginowi najwyraźniej to wystarczało.
- Ale przecież już masz rodzinę. Mnie – powiedziała Rangiku i przymknęła oczy. – Idę spać, ty też już idź.
Okrył dokładnie przyjaciółkę kocem po czym, dość niechętnie, skierował się do posłania leżącego kilka metrów dalej. Położył się na nim i wtulił w ciepłe przykrycie. Ułożył się na boku i patrząc na śpiącą Rangiku powoli zapadł w niespokojny sen. Budził się kilka razy w ciągu nocy i sprawdzał, czy gorączka jej nie rośnie. W dodatku męczyły go sny o przeszłości, zarówno tej dobrej, jak i złej.

***
 Dziękuję bardzo za wsparcie i za komentarze :) Opinie i podpowiedzi szczerze sobie cenię, więc dzięki wielkie Yuki :)
Kolejny turrnus ferii nam się zaczyna i kończy jednocześnie, dlatego wszystkim życzę udanej zabawy i wypoczynku :)

6 komentarzy:

  1. Nawzajem Bogu! Kolejny genialny rozdział! Pisano Ci to tak wiele razy, że zapewne zacznie Cię to nudzić ^.^ Ale taka jest właśnie prawda. Wielbię Cięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałam się ostatnio, jak my mamy cię wielbić. Rozumiem że klęczki jak przed królem Julianem, oraz długie komentarze z pochwałami to norma. Ale jak jeszcze mamy okazywać ci objawy swojego kultu? Może przysyłać ci dary? Ale bogom na ogół dawano jedzenie, a zanim nasz poczta polska by ci nasze dary dowiozła, to by się pięć razy zdążyło zepsuć. Więc może mordować, jak Inkowie, Aztekowie czy Majowie? Wyrywać serca z żyjących ludzi. Ale ten pomysł raczej też odpada, bo by nas zapudłowali i tyle by było. Dać na tacę dla ciebie nie mogę, bo chwilowo nie mam, od kwiatów w nadmiarze by cię głowa rozbolała, i jeszcze byś przestała pisać, a jak chyba bym się powiesiła, a gdyby zorganizować ucztę jak u Dionizosa, to by nas policja zamknęła za zakłócanie spokoju. No i co mamy robić? Więc wymyśliłam że napiszę dla ciebie poemat!

    Gdy czytam twe słowa na tym blogu spisane
    To mi w sercu się robi radośnie i miło
    Te zdania i wersy tak ogromnie wspaniałe
    To jakby mi z duszy spadło kilkaset kilo

    Gdy Rangiku tak płacze pragnę ją pocieszyć
    Kiedy Gin znów odchodzi to w sercu mi smutno
    Tak bardzo chcę aby z powrotem się pospieszył
    I do swojej Ran-chan wrócił za czasu krótko

    Także u fotografa razem przecież byli
    I na zakupach co są dla Gina niedolą
    Między sobą o ciastko tak bardzo walczyli
    Co też skończyło się Rudowłosej niewolą

    I mimo deszczu, skwaru, burzy czasem śniegu
    Oni zawsze są razem, jak Adam i Ewa
    I tak zawsze w to będę dzięki tobie wierzyć
    Nawet patrząc jak czasem Gin od Ran-chan zwiewa

    Kiedy czytam jak razem bawi się ta para
    To radośnie skowronki wokół mnie latają
    I wszystko co mam zrobić to zrobię lecz zaraz
    Bo ja to teraz zajęta jestem czytając

    Choć emocji w mym sercu wzbudzasz znów bez liku
    Chociaż płaczę i śmieję się, nieraz zamyślę
    To jednak zawszę pomyślę sobie po cichu
    Jak ci zazdroszczę tego, czego nie wymyślę

    Więc na koniec ci życzę wszystkiego dobrego
    Weny szczęścia i mnóstwo kolejnych pomysłów
    Byś nadal bawiła nas tak jak teraz bawisz
    I żebyś smuciła nas kiedy taka potrzeba

    Ale przechodzę już do notki. Wzruszyła mnie przeogromnie, zwłaszcza te momenty, kiedy Gin ujawnia, jak bardzo ważna jest dla niego Rangiku. Ta troska o niego jest chwytająca za serce. Wzruszyły mnie także wspomnienia o jego rodzinie. To jak się obwinia, chociaż akurat jego winy w tym nie ma o śmierć swojej matki.
    Nie wiem co mam jeszcze napisać, Bogini. Jak cię chwalić za to, ze tak wciągająco piszesz. Uwielbiam czytać twoje notki i już się nie mogę doczekać następnej.
    Pozdrawiam gorąco i kłaniam się nisko.
    Oczywiście cały czas na klęczkach.
    RavenZuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma sprawy, jestem po to, żeby pomagać ^^ Zauważyłam, że już jest lepiej, więc wzięłaś sobie moje rady do serca. ;) Tylko w jednym miejscu skupiło mi się za dużo "dorzucił".
    Pomijając to, chociaż rozdział jest krótki to całkiem ciekawy. Nie sądziłam, że tyle paniki wywoła u Gina zwykła, drobna choroba, spodziewałam się czegoś gorszego - choć w sumie nie wiem czego.
    Czekam więc na rozdział następny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam czytać twoje opowiadanie i muszę przyznać, że naprawdę świetnie piszesz. Chodzi mi teraz o formę, o to jak sklejasz słowa w zdania, a zdania w całą historię. Czyta się lekko i z przyjemnością, nigdy też nie miałam problemu ze zrozumieniem tekstu. Raz czy dwa we wcześniejszych rozdziałach jakieś powtórzenie na oczy mi się rzuciło, ale je akurat ciężko ominąć podczas pisania (gdybym ja miała zliczyć ile razy mi się to zdarzyło, to... nie dałabym rady).
    Historia też ciekawa. Szczególnie fajnie pokazujesz charaktery Gin'a i Rangiku, a także relację między nimi - w końcu o tym opowiadasz. Z chęcią będę obserwować jak potoczą się ich dalsze losy.
    Szczerze mówiąc, to opowiadanie zapełnia trochę mój głód na wątek, któremu w Bleach'u poświęcili moim zdaniem za mało czasu. Pewnie zajrzę jeszcze na twoje pozostałe blogi.

    Pozdrawiam
    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozkaz Rangiku to taka wersja demo 'śpisz na kanapie!' xD
    Fajna ta Ginowa macocha i słodko się troszczy o Ran ;3

    OdpowiedzUsuń