niedziela, 20 stycznia 2013

11. Wirujące płatki śniegu



Śnieg na zewnątrz padał obficie, przykrywał cały świat białą puchową pokrywą. Pogoda od kilku tygodni się nie zmieniała, wszędzie, gdzie się spojrzało, było pełno śniegu. Przejmujący ziąb wdzierał się do starej chaty, w której na posłaniu, przykryta po czubek nosa spała rudowłosa dziewczynka. Rangiku przekręciła się na drugi obok i wyciągnęła rękę spod koca. Zaczęła klepać dłonią podłogę wokół siebie, jakby czegoś szukała. Gdy nie mogła tego znaleźć, powoli otworzyła oczy. Usiadła, trzęsąc się z zimna, rozejrzała się dookoła. Była sama. Znowu.
- Gdzie on znowu poszedł? – zastanawiała się Matsumoto.
Dziewczynka wstała i okryła się kocem, pod którym spędziła noc. Rozejrzała się po izbie, lecz nigdzie nie widziała chłopca, z którym żyła od kilku miesięcy. Otworzyła drzwi i wyjrzała na dwór. Mroźny podmuch wiatru wepchnął ją z powrotem do środka. Wraz z tym podmuchem wleciało trochę śniegu, na którego widok Rangiku spochmurniała. Rudowłosa nie lubiła śniegu. Nie lubiła zimna, tym bardziej gdy nie miał jej kto ogrzać. Dziewczynka ponownie otworzyła drzwi, przygotowana na silny wiatr nie cofnęła się już pod jego naporem. Wyszła przed dom.
- Gin!!! – Echo poniosło się po okolicy. – Gin!!!
Matsumoto stała i nasłuchiwała. Jedyne, co usłyszała to powracające do niej echo jej własnych nawoływań. Zrezygnowana dziewczynka wróciła do domu. Całe jej ubranie było przemoknięte od padającego śniegu, włosy kleiły się do drobnej twarzy. Trzęsąc się z zimna podeszła do paleniska. Przegarnęła patykiem zwęglone kawałki drewna, szukała żarzących się niedopałków. Nic takiego nie znalazła.
- Niee... – zawyła zawiedziona a z jej oczu momentalnie trysnęły łzy.
Niebieskooka widziała, że pod ścianą leżało drewno na opał, ładnie ułożone w stosik, jednak na nic się ono nie zdawało w tej sytuacji. Czemu? Bo to zawsze Gin rozpalał ogień. Ona potrafiła jedynie wzniecić płomień, jeżeli w palenisku pozostawały jeszcze jakieś rozżarzone kawałki.
- Niech on tylko wróci, to przekona się jak to jest mnie zostawić! Odechce mu się tak nagle znikać – mówiła do siebie Matsumoto coraz bardziej szczękając zębami i ocierając łzy płynące po policzkach.
          Tymczasem Gin przedzierał się przez zaspy w kierunku miasta. Wiedział, że prawdopodobnie w chwili, gdy on mókł w śniegu, Rangiku wygrzewa się w domu i wyzywa go od najgorszych. Było mu trochę niezręcznie wychodzić bez słowa, ale uznał, że tak będzie lepiej. Wyrzuty sumienia uciszał tym, że przecież poprzedniego dnia przygotował sporo drewna na opał, więc Matsumoto nie powinna marznąć. Jemu ziąb tak bardzo nie przeszkadzał, wolał śnieżną zimę niż upalne lato. Zaśmiał się na wspomnienie narzekań Rangiku, która ubolewała nad tym, że srebrnowłosy ma zimne nogi i że we śnie jest jej przez to zimno. Natomiast Gin bardzo lubił ogrzewać swe stopy wciskając je pomiędzy niewielkie stópki rudowłosej. Ichimaru szedł dalej przed siebie rozpamiętując walkę, którą musiał stoczyć na jesieni. Był zły na siebie, że do tego doszło i to w obecności niebieskookiej, która powinna być trzymana jak najdalej od jego problemów. Gin łudził się, że jeśli tylko się postara, to Rangiku nie będzie miała nic wspólnego z jego kłopotami. Jednak już w momencie, w którym chłopiec pomógł się jej podnieść na pustyni splótł z nią swój los, a przez to wciągnął dziewczynę w swoje rodzinne potyczki.
- To wszystko moja wina, zapomniałem o czujności – powiedział do siebie i wszedł do miasta. – Teraz będzie inaczej, nie zapomnę, o tym co najważniejsze...
      Rangiku chodziła po całym domku, chcąc w ten sposób się rozgrzać. Była wściekła na wszystko, a przede wszystkim na Gina. Było jej zimno, czuła się samotna i ogólnie miała wszystkiego dość. Za każdym razem, gdy przechodziła koło drewna patrzyła na nie załamana.
- Ten idiota zostawił drewno, ale nie pomyślał, że nie dam rady nic z nim zrobić – mruczała zła.
Złość i smutek na zmianę chwytały ją w swe ramiona i targały jej myślami, które kłębiły się niespokojnie w rudej główce dziewczyny. W końcu Rangiku stanęła na środku a oczy rozbłysły chęcią walki. Walki o przetrwanie.
- Nie dam się! Pokażę tej białej małpie, że dam sobie radę bez niego! – zakrzyknęła, by krzykiem dodać sobie odwagi.
Wzięła kilka polan drewna i ułożyła je na palenisku. Następnie usiadła obok i zamknęła oczy.
- Jak to było? – zastanawiała się przez chwilę. – Wyobrazić sobie, jak energia rośnie we mnie i... – Rangiku starała się opanować swoje reiatsu.
Matsumoto znów przeszyło to dziwne uczucie, podobne do wcześniejszego, lecz teraz wiedziała, co ją spotka, więc była na to przygotowana. Starała się zapanować nad wypełniającą ją energią. Kiedy doszła do wniosku, że dłużej nie wytrzyma przestała się koncentrować i wszystko z niej uleciało. Była wyczerpana tą krótką chwilą, jednak w pewnym sensie i szczęśliwa, gdyż udało się choć po części zapanować nad tym, co ją wypełniało. Zajęcie to, choć bardzo męczące, pozwalało zapomnieć o obecnej sytuacji, o tym, że marznie i jest sama. Przy piątej próbie poczuła, jak środkowy palec jest przez coś ogrzewany, otworzyła oczy i zerknęła na prawą dłoń. Ze środkowego palca wydobywał się mały, sięgający zaledwie dwóch centymetrów płomień. Rangiku bardzo ostrożnie przyłożyła go do przygotowanych wcześniej polan i patrzyła z uwagą, jak zajmują się one ogniem. Kiedy Matsumoto poczuła, jak w domu robi się cieplej od palącego się drewna, uśmiechnęła się zmęczona. Wyczerpanie dało o sobie znać, osunęła się na podłodze i zapadła w sen.
        Rudowłosa dalej spała przy palenisku, na którym wesoło tańczyły czerwone płomienie ogrzewając dziewczynę, gdy drzwi lekko skrzypnęły i do domu wdarł się wieczorny chłód. W progu stanął Gin.
- Wróciłem! – zawołał i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Spojrzał na ogień, a potem na Rangiku, która leżała obok. Coś go zaniepokoiło, mianowicie to, że rudowłosa śpi na podłodze zamiast na posłaniu. Podbiegł do niej szybko, zostawiając za sobą mokre ślady na podłodze.
- Ran! – krzyknął srebrnowłosy i zaczął potrząsać leżącą dziewczynką.
Matsumoto osłabiona po przygodzie z rozpalaniem ognia spała twardo. Śniła o pustyni. Znów ta przeklęta pustynia i tak, jak wtedy słyszała głos Ichimaru, lecz ten był inny, głośniejszy i jakby przerażony. Siłą woli Rangiku uniosła powieki i zobaczyła nad sobą czerwone źrenice Gina, które uparcie się w nią wpatrywały. Gdy chłopiec zauważył, że rudowłosa się obudziła chwycił ją w objęcia. Bał się, że wydarzyło się coś w czasie jego nieobecności. Ściskał ją mocno i nie miał zamiaru wcale puszczać, dopóki nie usłyszał cichego głosu dziewczynki.
- Tak, Rangiku? – zapytał ciepło srebrnowłosy.
- Gin! Ty idioto! – krzyknęła Rangiku i oderwała się od chłopca.
Matsumoto zaczęła okładać piąstkami Gina, który w pierwszej chwili nie zareagował, tylko cierpliwie przyjmował wszystkie ciosy i gorzkie słowa, które płynęły z ust niebieskookiej.
- Ty skończony idioto! Małpo! Albinosie! Zostawiłeś mnie! Było zimno i nie mogłam rozpalić ognia... – Teraz krzyk rudowłosej zamienił się w szloch.
- Nie płacz – powiedział Gin.
- Będę płakać, bo jesteś ostatnim debilem! – Ciosy osłabły, a po policzkach znów płynęły strumienie łez.
Ichimaru chwycił Rangiku za ramiona i spojrzał jej w oczy. Widział w nich słabość. Co nią było? Srebrnowłosy wpatrywał się w duże, niebieskie oczy i zastanawiał się, co doprowadza Matsumoto do płaczu. Nie znalazł odpowiedzi. Był jeszcze zbyt młody. Choć on jeden powinien akurat zrozumieć, czego najbardziej obawiała się Rangiku.
- Gin, masz zimne dłonie – wyszeptała.
- To nic – odparł Gin i złożył na jej czole pocałunek. – Przepraszam – dodał i przytulił się do niej. Potrzebował ciepła.
- Jesteś mokry, przebierz się – powiedziała głucho dziewczynka i odsunęła się od Ichimaru.
            Gin próbował nawiązać rozmowę z przyjaciółką, lecz ta nie odpowiadała. Siedziała przy ogniu i wpatrywała się tępo w płomienie. Chłopiec próbował już wszystkiego, lecz ciągle nie odnosił sukcesu. W końcu zrezygnowany, usiadł obok Rangiku i także zapatrzył się w płomień. Dorzucił jedno polano do ognia i obserwował, jak języki ognia powoli zaczynają trawić drewno.
- Mówiłaś, że nie mogłaś rozpalić ognia, a jednak ci się udało – powiedział Ichimaru.
- Bo nie mogłam – odpowiedziała. - Ale użyłam reiatsu i w końcu mi się udało – dodała po dłuższej chwili.
- Udało ci się?! – zawołał Gin.
- Tak – odparła Rangiku.
- To musimy to uczcić! – krzyknął uradowany chłopiec.
- Nie mam ochoty – powiedziała cicho Matsumoto.
- Jak to?
- Tak to, idę spać. Jestem zmęczona – powiedziała dziewczynka i ułożyła się na posłaniu.
- To pewnie przez to, że używałaś energii – powiedział Gin, gdy zrozumiał czemu rudowłosa była bez sił.
- Pewnie tak – mruknęła wychylając czubek nosa spod koca.
Ichimaru przysunął swoje posłanie i połączył je z tym, na którym leżała Rangiku. Narzucił na siebie i Matsumoto koc i objął ją ramieniem. Wtulił twarz w jej miękkie włosy i już miał zasnąć, gdy usłyszał słabe pytanie niebieskookiej.
- Gin, gdzie byłeś?
- Musiałem zebrać trochę informacji – powiedział poważnie. – Nie chcę, żeby znów nas ktoś zaskoczył, jak przedtem.
- Aha – mruknęła dziewczynka.
- Dobranoc – szepnął chłopiec i ułożył się wygodniej mocno obejmując Rangiku.
- Gin? – usłyszał dziewczęcy szept.
- Hmm?
- Nie wychodź nigdy więcej, nie mówiąc nic przedtem – mruknęła rudowłosa i przesunęła rękę Gina niżej, tak by jej nie dusił we śnie.
- Śpij już – mruknął.
- Obiecaj – powiedziała cicho.
Nie obiecał. Zasnął. Za oknem wirowały białe płatki śniegu. Zima jest piękną porą roku, jednak nie dla wszystkich jednakowo przyjazną. Nad ranem Gin się przebudził. Wyczuł, że coś jest nie tak. Spojrzał na Rangiku i zbladł. Było źle, bardzo źle...


Mam nadzieję, że rozdzi, choć krótki, to ciekawy :) Wiem, że niektórym koniec może się nie spodobać, ale przecież chodzi o to, by było ciekawie, nieprawdaż? :) 
Pozdrawiam wszystkich cieplutko :) 

piątek, 18 stycznia 2013

10. Rodzina



- W końcu cię znaleźliśmy Ichimaru Ginie. – Głos mężczyzny rozszedł się w mroku.
Rangiku złapała przyjaciela za rękę. Nie podobała się jej ta dziwna trójka. Jeden z nich był niski i gruby, drugi - wyższy o kilka centymetrów, ale za to przeraźliwie chudy. Trzeci natomiast, ten który się odezwał, był najwyższy i wyglądał najgroźniej. Wyszczerzył się w niezbyt przyjemnym uśmiechu i przyglądał się dwójce dzieci.
- Widzę, że znalazłeś sobie przyjaciółeczkę – powiedział.
Gin wyszedł przed Rangiku tak, by ją zasłonić. Ręką, którą trzymał dziewczynkę starał się ją odepchnąć od siebie jak najdalej do tyłu. Ze zwykle uśmiechniętej twarzy chłopca zniknęła wesołość. Teraz Ichimaru był poważny, gotów na wszystko. Otworzył oczy i mężczyznom ukazały się ich świecące w zapadających ciemnościach czerwone źrenice.
- Nie ma wątpliwości, to ten mały Ichimaru – rzekł grubas.
- Kim jesteście i czego chcecie? – zapytał zimno chłopiec.
- No tak... – chrząknął jeden. – Nie przedstawiliśmy się. Jestem Goro, to jest Sadao, a tamten chudzielec to Koji. Wynajęła nas Czcigodna Masami– rzekł mężczyzna.
Ichimaru, słysząc imię kobiety, zbladł. Zacisnął mocniej dłoń, w której trzymał rękę rudowłosej. Matsumoto, widząc zdenerwowanie Gina, również zaczęła się niepokoić. Myślała gorączkowo, co zrobić. Ich dwójka nie miała szans przeciwko trzem dorosłym mężczyznom! Jedyne, co im pozostało to ucieczka, już chciała to powiedzieć chłopcu, gdy usłyszała jego głos.
 - Rangiku, uciekaj. Biegnij w krzaki i pędź, ile będziesz miała siły w nogach – wymruczał chłopiec.
Puścił jej dłoń i czekał, aż niebieskooka pobiegnie, by się ocalić.
- Ale Gin.... – szepnęła dziewczynka.
- Nie ginuj mi tu teraz! Masz uciekać, to rozkaz – powiedział twardo nie patrząc na przyjaciółkę.
- Ale...
- Już! Zjeżdżaj stąd! – krzyknął Gin i szybkim ruchem popchnął ją w stronę zarośli.
Mężczyźni zarechotali złowieszczo. Jeden z nich wyciągnął długi nóż i zaczął się nim bawić. Nie zwrócili uwagi na ucieczkę rudowłosej, ich obchodził tylko Ichimaru. To za niego im zapłacono.
- Jaki troskliwy, proszę, proszę... – zadrwił Goro.
- Nie wasz interes – mruknął Gin. – Czego ode mnie chcecie?
- Od ciebie? Niczego... No może z wyjątkiem twojej głowy – powiedział Sadao i zaśmiał się łapiąc się za ogromny brzuch.
- Tak? To chodźcie po nią – powiedział z uśmieszkiem srebrnowłosy i gestem przywołał mężczyzn.
Rangiku w tym czasie pobiegła w stronę zarośli, jednak nie zrobiła tego, czego oczekiwał od niej Ichimaru. Nie miała zamiaru zostawiać go samego. Schowała się w krzakach i obserwowała ścieżkę. Uklękła na ziemi i oparła dłonie na kamieniu. Spojrzała na kamień i podniosła go. Nie był on może zbyt duży, ale rudowłosa pomyślała, że może się przydać. Następnie spojrzała, jak Gin prowokuje Kojiego, który nie czekając długo, ruszył na chłopca z nożem. Śledziła ruchy chłopca zwinnie unikającego ostrza. W pewnym momencie Ichimaru oparł się na prawej ręce i kopnął Kojiego w nadgarstek w taki sposób, że broń wyleciała mu z dłoni. Srebrnowłosy szybko chwycił nóż i zaśmiał się głośno przerzucając broń z ręki do ręki patrząc, jak mężczyzna zgrzyta bezradnie zębami na widok odebranego narzędzia.
- No to jak będzie? – zapytał Gin.– Tylko jeden się odważył? W dodatku taka oferma?
Rangiku cały czas przypatrywała się z obawą przyjacielowi, który kluczył teraz pomiędzy całą trójką, gdyż po wyczynie Gina, mężczyźni rzucili się na niego jednocześnie. Srebrnowłosy był bardzo szybki, unikał wielu ciosów, drobna sylwetka działała na jego korzyść. Niestety nie wszystkich ciosów mógł uniknąć.           Dziewczynka widziała też, jak w ciemności ostrze noża błyszczało w dłoni chłopca, który nie oszczędzał swych przeciwników. W całym tym zamieszaniu Sadao nadział się na ostrze, które wystawił Goro. Pchnięcie to było wycelowane prosto w Ichimaru, jednak ten zdążył uskoczyć.
- Cholera... – wydyszał Goro, widząc, jak jego towarzysz wyzionął ducha. – Zapłacisz mi za to bękarcie!
Mężczyzna rzucił się na Gina i zaczął go gonić. Biegali w kółko. W końcu Ichimaru podbiegł do Kojiego, który stał przez jakiś czas nieruchomo i schował się za nim. Goro siłą rozpędu wpadł na towarzysza i obaj upadli na ziemię. Chłopiec chciał wykorzystać tę sytuację i uciec, lecz chudzielec złapał go za kostkę i pociągnął. Gin zaczął wierzgać nogami, lecz tamten okazał się silniejszy. Mężczyzna zaśmiał się, jednak był to ostatni śmiech w jego życiu. Został ogłuszony kamieniem, który ciągle był trzymany w drżących dłoniach rudowłosej dziewczynki. Matsumoto przerażona tym, co się dzieje, poddała się woli instynktu, który nakazywał jej bronić Gina. Uwolniony chłopiec podszedł do kulącego się na ziemi Gora. Mężczyzna trzymał się za brzuch i jęczał z bólu. Ichimaru schylił się nad nim i spojrzał mu w twarz. Czerwone źrenice zalśniły złowrogo. Leżący na ziemi rzezimieszek zadrżał ze strachu widząc wpatrujące się w niego oczy, ich kolor przywodził mu na myśl krew. Jego krew.
- Oszczędzę cię – powiedział chłodno Gin. – Tylko po to, byś przekazał pewną wiadomość mojej ciotce.
- T... Tak? – zapytał wystraszony mężczyzna.
- Powiedz jej, żeby mnie nie szukała. Sam ją znajdę, gdy nadejdzie czas.
Kiedy Gin skończył mówić skumulował swoją energię i pchnął ją w brzuch Gora. Mężczyzna zawył z bólu i stracił przytomność.
Rangiku podeszła na drżących nogach do Ichimaru. Spojrzała na niego. Był cały we krwi, była to jego własna krew, jak i jego przeciwników. Następnie spuściła wzrok na kamień, który ciągle trzymała. Wypuściła go z rąk.
- Gin...
- Już dobrze – powiedział ciepło.
Dziewczynka rzuciła się mu w ramiona głośno płacząc. Całe napięcie, strach, wszystkie emocje wybuchły w tej jednej chwili. Ichimaru sprawiał wrażenie opanowanego, lecz wszystko w nim trzęsło się ze strachu.
- Miałaś uciekać – szepnął jej do ucha.
- Nie m... mogłam cię zo... zostawić – zachlipała.
- Oj, głuptasie, głuptasie... Proszę, nie płacz. – Gin starał się uspokoić przyjaciółkę, objął ją mocno i szeptał słowa pocieszenia.
- Chodźmy stąd, musimy jak najszybciej stąd odejść – powiedział chłopiec, gdy Rangiku przestała zanosić się płaczem.
Objął dziewczynkę ramieniem i razem skierowali się w stronę domu. Matsumoto ciągle nie mogła do siebie dojść, łzy płynęły z jej niebieskich oczu.
- Gin, czy ja zabiłam człowieka? – zapytała głucho.
- Nie, Rangiku. Nie zabiłaś, on tylko stracił przytomność – skłamał chłopiec.
Ichimaru na tyle zdążył już poznać rudowłosą, że wiedział, jakby zareagowała na coś takiego. Chciał jej tego oszczędzić. Chciał, by jego wiewióreczka na zawsze pozostała tą wesołą, niewinną, pozbawioną trosk i obciążeń dziewczynką. Szli dalej w milczeniu. Kiedy dotarli do domu, Gin spakował wszystkie ich rzeczy, chwycił Rangiku za rękę i pociągnął ją na południe.
- Musimy się przenieść. Tu już nie jest bezpiecznie – wytłumaczył dziewczynce.
- Kim byli ci mężczyźni? I kim jest ta Masami? – zapytała Rangiku.
Srebrnowłosy przez chwilę nie odpowiadał, lecz czuł, że musi parę spraw wyjaśnić przyjaciółce, gdyż w momencie, w którym podniosła kamień i zaatakowała człowieka, by bronić jego – Gina, stała się częścią tej zagmatwanej historii prześladującej Ichimaru od urodzenia.
- To byli najemnicy Masami, mojej ciotki – zaczął. – Masami była siostrą mojego ojca. Nienawidziła mnie i mojej rodziny.
- Była siostrą twojego ojca? To znaczy...
- Tak, to znaczy, że mój ojciec już nie żyje, tak samo jak moja matka i młodszy brat, a także druga żona ojca – powiedział smutno Gin.
- Och... – Rangiku przytuliła się do Ichimaru, zrobiło się jej go strasznie żal. – Teraz ja jestem twoją rodziną – dodała z uczuciem.
- Tak, Ran – przytaknął chłopiec i pocałował ją w czoło. – Jesteśmy teraz jedną rodziną.
- Już na zawsze... – odparła rudowłosa.
- Na zawsze. – potwierdził Gin.
            Nocą, wypełnioną księżycowym blaskiem, przez dolinę szła dwójka dzieci. Ich podróż w poszukiwaniu domu zaczęła się ponownie. Stary musieli pozostawić za sobą. Odeszli w poszukiwaniu szczęścia i bezpieczeństwa. Żadne z nich nie żałowało starego drewnianego budynku, który dawał im schronienie, gdyż troska o drugą osobę była silniejsza od przywiązania do luksusu posiadania domu. Liczyło się to, że są razem. Nieważne gdzie, jak, kiedy i dlaczego. Byli rodziną i to dawało im siłę, by dążyć dalej i iść przed siebie z uśmiechem na twarzy.

No i kolejne rozdzialiki w drodze :) W moim województwie ferie już od tygodnia, został jeszcze jeden, a w tym czasie trochę coś poskrobałam, popisałam i poprawiłam. 
Na prośbę jednej z wiernych czytelniczek postanowiłam dorzucić parę rozdzialików w następnej części - Akademii, więc będzie coś świeżego, a nie odgrzewanego :) 
Mam nadzieję, że korzystacie z tej ślicznej śnieżnej pogody. Sama zaraz wyciągam psa i idziemy się wybiegać, tzn. ona będzie biegać, a ja przed nią uciekać :) Bernardyny są niebezpieczne, jak się rzucą ze szczęścia na swego pana, wierzcie mi :) 
Udanych ferii kochani :) Może troszkę Wam je umilę rozdziałami na RanGin :)


wtorek, 8 stycznia 2013

09. Niewolnica

Rangiku spała spokojnie, wtulona w ramię chłopca, ogrzewała mu swoim oddechem szyję. Gin przebudził się, gdy rudowłosa poruszyła lekko głową. Otworzył szeroko swoje zazwyczaj przymknięte oczy i spojrzał w sufit. Na jego usta wypełzł chytry uśmieszek, zerknął kątem oka na śpiącą słodko dziewczynkę, zsunął delikatnie jej głowę ze swego ramienia. Następnie po cichu wstał, by nie obudzić Rangiku i stąpając na palcach podszedł do paleniska. Chwycił napełniony do połowy wodą kubek i podkradł się do śpiącej. Nachylił się nad nią, przyglądając się jej twarzyczce. Matsumoto miała lekko rozchylone usta, do których zakradł się kosmyk włosów. Gin odgarnął delikatnie włosy z zaróżowionego policzka. Popatrzył jeszcze chwilę na dziewczynkę zamyślony.
- Naprawdę jesteś ładna... – szepnął.
Kiedy wypowiedział te słowa podniósł kubek z wodą nad głowę dziewczynki i przechylił go.
- ...ale czas już wstawać! – zawołał głośniej.
Rangiku, nie wiedząc, co się dzieje, otworzyła momentalnie oczy. Zimna woda, która spływała jej teraz po twarzy i włosach obudziła ją w jednej chwili. Gdy zobaczyła, że Gin kuca obok posłania z pustym kubkiem, w którym najprawdopodobniej przed chwilą była jeszcze woda, wściekła się.
- Oblałeś mnie! – krzyknęła.
- Chciałem cię tylko obudzić – odpowiedział niewinnie.
- I mam ci uwierzyć?! Miałam taki ładny sen...
- Jaki? – zapytał ciekawy chłopiec.
- Nie powiem ci! – zawołała dziewczynka.
Rangiku stanęła nad Ginem i zamachnęła się, by go uderzyć w głowę, lecz Ichimaru w ostatniej chwili uchylił się przed atakiem wściekłej rudowłosej.
- Dziś jesteś moją służącą – powiedział po chwili chłopiec. – A służące zachowują się inaczej w stosunku do swoich pracodawców.
- Co?
- Nie pamiętasz? Wczorajsza ryżowa kulka - przypomniał Gin.
Matsumoto, przypomniawszy sobie obietnicę, zmarkotniała. Zapomniała całkiem o tym, że przyrzekła robić, cokolwiek Gin sobie zażyczy. Kiedy zgadzała się na jego propozycję myślała wyłącznie o chwili obecnej, o słodkiej ryżowej kuleczce. Nie zastanawiała się nad umową, którą zawarli. Tak naprawdę to nawet nie słuchała zbyt uważnie. W tamtym momencie była gotowa obiecać mu wszystko.
- Ale... – zaczęła zrozpaczona, gdyż docierało do niej, że to będzie jeden z jej gorszych dni w życiu.
- Nie ma „ale”, chyba się nie wycofasz? – odparł Gin.
- Może byśmy... – Rangiku zastanawiała się, co zrobić, czy powiedzieć, by wymigać się od obietnicy.
- Rangisiu, myślę że jesteś odpowiedzialną, dumną dziewczyną, która zawsze dotrzymuje słowa, nieprawdaż? – zapytał z uśmiechem srebrnowłosy.
Matsumoto słysząc takie słowa nie mogła zaprzeczyć, a z drugiej strony przyznanie racji Ginowi doprowadzało do tego, że rudowłosa musiałaby cały dzień spełniać jego najwymyślniejsze zachcianki. Dziewczynka biła się przez jakiś czas z myślami.
- Dobrze – westchnęła z rezygnacją.
- Wspaniale! – zakrzyknął Gin. – To może zaczniemy od kąpieli... – dodał po chwili namysłu.
- Jak chcesz to się kąp – mruknęła rudowłosa.
- No tak, tylko widzisz... Ktoś musi przynieść wody, a potem jeszcze trzeba będzie ją podgrzać – odparł z satysfakcją chłopiec.
- I niby ja mam to zrobić? – Rangiku zapytała z niedowierzaniem.
Gin na to pytanie nie odpowiedział tylko twierdząco pokiwał głową. Matsumoto zacisnęła dłonie w pięści i przygryzła wargę, by nie wybuchnąć. Chwyciła wiadro, które stało przy drzwiach i wyszła z domu. Skierowała swe kroki ku strumieniowi, który płynął niedaleko. Przez całą drogę mruczała pod nosem wyzwiska pod adresem srebrnowłosego i obiecywała sobie, że jak tylko ten dzień się skończy, to Gin pożałuje tego wszystkiego.
         Ichimaru w tym czasie usiadł przed domem i wystawił twarz do słońca. Zamierzał wykorzystać ostatnie ciepłe dni jesieni i poleniuchować. Spojrzał w niebo i obserwował chmury myśląc o tym, jak wściekła musi być jego przyjaciółka.
- To dopiero początek – powiedział do siebie i zaśmiał się głośno.
Od szczytu domu nadeszła Rangiku, a słysząc śmiech chłopca, jeszcze bardziej się zezłościła.
- Co cię tak śmieszy? – zapytała chłodno.
- Nic takiego – odparł Gin i spojrzał na nią, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Matsumoto postawiła wiadro z wodą obok Ichimaru z poczuciem wypełnionej misji. Miała nadzieję, że srebrnowłosy nie wymyśli nic więcej. Jednak były to płonne nadzieje.
- W zimnej nie będę się mył. Podgrzej ją – rozkazał władczym tonem, zanosząc się w duchu śmiechem.
- Panicz się znalazł od siedmiu boleści! Sam ją sobie zagrzej! – krzyknęła dziewczynka.
- Dziś to ty wykonujesz moje rozkazy – odparł chłopiec.
- Grr... Nie umiem – powiedziała Rangiku.
Rudowłosa miała nadzieję, że fakt, iż nie potrafi rozpalić ognia zwolni ją z zadania podgrzania wody. Jednak Gin nie miał zamiaru jej ustępować. Spojrzał na nią i złapał ją za prawą rękę.
- Użyj energii duchowej, jak ja... – mówiąc to wytworzył na swojej dłoni kilka tańczących iskierek.
Niebieskooka z podziwem wpatrywała się w ogniste języki, które powstały z energii Gina. Wiedziała, że także posiada reiatsu, jednak nie potrafiła się nim posługiwać w żaden sposób. Do tej pory to zawsze Ichimaru rozpalał ogień, ona tylko się temu przyglądała.
- Gin, nie potrafię tak... – powiedziała cicho.
- Nauczę cię – odpowiedział i uniósł jej dłoń wyżej. – Wyobraź sobie, że energia z całego twojego ciała, od stóp przepływa wyżej i wyżej, przechodzi przez brzuch i kieruje się dalej w stronę ramienia aż do dłoni. Teraz pomyśl o energii wydobywającej się z twojego serca i z umysłu, które kumulują się w twojej prawej ręce.
Dziewczynka słuchała uważnie słów Gina i starała się sobie wyobrazić ową energię. Czuła mrowienie w całym ciele i delikatne ciepło przechodzące przez jej organy. Nagle zaszumiało jej w głowie, zimna fala przeleciała przez jej ciało. Zemdlała.
         Gin potrząsał nią energicznie starając się przywrócić ją do świadomości. W końcu, gdy Rangiku otworzyła oczy, chłopiec odetchnął z ulgą.
- Co się stało? – zapytała słabym głosem.
- Odpłynęłaś... – odparł Gin. – Jak się teraz czujesz?
- Hmm... Chyba dobrze, trochę tylko kręci mi się w głowie – odpowiedziała.
Ichimaru chwycił wiadro i zaniósł do domu. Rudowłosa podreptała za nim i opadła ciężko na posłanie, ułożyła głowę na poduszce i przyglądała się, jak Gin ponownie przywołuje iskierki, którymi następnie rozpalił ogień. Srebrnowłosy obejrzał się na Matsumoto.
- Odpocznij trochę, daję ci przerwę, potem dokończymy.
Głos chłopca coraz wolniej i ciszej docierał do świadomości dziewczynki. Rangiku zapadła w sen.
         Gin delikatnie budził dziewczynkę, która powoli otwierała swe niebieskie oczy. Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem, na co chłopiec odpowiedział jej szerokim uśmiechem. Rangiku zauważyła, że Ichimaru jest do połowy rozebrany. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ubierz się, bo zmarzniesz – powiedziała, ziewając przy tym.
- Ubiorę się, tylko najpierw musisz umyć mi plecy – odpowiedział wesoło.
- Plecy?
- Tak, no wiesz, to co się ma z tyłu. – Chłopiec odwrócił się tyłem do rudowłosej, by zademonstrować jej miejsce wykonania kolejnego zadania.
- Wiem, co to są plecy... – odpowiedziała dziewczynka z błyskiem w oku.
Matsumoto zamoczyła myjkę w ciepłej wodzie i zaczęła przecierać plecy chłopca. Zaczęła od ramion i barków, potem schodziła powoli w dół. Najpierw myła je delikatnymi, okrężnymi ruchami. Potem zaczęła coraz mocniej trzeć skórę, aż zrobiła się czerwona. Z ust Gina, co chwilę wydobywał się syk, gdy tylko rudowłosa mocniej tarła myjką jego plecy. Taka mała zemsta dała dziewczynce ogromną satysfakcję, w końcu mogła się odegrać na Ichimaru. Kiedy myjką zjechała w dół kręgosłupa jej wzrok padł na bliznę, która zaczynała się na boku chłopca. Rangiku wiedziała, że ciągnie się ona aż do brzucha srebrnowłosego. Opuściła dłonie i wpatrywała się w cienką czerwoną kreskę, która wryła się głęboko w skórę srebrnowłosego.
- Co się stało? – zapytał Gin. – Skończyłaś już? – zapytał z nutką nadziei w głosie.
- To nie był niedźwiedź, prawda?
Tym pytaniem Matsumoto całkowicie zaskoczyła chłopca, który nie spodziewał się, że jeszcze będą musieli wrócić do tego tematu. Ichimaru chwycił ubranie i naciągnął je na siebie. Zakrył plecy i bliznę, nie chciał, by Rangiku dalej ją oglądała.
- Gin?
- To nie był niedźwiedź – odpowiedział sucho chłopiec.
Siedział teraz odwrócony plecami do rudowłosej, więc nie mogła widzieć jego twarzy. Dziewczynka objęła go i przytuliła się do poranionych pleców. Nie wiedziała co, lub kto to zrobił, lecz była pewna, że Ichimaru nie chce jej o tym powiedzieć i może dlatego tak bardzo chciała wiedzieć. Ona przed nim nie miała żadnych sekretów, a on miał ich kilka. Rangiku nie wiedziała nawet, jak wiele ich w rzeczywistości jest.
- Kto ci to zrobił? – zapytała ciepłym głosem kierując to pytanie wprost do jego prawego ucha.
- Zły człowiek – odparł głucho.
Dzieci przez kilka minut siedziały cicho. Rudowłosa na razie o więcej nie pytała. Postanowiła, że dojdzie do prawdy małymi kroczkami. Zauważyła bowiem, jak bolesne było dla Gina mówienie o tym. Ichimaru natomiast zatonął we własnych mrocznych myślach jednak, gdy poczuł na swej skórze gorący oddech dziewczynki wrócił do rzeczywistości.
- Mam ochotę na grzyby – przerwał ciszę. – Twoje kolejne zadanie to nazbieranie ich.
- Grzybów ci się zachciało – Rangiku prychnęła jak kotka i wstała.
- Tak, zachciało mi się. A dziś...
- A dziś jestem twoją służącą – dopowiedziała za niego – Ale chodź ze mną.
- Pójdziemy razem, ale to ty będziesz się schylała po grzybki i to ty je będziesz potem niosła – odparł srebrnowłosy z przyklejonym uśmiechem.
- Leń z ciebie – powiedziała Matsumoto i wyszła z domu.
           Kiedy Rangiku nazbierała satysfakcjonującą chłopca ilość grzybów, a Gin wysłuchał całej litanii wyzwisk i obelg pod swoim adresem, oboje doszli do wniosku, że czas wracać do domu. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a gromadzące się na niebie chmury zwiastowały zbliżający się deszcz. Dwójka dzieci szła porośniętą wysoką trawą dróżką. Rudowłosa niosła zebrane grzyby, natomiast Ichimaru w międzyczasie nazbierał trochę chrustu.
- Gin, kiedy znów pójdziemy do miasta? – zapytała dziewczynka.
- Nie wiem... A kiedy byś chciała?
- Może jutro? – zapytała z nadzieją.
- Może...- odpowiedział chłopiec.
Szum drzew i szelest liści pod stopami dzieci rozbrzmiewał w półmroku. Samotny ptak siedzący na drzewie wyśpiewywał swoje wieczorne trele, jednak nie zagłuszył w ten sposób pękającej gałązki. Dzieci stanęły i rozejrzały się wokoło. Krzaki obok dróżki poruszyły się i wyłoniło się z nich trzech mężczyzn. Jeden z nich uśmiechnął się szeroko pokazując swoje pełne ubytków uzębienie.
- W końcu cię znaleźliśmy – mężczyzna zarechotał złowieszczo. – Ichimaru Ginie.
    Ptak na drzewie zamilkł i zerwał się do lotu. Samotny liść zawirował w powietrzu i wylądował pomiędzy mężczyzną a chłopcem.

 I tak oto kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że teraz uda mi się utrzymać lepsze tempo, niż ostatnio :)
Dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom, którym się jeszcze chce tutaj zaglądać ;)
Pozdrawiam Was gorąco!
Miyuki