czwartek, 14 lutego 2013

Ferie w Karakurze (UraharaShop)

Urahara właśnie popijał swoją poranną herbatkę, gdy dzwonek przy drzwiach dał znać, że ktoś wszedł do sklepu. Mężczyzna, chcąc nie chcąc podniósł się od stołu i wyszedł obsłużyć klienta. 
- Och! Miyuki – san, jak dawno cię tu nie było – powiedział zaskoczony na widok dziewczyny.
- Przepraszam, ale tak jakoś dziwnie wyszło… Chyba zapadłam w sen zimowy – odpowiedziała zakłopotana.
- Bywa, bywa… A masz może jakieś opowiadanko? – zapytał, podpierając się laską.
- Tak, przyniosłam. „Ferie w Karakurze”, choć bardziej wyszedł mi opis jakiejś imprezy zamkniętej. Ciężko było mi opisać tyle postaci naraz, by utrzymać jakiś porządek. Jakaś fabuła też musiała być… 
- Zobaczmy zatem… – Urahara wziął od Miyuki rękopis i przejrzał go. – O! Nawet ja tutaj występuję! – zawołał zadowolony. – Miyuki-san, proszę na zaplecze. Tessai-san na pewno będzie chciał cię poczęstować swoimi najnowszymi ciasteczkami.




           W jeden z zimowych poranków wszyscy kapitanowie Gotei 13 zostali nagle wezwani do siedziby pierwszej dywizji na specjalne zebranie. Kiedy tylko ostatni ze spóźnialskich przekroczył próg sali spotkań, drzwi z hukiem się zatrzasnęły. Kapitan Yamamoto na ten dźwięk, aż podskoczył na swoim krześle, budząc się z drzemki.
- Tak, tak… Jeszcze dwie różowe gąbeczki poproszę… – wymruczał, nie do końca przebudzony.
- Generale, rozpoczynamy zebranie – szepnął do ucha staruszkowi jego porucznik.
- Co mówiłeś Sasakibe?! – zapytał głośno dowódca.
- Zebranie! – krzyknął tym razem mężczyzna.
- Czemu krzyczysz? Przecież nie jestem głuchy – oznajmił obruszony Yamamoto, po czym spojrzał na zebranych kapitanów.
Dowódcy poszczególnych dywizji, ustawieni w dwóch rzędach, czekali cierpliwie, aż generał rozpocznie spotkanie. Żaden z nich nawet nie podejrzewał, czemu zostali tak nagle wezwani, więc ciekawość tym bardziej była zaostrzona.
-Zwołałem dziś to nagłe zebranie, ponieważ mam wam wszystkim coś do przekazania. Jest to rozkaz pierwszej rangi, dlatego też nie będę tolerował żadnych sprzeciwów. – Tu spojrzał na Soi Fon, która zdziwiona, że na nią padło spojrzenie generała rozejrzała się po pozostałych, jakby szukając wyjaśnienia. Jednak nikt jej niczego wyjaśnić nie mógł, gdyż każdy tak samo, jak i ona był nieświadomy tego, co ma być ogłoszone.
- Jako, że wojna z Aizenem się zakończyła dla nas szczęśliwie, postanowiłem, że należy się wam wszystkim zasłużony odpoczynek na koszt Gotei 13. Tak się szczęśliwie złożyło, że Urahara Kisuke był na tyle miły, iż zaproponował zorganizowanie krótkiego wypoczynku dla kapitanów i oficerów w swoim mieście.
Na sali rozległy się oklaski uznania dla byłego kapitana dwunastej dywizji. Wszyscy, którzy byli obecni, faktycznie potrzebowali chociaż chwili oderwania od codziennych obowiązków i odpoczynku po ciężkich przejściach, jakie zafundował im Aizen. Tylko Soi Fon wydawała się niezadowolona z takiego obrotu spraw, miała bowiem nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała oglądać kapelusznika na oczy. Jednak, jak się okazało, nadzieja matką głupich jest…
- To kiedy wyjeżdżamy? – zapytał Hitsugaya.
- Za pięć minut wszyscy mają się stawić przy bramie Senkai – oświadczył Yamamoto i zastukał swoją laską na znak, że zebranie uznaje za zakończone.

***

     Ta zima przez wszystkich została okrzyknięta zimą stulecia. Nawet najstarsi nie pamiętali takiej pogody i takiej ilości śniegu. Sam kapitan Hitsugaya był zaskoczony, gdy wyszedł z bramy Senkai i wpadł cały w zaspę tak, że nie było go wcale widać. Tylko pomocy kapitana Komamury zawdzięczał to, iż nie został tam na stałe, by na wiosnę zostać odkrytym, jako zamarznięte szczątki jednego z naszych praprzodków. Całą gromadę kapitanów, z generałem na czele, przywitał sam Urahara. Mężczyzna uchylił swego zielonego kapelusika przed najstarszym wśród dowódców, a potem przemówił swym cudownie skromnym głosikiem.
-To dla mnie ogromny zaszczyt, że czcigodni kapitanowie Gotei 13 zechcieli odwiedzić mnie w moich skromnych progach i zażyć odpoczynku w tym jakże pięknym, choć obecnie prawie martwym mieście Karakurze…
- Czemu martwym? – zapytał Kuchiki, ignorując tym samym porucznik Yachiru, która próbowała ściągnąć mu jego seledynowy szaliczek z szyi.
- Temperatura spadła do minus trzydziestu dwóch stopni, więc nikt, o ile nie musi nie wychodzi z domu…
- A-A-Apsik! – Madarame kichnął głośno. – Co za cholerny idiota wymyślił urlop w takiej lodówce?!
- Trzeci oficerze Madarame! Czy masz coś przeciwko moim rozkazom? – zapytał uprzejmie Yamamoto, lekko unosząc prawą brew.
Przestraszony Ikkaku pokręcił przecząco głową i zaczął rozcierać swoją pozbawioną bujnej czupryny głowę, by choć trochę ją rozgrzać. Obok niego natomiast Yumichika wyciągnął z torebki niewielką tubkę z kremem, po czym wycisnął odrobinę białej mazi i zaczął nią smarować skórę na twarzy.
- Do czego ci to? – zapytał łysolek.
- To specjalny krem na zimę. Dzięki niemu moje naczynka krwionośne nie popękają, zapobiega on także nadmiernemu wysuszaniu naskórka i chroni przed odmrożeniami – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Chroni przed odmrożeniami? Dawaj! – Ikkaku wyrwał przyjacielowi krem i wycisnął całą zawartość opakowania na czubek swojej głowy. Roztarł dokładnie specyfik i zadowolony ze spodziewanego efektu zaczął robić przysiady.
- Łysolku, co robisz? – zapytała różowowłosa porucznik.
- Przysiady, żeby się rozgrzać – odpowiedział krótko. – I nie nazywaj mnie łysolkiem!
Yachiru wskoczyła mężczyźnie na plecy z wesołym okrzykiem, by zaczął z nią biegać, nosząc ją na barana. Według niej był to najprzyjemniejszy sposób na rozgrzanie.
-Widzę, że jedenasty oddział już się sobą zajął – podsumował Kisuke. – Proszę za mną. – Zachęcił gestem, by kilkunastoosobowa grupka ruszyła za nim.
     Shinigami stanęli przed ogromnym ośrodkiem ogrodzonym metrowym drewnianym płotem. W środku były trzy budynki, a także stoki narciarskie i lodowisko.
- Znajdujemy się na terenie mojego ośrodka zimowego. Możecie korzystać do woli ze wszystkiego, co się tutaj znajduje – powiedział blondyn.
- Skąd miałeś na to wszystko pieniądze? – zapytała skwaszona Soi Fon.
-Ciułałem przez lata… – odparł skromnie się uśmiechając. – Dochody z mojego sklepiku są niewielkie, ale przez te sto lat zesłania, na jakie mnie skazało Gotei 13 uzbierałem trochę grosza…
- Z tego, co słyszałem to dostałeś także niezłe odszkodowanie za straty moralne i za to właśnie zesłanie – wtrącił Hitsugaya, po czym minął całe towarzystwo i ruszył w stronę stoku.
- Kapitanie, dokąd idziesz? – zawołała za nim Matsumoto.
- Pozjeżdżać na nartach – odpowiedział Toshirou. – I nie chcę cię widzieć, Matsumoto! Nie mam zamiaru cię niańczyć na stoku!
- Jesteś taki nieczuły, taichou… – zasmucona Rangiku wzięła pod ramię Hisagiego i Kirę. – Idziemy do baru – zarządziła, ciągnąc za sobą poruczników.
     W jednym z budynków, jak podejrzewała Matsumoto znajdował się bar, w którym nie brakowało najróżniejszych trunków, a przede wszystkim sake, tak kochanej przez panią porucznik. Kobieta zasiadła przy jednym stoliku z przyjaciółmi i zaczęła opijać smutki. Te ferie opłacone były wieloma stratami, wśród żywych brakowało jej wielu osób, za którymi szczerze tęskniła. Podobnie sprawa miała się z Kirą i Hisagim. Cała trójka w szybkim tempie odczuła działanie alkoholu, co objawiało się zaburzeniami mowy i podwyższoną temperaturą ciała, a także problemami z koordynacją ruchową. W pewnym momencie Rangiku wstała gwałtownie, lekko się zataczając na leżącego na stoliku Izuru, po czym stanęła prosto na nogach.
- A teraz chłopcy hik… Idę poszukać gorrrrących hik… źródeł… – oznajmiła z trudem i opuściła towarzystwo.
Przeszła korytarzem po lewej stronie i stanęła na rozdrożu. Mogła pójść w lewą stronę lub prawą. Tabliczki na ścianach informowały o tym, dokąd prowadzą korytarze, lecz Matsumoto porządnie już zamroczona alkoholem nie mogła odczytać dokładnie, co gdzie jest napisane.
- Trzeba będzie zrobić wyliczankę hik… Ene due rike fake, tosio poszedł ugryźć żabę, hik…, a ta żaba mu nawiała i hik… mu przy tym portki zabrała… Lewo! – oznajmiła głośno, choć nikt jej słyszał. – Skąd ja znam taką zabawną wyliczankę? Będę musiała ją powiedzieć kapitanowi przy najbliższym spotkaniu. Ciekawe, czy mu się spodoba – zastanawiała się, idąc korytarzem, lecz w żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć, gdzie już ją słyszała. W końcu stanęła przed jakimiś drzwiami, które otworzyła po cichu. Weszła na paluszkach, śmiejąc się cicho.
- Prawie, jak w akademii – mruknęła. Rozejrzała się dookoła. Była w przebieralni, więc ściągnęła z siebie szybko ubranie, potykając się przy tym o czyjeś sandałki, które stały równo ustawione przy ławce i wyłożyła się na podłodze. Z cichym sykiem wstała z podłogi, myśląc, że spożyte sake było dość mocne. Kiedy już się rozebrała i owinęła ręcznikiem, otworzyła kolejne drzwi. Była pewna, że trafi do gorących źródeł, w których zastanie Nanao, Isane i kilka innych kobiet shinigami. Jakie było jej zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi znalazła się w saunie. Męskiej saunie, pełnej mężczyzn i…
     W tym samym czasie na lodowisku można było spotkać kapitan Unohanę, która z wdziękiem i urokiem sunęła przez lodową taflę. Wokół lodowiska stało kilka osób, lecz nikt nie odważył się wejść na nie w obecności czarnowłosej kobiety. Każdy, kto choć w niewielkim stopniu ją znał odczuwał ogromny respekt przed tą kobietą, dlatego też nikt nie chciał wchodzić jej w drogę, obojętnie czy w Seiretei, czy choćby na lodowisku. Wszyscy tylko podziwiali na głos jej technikę i grację, z jaką się poruszała.
     Jedyną osobą, która nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek była Soi Fon, która krążyła po ośrodku. Zdenerwowana kobieta zaglądała w każdy kąt, pod każdy kamień i za każdy róg w poszukiwaniu jednej osoby. Yoruichi. Jednakże kapitan drugiej dywizji miała pecha, gdyż poszukiwana, o czym Soi Fon nie wiedziała, wyjechała w ciepłe kraje na okres całej zimy, ponieważ, jak każda kocica nie lubiła zimna, a ciepło. I w momencie, gdy właścicielka Suzumebachi przetrząsała każdą śnieżynkę na stoku, unikając szalejącego na nartach Hitsugayi, Yoruichi popijała sobie drinka z palemką na jednej z południowych wysp.
     Niedaleko stoku, po którym śmigało kilka osób z kapitanem dziesiątego oddziału na czele, swoją bazę urządziła porucznik Yachiru. Wybudowała sobie, albo raczej nakazała wybudować Yumichice i Ikkaku bandę ze śniegu, za którą się schowała. Różowowłosa dziewczynka przygotowała sobie śnieżne pociski w postaci naprawdę twardych i dużych piguł i rzucała nimi w każdego, kto tylko znalazł się w zasięgu jej wzroku.
- Trafiłam laborantka! Spadła mu czapka! – wołała uradowana, gdy jeden z jej śnieżnych pocisków strącił nakrycie głowy kapitana Kurotsuchiego.
- Ty mała wywłoko… Niech ja cię tylko dostanę w swoje ręce to obiecuję ci, że przez tydzień nie będziesz w stanie usiąść! – krzyknął mężczyzna i zaczął biec w stronę śmiejącej się w głos porucznik. Jak na złość Mayuri poślizgnął się na oblodzonym śniegu. Przewrócił się, ryjąc twarzą w jedną z zasp śniegu. Podniósł głowę, spojrzał morderczo w stronę trójki shinigamich z jedenastej dywizji, która się śmiała i niezgrabnie się podniósł. Wyszczerzył zęby, jak wilk, który zaraz ma się rzucić na swą ofiarę, lecz zamiast zobaczyć strach na twarzach przeciwników, ujrzał jeszcze większe rozbawienie.
- Z czego się śmiejecie durnie jedne?! – wykrzyknął, machając bezradnie piąstkami w powietrzu.
- Dziurawiec! – zawołała Yachiru. – Od teraz będziesz Dziurawcem!
- Czemu?
- Kapitanie… – Yumichika starał się zachować powagę, lecz trząsł się cały od powstrzymywanego śmiechu tak bardzo, że w końcu musiał uklęknąć. – Kapitanie, wyleciały panu dwie górne jedynki!
- C-Co!? – Mayuri rozejrzał się rozwścieczony dookoła. Kiedy dostrzegł dwa lśniący złotem w śniegu ząbki z oczu popłynęły mu łzy. – Jak ja teraz będę żył bez dwóch zębów! Co za hańba! Co za wstyd! Odkładałem na nie pensję przez całe dziesięć lat…
- Nie martw się Ubyteczku. Chcesz lizaka? – zaproponowała Yachiru, podchodząc do Mayuriego.
- A wsadź sobie tego lizaka do…
- A może powinien tobie wsadzić tam tego lizaka? – Rozbrzmiało pytanie Zarakiego tuż nad uchem Kurotsuchiego.
- Czyżby to bezmózgie, zaginione ogniwo ewolucji się do mnie odezwało? Czy mi się zdawało? – Mayuri podniósł swe dwa ukochane ząbki, po czym nie zwracając uwagi na nikogo zaszył się w jednym z budynków, ukrywając się przed całym światem ze swymi ubytkami.
     Dzień w ośrodku wypoczynkowym Urahary dobiegał powoli końca. Większość shinigami zgromadziła się w barze, bądź restauracji, by rozgrzać zmarznięte kości i posilić się po energicznie spędzonym czasie. Nanao wraz z Isane weszły do baru. Obie wypoczęte i zrelaksowane rozglądały się w poszukiwaniu Matsumoto, lecz nigdzie nie mogły jej znaleźć.
-Hisagi-san, Kira-san, czy widzieliście może Rangiku-san? – zapytała Nanao, poprawiając okulary na nosie, które nieznacznie się jej zsunęły.
- E? Rangiku-san? – zapytał niezbyt przytomnie Izuru.
- Tak właśnie. Nie widziałyśmy jej od przybycia do Karakury – odpowiedziała Isane.
- Ale Rangiku poszła przecież do was dołączyć, do gorących źródeł – powiedział po chwili zastanowienia Hisagi.
- Nie było jej z nami…
- Ciekawe, co się z nią stało. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. – Zmartwiona Kotetsu usiadła przy stoliku.
- Była lekko wstawiona, więc może gdzieś przysnęła po drodze – podsunął Kira, który zdążył się w pełni przebudzić i jako tako kontaktował już ze światem.
- Trzeba jej poszukać – zadecydowała Nanao.
      I w taki oto sposób rozpoczęły się wielkie poszukiwania zaginionej porucznik dziesiątej dywizji. Jak się okazało, prócz Rangiku, wśród zebranych osób brakowało jeszcze kilku osób, których nikt nie widział od momentu przybycia do ośrodka Urahary. Soi Fon, podejrzewając jakiś podstęp, napadła na Kisuke.
- Co im zrobiłeś?! – zapytała, przykładając mu do szyi uwolnioną formę Suzumebachi.
- Ja? Ja? – dopytywał się blondyn.
- Tak! Ty! Nie udawaj niewiniątka! Przede mną nic nie ukryjesz!
- Ależ ja naprawdę nie wiem, o co chodzi – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- W tym twoim podejrzanym ośrodku zaginęło kilka osób. Jak masz zamiar się z tego wytłumaczyć? – zapytała, groźnie mu się przyglądając.
Grupka shinigamich stała wokół sprzeczającej się dwójki, przyglądając się z zainteresowaniem i oczekując na dalszy rozwój wydarzeń.
- A kto dokładnie zaginął? – zapytał Urahara, starając się odsunąć od złotego żądła.
- Porucznik Matsumoto oraz kapitanowie Kyouraku, Kuchiki i Ukitake – odpowiedziała kobieta.
- Jeszcze nie ma nigdzie Abarai-kuna – wtrącił nieśmiało Kira, który stał obok.
- Hmm… – Urahara potarł dłonią brodę, ukazując wszystkim minę wielkiego myśliciela. – Może są w saunie, albo w gorących źródłach?
- Byłyśmy w gorących źródłach, ale nikogo tam nie było – odezwała się Isane.
- A w saunie ktoś sprawdzał?
- Rangiku-san nie było także tam. – Nanao poprawiła okulary.
- A w męskiej też sprawdzałyście? – dopytał się Kisuke.
- W męskiej?! – zawołała oburzona Ise. – Jakże bym mogła wejść do męskiej sauny?! To niemoralne!
Urahara uśmiechnął się tylko pod nosem i popatrzył na panią porucznik z politowaniem.
- Chodźmy wszyscy tam zajrzeć, jeśli pójdziemy większą grupą, to myślę, że nie będzie pani tego uważała za aż tak niemoralne i niewłaściwe, nieprawdaż?
- D… Dobrze. Chodźmy – zgodziła się Nanao.
     Pochód z Uraharą i Nanao na czele ruszył korytarzami budynku. Kiedy stanęli przed drzwiami prowadzącymi do męskiej łaźni blondyn obejrzał się na panią porucznik z nieodgadnionym uśmieszkiem na ustach, jakby wiedział czego się może spodziewać za drzwiami.
- Jest pani pewna, Nanao-san? – zapytał.
- Tak. Proszę otworzyć drzwi – odpowiedziała pewnie, choć lekki rumieniec wystąpił na jej policzki.
Kisuke położył dłoń na okrąglej klamce i przekręcił ją. Zamek kliknął. Mężczyzna rozsunął zatem drzwi do przebieralni, w której na półkach w równych rzędach leżały poukładane męskie ubrania. Na wieszakach natomiast wisiały białe haori należące do kapitanów.
- To już wiadomo, gdzie podziali się kapitanowie. – Urahara wszedł do środka, a za nim podążyła grupka shinigamich. – Tylko, czy Kuchiki-san zmienił kolor szalika? – zapytał, podnosząc różowy szalik z podłogi.
- Ten szalik należy do Rangiku-san – odezwała się Isane.
Wszyscy spojrzeli na kolejne drzwi, które prowadziły już bezpośrednio do sauny. Hisagi uśmiechnął się do Kiry, a Soi Fon wystąpiła naprzód.
- Co to ma znaczyć? – Przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując. W przebieralni zapadła cisza, aż tu nagle z sauny dobiegł do nich głos śpiewu…

Hej, tam gdzieś z nad czarnej wody 
Siada na koń ułan młody.
Czule żegna się z dziewczyną,
Jeszcze czulej z Ukrainą.

Hej, hej, hej sokoły
Omijajcie góry, lasy, pola, doły.
Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku,
Mój stepowy skowroneczku.


- Matsumoto! Nie fałszuj! – rozległ się głos Byakuyi. – Kapitanie Ukitake, proszę trochę niżej! Na trzy… Raz… Dwa… Trzy..

Wiele dziewcząt jest na świecie,
Lecz najwięcej w Ukrainie.
Tam me serce pozostało,
Przy kochanej mej dziewczynie.

Hej, hej, hej sokoły
Omijajcie góry, lasy, pola, doły.
Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku,
Mój stepowy skowroneczku.


- Kapitanie Kyouraku! Znowu zgubił pan rytm! – krzyknął Kuchiki.
- Byakuya… hik… Nie bądź taki zgryźliwy – odpowiedział Shunsui.
Drzwi do sauny otworzyły się po cichu. Urahara wraz z Nanao i Soi Fon zajrzeli do środka, a za nimi cała reszta shinigamich. Widok, który ujrzeli bardzo ich zdziwił. Na środku sauny na stołeczku stał kapitan Kuchiki, jedyne jego odzienie stanowił krótki biały ręcznik przepasany w pasie. Podobnie odziani byli także Ukitake, Renji i Kyouraku, z tą różnicą, że Shusnui miał na głowie jeszcze swój słomkowy kapelusz. Obok nich siedziała, albo raczej na wpół leżała Rangiku, trzymająca w jednej ręce kartki z tekstem, a w drugiej butelkę sake. Wokół śpiewających walało się kilka pustych butelek.
- Źle, źle, źle! – krzyczał Byakuya, cały czerwony. Nie wiadomo tylko było, czy ze złości, że jego chórek, co chwilę się myli, czy z krążących w jego krwi procentów.
- Przepraszam Kuchiki-san – zagadnął Urahara, na którego zwróciły się wszystkie spojrzenia. –Mogę zapytać, co tu się dzieje?
- Byakuya wymyślił, że przygotujemy małe przedstawienie, hik… to było po trzeciej butelce… A teraz, jak to on, chce dojść do perfekcji i nas hik… trenuje – wybełkotał spod kapelusza Kyouraku.
- Skoro już wszyscy tutaj są – zaczął Kuchiki, lecz stołek, na którym stał niebezpiecznie się zachwiał i dumna głowa rodu runęła na podłogę. Abarai poderwał się ze swego miejsca i chwiejnym krokiem podszedł do czarnowłosego.
- Kapitanie! Nie umieraj! Jeszcze nie zdążyłem cię pokonać! – krzyczał czerwonowłosy.
- Kto tu umiera, Abarai? – zapytał zimno Byakuya. – Jeśli nie zaśpiewasz czysto, wtedy osobiście się postaram, byś nie miał już nigdy żadnej szansy, by mnie pokonać.
- Śpiewajcie! – zakomenderował Kuchiki, a chórek posłusznie go wysłuchał i spełnił polecenie.

Ona biedna tam została,
Przepióreczka moja mała,
A ja tutaj w obcej stronie
Dniem i nocą tęsknię do niej.


Hej, hej, hej sokoły
Omijajcie góry, lasy, pola, doły.
Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku,
Mój stepowy skowroneczku.

Żal, żal za dziewczyną,
Za zieloną Ukrainą,
Żal, żal serce płacze,
Iż jej więcej nie obaczę.

Hej, hej, hej sokoły
Omijajcie góry, lasy, pola, doły.
Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku,
Mój stepowy skowroneczku.


Urahara szepnął coś na ucho Hisagiemu, który chwycił Kirę za rękaw i wyciągnął go z sauny. Po chwili obaj wrócili z naręczem świeżych butelek.

Wina, wina, wina dajcie,
A jak umrę pochowajcie
Na zielonej Ukrainie
Przy kochanej mej dziewczynie

Hej, hej, hej sokoły
Omijajcie góry, lasy, pola, doły.
Dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku,
Mój stepowy skowroneczku.


- Dajemy sake, kapitanie. Może być? – zapytał Kuchikiego Urahara.
- Może być – odparł zimno.
- Skoro piosenka się skończyła, to może zmienimy miejsce? – zaproponował Kisuke.
- Ale tutaj jest tak cieplutko – powiedział Kyouraku.
- Ty pijaku jeden! – krzyknęła Nanao, wyciągając swoją wielką księgę, z którą nie rozstawała się ani na chwilę.
- Matsumoto! Co to ma znaczyć?! – wrzasnął Hitsugaya, który przyszedł za Kirą i Hisagim.
Rangiku spojrzała nieprzytomnie na kapitana, mrucząc coś pod nosem.
- Co mówiłaś?
- Taicho, cierpliwości, zaraz ugotuję ci kaszkę – wymamrotała.
- Matsumoto… – Toshirou zagryzł wargi i zacisnął pięści, by przy tylu osobach nie wyjść z siebie.
- Yare, yare… Jak już tak bardzo chcecie to chodźmy gdzie indziej – powiedział Shunsui, patrząc ostrożnie na swoją panią porucznik, która stała nad nim, niczym strażnik.
     Cała grupa przeniosła się do baru, gdzie wszyscy po raz kolejni wysłuchali śpiewu chóru pod dyrygenturą kapitana Kuchiki. Tak też dzień dobiegł końca, a goście Urahary zakończyli go na koniec wspólnym śpiewem i zabawą. Śnieg i mróz rządziły za oknem, lecz w środku ośrodka, wśród przyjaciół i towarzyszy broni było naprawdę gorąco. Wspólny odpoczynek i rozrywka po tak trudnych przejściach były tym, czego shinigami potrzebowali najbardziej.
***
"Ferie w Karakurze" może jest opowiadaniem mało walentynkowym, ale jako, że ferie już wszędzie dobiegły końca, to pomyślałam, że taki powiew wolności może się niektórym przydać :) Opowiadanie to powstało 9 kwietnia 2010 roku, więc prawie trzy lata temu. Sporo mu brakuje, ale nic nie zmieniałam, bo uznałam, że mogłabym popsuć :) Mam nadzieję, że tą krótką opowiastką wywołałam na Waszych twarzach uśmiech.


1 komentarz:

  1. Świetne! Ciekawa jestem jak Kenpachi spędził resztę wolnego czasu... Zapewne spał :D Wesołych walentynek Bogu!!! Padam do stóp
    RedPineapple

    OdpowiedzUsuń