czwartek, 1 stycznia 2015

16. Lis i wpływ shinigami

Noc. Uwielbiał noce, ich chłód i ciemność. To, co jest znane, budzi w nas poczucie bezpieczeństwa. Nawet samotność, która towarzyszyła mu od dziecka - pozbawiony matki, a potem całej rodziny - nauczył się żyć z nią w przyjaźni. Teraz jednak Ichimaru czuł, że jest na tyle silny, iż może pomścić w końcu swojego ojca, a także odzyskać to, co mu się należało. Przedzierał się leśnymi ścieżkami na północ. Wysoko nad nim świecił księżyc w pełni, rzucał blaski na drzewa, które ukrywały w swym cieniu szybko sunącą postać. 
- Nie jesteś sam – odezwał się głos.
- Kim jesteś? – zapytał chłopiec przystając.
- Kim? To dobre pytanie mój mały… Jestem zabójcą i obrońcą, jestem twoimi pragnieniami, marzeniami, siłą, do której dojrzewasz – powiedział cicho.
- Nie rozumiem – odparł Gin, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Oszalałem? – zapytał sam siebie i upadł na kolana. Złapał się za głowę, poczuł przeszywający ból, po czym zapadł się w ciemności. Kiedy ból minął, chłopiec otworzył oczy. Nadal znajdował się w lesie, lecz szybko pojął, że jest to całkiem inne miejsce niż to, w którym znajdował się chwilę wcześniej. Rozglądał się powoli i ostrożnie dookoła, wstając. Drzewa były podobne, liście powiewały na wietrze, jednak Gin nie wyczuwał najmniejszych ruchów powietrza. Spojrzał na niebo i otworzył szerzej oczy. Nad nim górowały trzy księżyce, każdy w innej kwadrze. Jeden w pełni znajdował się pośrodku, drugi znowu wyglądał jak jego cienki wycinek. Trzeci natomiast stanowił idealnie wykrojoną połowę okręgu. Wpatrywał się w nie przez chwilę dopóki nie zauważył ruchu na jednej z gałęzi. Szybko zwrócił wzrok w tym kierunku. Jego oczom ukazało się niewielkie zwierzę pokryte białą sierścią. Chłopiec zauważył, że zwierzęciem tym jest lis, który z wysoko podniesionymi ogonami, przypatrywał mu się z wyraźnym zainteresowaniem. 
- Nie oszalałeś – odezwał się lis głosem, który Ichimaru zdążył już tak dobrze poznać.
- Kim jesteś? – Padło pytanie.
- Jestem twoim instynktem, twoim drugim ja, lub jak wolisz, jestem duchem twojego pogromcy – szepnął groźnie i zgrabnie zeskoczył z drzewa. Podszedł powoli do Gina i okrążył go, ocierając o niego niczym kot. – Boisz się mnie? – zapytał patrząc chłopcu prosto w oczy.
- Jeżeli jesteś mną to powinienem się ciebie obawiać, lecz z drugiej strony wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Sam sobie krzywdy nie zrobisz – odparł.
- Czemu powinieneś się mnie obawiać, chłopcze? – zapytał lis, a Gin miał wrażenie, jakby pysk ułożył się zwierzęciu w przewrotnym uśmiechu.
- Skoro jesteś mną, to naturalne, że wzbudzasz strach. Mnie się boją wszyscy – powiedział Ichimaru odwzajemniając uśmiech.
- Nie wszyscy, chłopcze. Nie wszyscy… – powiedział duch.
- Nie? A któż się mnie nie boi? – zapytał , gdyż był przekonany o tym, iż wzbudza strach u każdego.
- Rangku – syknął lis wprost do ucha Gina. – I ten shinigami… – dodał po chwili.
- Shinigami? – zapytał Ichimaru.
- Tak. To spotkanie z nim wpłynęło na to, że przebudziłem się wcześniej. Nim moja forma dojrzeje minie trochę czasu, lecz już teraz z moją pomocą możesz stać się potężnym wojownikiem – powiedział. – Chcesz tego –  stwierdził. Dziewięć ogonów syknęło cicho w zadowoleniu. Gin przyjrzał się im uważnie. Każdy z nich był zakończony głową węża. Z ust wysuwały się im cienkie, rozdwojone na końcach języki. 
- Jak to spotkanie wpłynęło na twoje przebudzenie? – zapytał zaciekawiony, wracając do tematu rozmowy. 
- Ten shinigami – lis prychnął, jakby mówił o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym – posiadał ogromną ilość reiatsu, którą uwolnił przy spotkaniu z tobą. To był dla mnie bodziec, by się przebudzić
- Rozumiem – szepnął.
- Gin, znam twoje pragnienia. Pomogę ci. Razem będziemy wzrastać w siłę i osiągać cele.
Ichimaru wyciągnął niepewnie dłoń w kierunku zwierzęcia. Ten, widząc gest chłopca, opuścił głowę i pozwolił mu położyć rękę na swoim czole.
- Jak… – zawahał się na chwilę. – Jak mam cię nazywać? – zapytał.
- Zapamiętaj to dobrze. Moje imię to Shinsou – powiedział głucho.
Gdy Ichimaru usłyszał imię lisa poczuł, jak wciąga go wir powietrza. Po chwili ponownie leżał w lesie, lecz tym razem nad nim świecił tylko jeden księżyc, którego światło padało na jego bladą twarz.
Rangiku przewróciła się na drugi bok i otworzyła oczy. Coś było nie tak. Skupiła swoją uwagę na otoczeniu, by po chwili poderwać się z posłania. Drapanie. Znów ten sam dźwięk.
- Mysz!!! – krzyknęła i wybiegła z domu. – Gin! – zawołała stojąc przed domem.
Po chwili dotarło do niej, że nie widziała chłopca w środku domu, więc doszła do wniosku, że wyszedł. Obróciła się dookoła, lecz nigdzie go nie dostrzegając, ponownie zawołała imię przyjaciela. Odpowiedziało jej jedynie echo.
- Głupie echo – mruknęła. – Gdzie on mógł… Znów to samo! – krzyknęła zła, gdy zdała sobie sprawę, że Gin przepadł gdzieś kolejny raz.
Zdarzało się to wcześniej już kilkakrotnie. Za każdym razem Rangiku wyczekiwała powrotu towarzysza w domu, nigdzie się nie ruszając. Bała się samotności, tak samo też bała się o niego. Jednak tym razem postanowiła, że będzie inaczej.
- Dobra, najpierw trzeba się pozbyć myszy – powiedziała do siebie i ruszyła w stronę rosnących opodal drzew. Znalazła sporej wielkości kij, chwyciła go i z zaciętym wyrazem twarzy wkroczyła do domu. Nasłuchiwała, skąd dochodziło drapanie. Cisza. Rangiku wyostrzyły się zmysły, pilnie słuchając i wtedy, w kącie po lewej stronie, usłyszała cichy pisk. Przerażona, sama pisnęła i wskoczyła na krzesło. Serce jej mocno waliło, miała przyspieszony oddech. Ręka trzymająca kij lekko się trzęsła.
- Głupia! Jak możesz się bać myszy?! – krzyczała do siebie. – Odwagi! – powiedziała i ostrożnie zeszła z krzesła. Zaczęła bardzo powoli zbliżać się do miejsca, z którego dochodziły ją odgłosy wydawane przez małego gryzonia. Przy każdym kolejnym kroku czuła, jakby serce zaraz miało jej wyskoczyć z piersi. Obawiała się, że mysz także to usłyszy i spłoszona ucieknie. Matsumoto dotarła odpowiednio blisko kryjówki szarego gryzonia. Dostrzegła małą myszkę, która niczego nieświadoma zajadała kawałek sera, który widocznie wykradła z wątłych zapasów chomikowanych w domu. 
- Ty mała złodziejko – pomyślała Rangiku. – To mój ulubiony ser – podniosła kij do góry, wycelowała i... - Jest! Mam cię! – wykrzyknęła triumfalnie dwie godziny później. Zmęczona, spocona i zakurzona, opadła na podłogę głęboko oddychając. W końcu, po tak długim czasie, udało się jej pokonać mysz.
- Wygrałam, ty mała, wredna, futrzana kreaturo – wysapała, przymknęła powieki a na ustach pojawił się uśmiech. – Nie potrzebowałam tego nadętego głupka, sama dałam sobie radę – szepnęła i zapadła w sen.
     Po przebudzeniu usiadła, masując obolałe plecy, doszła do wniosku, że spanie na podłodze nie jest wcale takie wygodne, jak jej się wcześniej zdawało. Zastanawiała się, co robić. Zazwyczaj oddałaby się zwyczajnemu lenistwu, ale tym razem czuła w sobie tyle energii, że nie chciała jej zmarnować. Potrzebowała zajęcia, by nie popaść w odrętwienie, które dopadało ją zawsze, gdy Gin znikał.
- Nienawidzę cię za to – mruknęła do Ichimaru, który przecież i tak nie mógł jej usłyszeć. – Skoro mnie zostawiłeś, to muszę się jakoś pocieszyć. – Rangiku ze złośliwym uśmieszkiem przeszła na środek izby i odsunęła niski stolik, który tam stał. Podwadziła jedną z desek podłogi i wyciągnęła zwitek pieniędzy, który schowała za pasem.
- Czas na zakupy! – zawołała i wybiegła z domu, by dotrzeć jak najszybciej do miasta.
     Matsumoto weszła do miasta z wysoko podniesioną głową, kierowała się w stronę ulicy handlowej. W głowie ułożyła sobie już pełną listę zakupów. Zamierzała wydać wszystkie pieniądze, miała nadzieję, że w ten sposób ukarze Gina, gdy ten wróci. Kiedy znalazła się już na odpowiedniej ulicy, z radością przyglądała się wystawom sklepowym. Niebieskie oczęta błyszczały na widok pięknych materiałów i dodatków w sklepie z ubraniami, a smakowite zapachy dochodzące z jednej z restauracji drażniły przyjemnie jej zmysły. Dziewczynka postanowiła najpierw wejść do sklepu z ubraniami. Koniecznie chciała sobie kupić nową jukatę, bo stara robiła się już trochę ciasna. Zastanawiało ją to przez pewien czas, aż w końcu doszła do wniosku, że zaczyna dorastać i stawać się kobietą. W sklepie był ogromny wybór najróżniejszych strojów w różnych rozmiarach i fasonach. W końcu zdecydowała się na śliczną różową jukatę haftowaną delikatnym kwiecistym ornamentem. To delikatne, jedwabne cudo tak jej się spodobało, że bez żalu zapłaciła za nie połowę pieniędzy, które miała przy sobie. Odebrała ładnie zapakowaną paczuszkę od sprzedawczyni i zadowolona z zakupu chciała wyjść ze sklepu, lecz w drzwiach się z kimś zderzyła. Potem poczuła tylko znajomy szum w uszach.
- Hej, dziecko, obudź się! – Usłyszała ciepły męski głos i poczuła, jak ktoś delikatnie potrząsa jej ramieniem.
Rangiku z trudem uchyliła powieki i zobaczyła twarz mężczyzny, który się nad nią pochylał. Miał ostre spojrzenie i spoglądał na nią, jakby nie bardzo wiedział, co z nią począć. Po chwili zza jego pleców odezwało się cmokanie i Matsumoto zauważyła dziewczynę z niezwykle zielonymi włosami.
- Kensei! – zawyła. – Jak mogłeś staranować dziecko? – Kobieta ułożyła usta w dzióbek, po czym wyciągnęła w stronę Matsumoto papierową torebkę. – Poczęstuj się – powiedziała.
- Phi! – Mężczyzna prychnął lekceważąco, patrzył na towarzyszkę ze złością. – Wcale jej nie staranowałem, sama na mnie wlazła! – krzyknął wskazując palcem Rangiku, która przerażona, przełknęła głośno ślinę.
- Widzisz, Kensei, przestraszyłeś ją. Jesteś głupi! – zawołała i wypięła na niego język.
- Dzieciaku, przestraszyłem cię? – zapytał Rangiku, patrząc na nią, jakby miał zamiar co najmniej ją poćwiartować i spalić. W dodatku jego szalony uśmiech spowodował, że dziewczynka jeszcze bardziej zaczęła się bać.
- Przestraszyłem cię, czy nie?! – wrzasnął na Matsumoto.
- N… nie proszę pana – powiedziała prędko.
- Mashiro, wcale się nie znasz na dzieciach – powiedział do kobiety, po czym wstał i wyszedł ze sklepu. Rangiku dopiero wtedy odważyła się sięgnąć do papierowej torebki, gdyż nagle poczuła ogromny głód. 
- Zemdlałaś przez reiatsu Kenseia, chwilę wcześniej go zdenerwowałam i kapitana trochę poniosło – powiedziała.
- Kapitana? – zapytała nieprzytomnie.
- Tak, to był Kensei, kapitan dziewiątej dywizji. Dziwak z niego okropny, ale wcale nie jest straszny, tyko takiego zgrywa. Lubi, jak inni się go boją – powiedziała z uśmiechem.
- To on jest shinigami? – zapytała Rangiku po zjedzeniu pysznego cynamonowego ciastka.
- Tak, ja też, ale jestem tylko porucznikiem i wiesz co… 
- Co?
- Ty chyba też powinnaś – powiedziała. – Posiadasz energię duchową i dobrze by było, gdybyś nad nią panowała.
- Mashiro!!! – rozległ się przed sklepem głos kapitana.
- Już idę Kensei! – zawołała i zostawiła zaskoczonej dziewczynce torbę z ciastkami.
- Zwracaj się do mnie z szacunkiem idiotko!
- Kensei, a kupisz mi lody truskawkowo czekoladowe?
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo nie! 
    Krzyki tej interesującej dwójki jeszcze przez chwilę dochodziły do uszu Rangiku. Dziewczynka uśmiechnęła się na myśl o tej zabawnej parze. Ten cały kapitan trochę ją przerażał, ale jego stosunki z panią porucznik wydały się jej całkiem zabawne.
- To tak wyglądają kapitanowie i ich porucznicy – mówiła do siebie cicho, gdy przechadzała się między stoiskami z różnymi drobiazgami. – On na nią krzyczy, a ona nic sobie z tego nie robi i wcale się go nie boi… Fajnie – pomyślała i podeszła do niewielkiego straganu z dodatkami. Jej uwagę zwróciły apaszki, które wisiały na jednym z wieszaków.
- Hmm… Ten szalik od Gina już się trochę zniszczył… Och – westchnęła, gdy ujrzała różową niewielką apaszkę, która powiewała wśród innych na wietrze. – Taka sama, jak tej shinigami – powiedziała na głos.
- Podać coś młodej panience? – zapytała staruszka, która sprzedawała przy tym stoisku.
- Tak. Poproszę tę różową – powiedziała i pokazała upatrzony przez siebie dodatek.
- Proszę bardzo – odpowiedziała kobieta i podała dziewczynce apaszkę.
Rangiku zapłaciła za nią i zadowolona z zakupów postanowiła kupić jeszcze coś do jedzenia i wrócić do domu. Cieszyła się bardzo ze swoich małych zdobyczy. Ciągle także była pod wrażeniem spotkania z shinigami, na których wpadła. Przewiązana na szyi chustka przypominała jej niezwykłą, tryskającą energią, kobietę. Słowa Mashiro brzmiały w jej pamięci niczym echo.
- Shinigami… – mruknęła Rangiku idąc leśną ścieżką. – Mashiro  – szepnęła.
    Los bywa pokrętny. Shinigami, których Gin i Rangiku spotkali na swojej drodze mieli wiele wnieść w ich przyszłe życie. Żadne z nich jeszcze nie było świadome tego, jak te spotkania wpłynęły na ich wyobrażenie o shinigami a także o wielu innych sprawach, które ich do tej pory nie dotyczyły.


Moi drodzy w nadchodzącym Nowym Roku życzę Wam wszystkim wiele szczęścia, radości i uśmiechu, niech fantazja będzie z Wami i nigdy wena was nie opuszcza! :) 

2 komentarze:

  1. Wooow kobieto, nowy rozdział tak szybko! Mi w to graj :D
    Chyba ten rozdział wzbogaciłaś dość znacząco, prawda? Motyw Shinsou i tego, że chce pomagać Ginowi jest bardzo dobry, ale najlepsza jest w nim krótka rozmowa między shinigami a zanem, ta, w której Gin daje świadectwo świadomości tego, kim jest - zabójcy. Jasne, twierdzi, że wniosek o obawie względem Shinsou (a więc samego siebie) wziął się z tego, że inni się go boją, ale chyba gdzies w głębi duszy wie, jaka jest prawda. W ogóle mam wrażenie, że ta rozmowa jest bardzo mocno nacechowana ironią, której na pierwszy rzut oka nie widać, co bardzo przypadło mi do gustu.
    Wewnetrzny świat Gina jest nawiązaniem do wiadomej kolorowej strony z mangi? Jeżeli tak - bardzo mi się to zagranie podoba, jeżeli nie - chyba dalej mogę tak myśleć, prawda? Zaciekawiło mnie też to, że jako wyjaśnienie dlaczego Ichimaru tak wcześnie usłyszał Shinsou podajesz Aizena i jego machlojki z Hujoku (wiem, że to się inaczej pisze, ale przez to dziadostwo Gin nie żyje). Motyw interesujące, szczególnie, że obydwaj panowie później bardzo dobrze się poznają. A w ogóle w tamtym czasie Gin już umiał ukrywać swoją duchową energię? Chyba tak, bo inaczej taki drań jak Aizen by go wyczył.
    Jeżeli idzie o fragment z Rangiku, to zuch dziewczynka - pokonała wielką i straszną mysz! Ha i bez pomocy Ichimaru :P Jej zemsta jakkolwiek smieszna by się nie wydawała, świetnie do niej pasuje - a co roztrwoni ksiorkę (ciekawe czy zrobiłaby to tak chętnie, wiedzą, że Gin pewnie dla tej kasiorki kogoś zakatrupił). Omdlenie w sklepie również jest dobrym sygnałem dla rodzącej się w niej mocy shinigami. Kensei jak to Kensei - jest dziwny, nigdy jakoś za nim nie przepadałam. Za to Mashiro mówi do rzeczy - normalnie to mnie zdziwiło! Chociaż może ona tylko przy swoim kapitanie struga głupa? W końcu z jakiego powodu zastała tym porucznikiem, prawda?
    Żeby mieć równe wciecia akapitowe wejdź w zakładkę akapit i po prawej stronie będziesz miała opcję pierwszy wiersz - wszystko ładnie i równo, a i blogspot nie psuje :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał,rozdział po prostu w dechę. Genialnie przedstawiłaś wewnętrzną rozmowę Gina i Shinsou i zaczęłaś ich relację. Po prostu chciało się to czytać nieskoczenie długo. Matsumoto z myszką świetnie sobie radzą - mają przecież siebie na wzajem i kawałek sera. Dobrze, że sobie poradziła sama. Ma w sobie sporo odwagi skoro pokonała swój strach w tak krótkim czasie. To wielki plus. Złośliwość względem Gina wyrażona wydaniem kasy - oryginalne. Spotkanie w kawiarence- świetne i doskonale wprowadza ich do akcji. Ogólnie to życzę Ci i wszystkim innym Szczęśliwego Nowego Roku (spóźnione życzenia :P) Do następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń