środa, 14 stycznia 2015

17. Blask przeszłości

          W jednej ze wschodnich dzielnic, w piątym okręgu Rukongai, mieszkał pewien człowiek, który zajmował się działalnością wszelaką – począwszy od handlu, a skończywszy na ciemnych interesach załatwianych na boku. Patrzył na świat spod przymkniętych powiek, poprawiając co chwilę zsuwające się z prostego nosa okulary. Siedział w swoim gabinecie i rozkoszował się spokojnym wieczorem po ciężkim dniu pracy. Z uśmiechem na twarzy liczył pieniądze, które udało mu się zarobić tego dnia.
- Dziś mi się poszczęściło Fuko, nie sądzisz? – zapytał swego sługi, który stał w drzwiach.
- Tak panie, interesy dziś szły wyjątkowo gładko – odparł poważnie starszy mężczyzna, którego twarz zdobiła drobna siateczka zmarszczek.
- Przynieś mi butelkę sake, potem jesteś wolny – powiedział gospodarz, gdy skończył liczyć pieniądze.
- Tak – odrzekł sługa i zniknął za drzwiami, by po chwili pojawić się z butelką przedniego trunku.
Mężczyzna został sam z alkoholem. Delektował się specyficznym smakiem napoju, z przyjemnością wciągał jego woń, przyjemnie drażniącą zmysł powonienia. Opadł wraz z butelką w miękkim, głębokim fotelu i oddał się rozmyślaniom. Wrócił myślami do szczęśliwych lat dziecinnych zabaw, gdy wraz z rodzeństwem wesoło baraszkował na podwórzu przed wielkim domem swojej rodziny. Pociągnął kolejny łyk sake i przegarnął swe białe włosy na głowie. Jako młodszy brat dostał zaledwie niewielki ułamek rodzinnego majątku, czego do tej pory nie mógł przeżyć. Pieniądze były wszystkim, co kochał, tylko one się liczyły i miały dla niego jakąkolwiek wartość. Sake powoli zaczynało krążyć w jego żyłach, czuł przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele.
- Dobrze, że Takao i Iwao nie żyją – pomyślał w końcu. – Dzięki temu więcej mi przypadło. – Uśmiechnął się do własnych myśli. Rozmyślania o majątku przerwało mu ciche pukanie do drzwi.
- Fuko to ty? Miałeś iść do domu! – zawołał zły, że ktoś odważył mu się przerwać odpoczynek.
- Tak, wielmożny panie Ichimaru, przepraszam, ale przyszła pilna wiadomość od pańskiej siostry – powiedział stary sługa i podał gospodarzowi list.
- Hmm… Czego może chcieć ta stara jędza? – powiedział głośno wyrażając swoje myśli. – Fuko, możesz już odejść – dodał spoglądając nagląco na swojego służącego.
- Tak, życzę dobrej nocy – powiedział mężczyzna i opuścił komnatę swego pana.
Ichimaru Yuji, bo tak się nazywał właściciel tego wspaniałego domu rozwinął papier, na którym jego siostra nakreśliła kilka pospiesznych słów. Czarne, drobne znaczki zlewały mu się w jedną wielką czarną plamę. Mężczyzna przetarł oczy i poprawił okulary. Czuł, że od wypitego sake zaczyna mu się lekko kręcić w głowie. W końcu udało mu się dostatecznie skoncentrować na przesłaniu listu. Kiedy skończył czytać, zmarszczył czoło i przez chwilę zapatrzył się w sufit. Potem zmiął papier i rzucił go za siebie traktując list, jak zwyczajny śmieć.
- Idiotka! Szuka problemów na siłę – mruknął i powrócił do swojej ukochanej butelczyny sake.
          Rangiku powoli szła w kierunku domu, nie spieszyła się, gdyż nie miała do kogo. Wiedziała, że najpewniej Gin jeszcze nie wrócił, więc perspektywa samotnego przesiadywania w czterech ścianach nie bardzo jej odpowiadała. W ramionach niosła zapakowane zakupy, z których była bardzo zadowolona. Nie mogła się doczekać aż pokaże się swojemu przyjacielowi w nowej jukacie. Ostrożnie dotknęła palcami różowej apaszki, którą miała na szyi i uśmiechnęła się na myśl, jak jest jej w niej do twarzy. Odrobina próżności na pewno nie zaszkodzi, a trochę radości w takiej chwili z pewnością się jej należy – tak myśląc szła nie zwracając szczególnej uwagi na otoczenie. Gdy przechodziła koło niewielkiego zagajnika usłyszała za sobą odgłosy czyichś kroków. Poczuła lekkie zdenerwowanie i przyspieszyła. Kroki za nią również przyspieszyły, w dodatku do jej uszu dotarły strzępki rozmowy. W końcu ktoś zawołał, przez co Rangiku odwróciła się gwałtownie. Szło za nią dwóch podrośniętych dzieciaków, niewiele starszych od niej.
- Hej, mała! Widzieliśmy, że zrobiłaś niezłe zakupy, może zostało ci jeszcze trochę kasy? – zapytał jeden z nich.
- Nic mi nie zostało – odpowiedziała szybko, myśląc o schowanych w kieszeni pieniądzach. – Wszystko wydałam.
- Na pewno? – zapytał drugi, obleśnie się przy tym uśmiechając.
- Na pewno – odparła cicho Matsumoto i cofnęła się kilka kroków przed nadchodzącymi.
- W takim razie może w jakiś inny sposób nam zrefundujesz to, że nie możemy sobie na tobie zarobić? – zapytał jeden z nich.
Rangiku przyciskała zapakowaną jukatę do piersi, starając się jak najszybciej znaleźć wyjście z tej nieprzyjemnej sytuacji. Było jasne, że ci dwaj chcą jej zrobić krzywdę.
- Taka ślicznotka, jak ty, nie powinna sama błąkać się po Rukongai – powiedział niższy.
- Nie jestem sama. Mój przyjaciel miał jeszcze coś do załatwienia w mieście i miał mnie zaraz dogonić – powiedziała szybko. Od napastników dzieliło ją zaledwie kilka metrów, znów cofnęła się ostrożnie o kilka kroków, uważnie ich obserwując.
- Mówiłem ci, że cię śledziliśmy. Byłaś sama – powiedział jeden z nich i wyciągnął w jej kierunku rękę.
- Nie dotykaj mnie! – syknęła i odskoczyła, gdy chłopak próbował złapać ją za ramię.
- O jaka odważna – powiedział drugi z ironicznym uśmieszkiem. – Lubię takie – dodał z uznaniem. 
Rangiku szybko oceniła swoje możliwości, a raczej ich brak. Napastnicy byli od niej więksi a przez to na pewno silniejsi. No i było ich dwóch, a ona była sama. Sama. 
- Cholerny Gin, nigdy go nie ma, jak jest potrzebny – pomyślała i wtedy ją olśniło. Przypomniała sobie, jak kiedyś w czasie wygłupów z przyjacielem przez przypadek kopnęła go poniżej pasa. Myślała wtedy, że go zabiła, tak bardzo Ichimaru zwijał się z bólu. Wiedziała już teraz, dzięki tamtemu zdarzeniu, co może zrobić. Jednak nawet jeżeli udałoby się jej w taki sposób pokonać jednego z nich, to pozostawał problem drugiego. Niestety nie miała więcej czasu do namysłu, ponieważ niższy z nich przysunął się do niej niebezpiecznie blisko. Usta wygięły mu się  paskudnym uśmiechu. Przesuwał spojrzenie po sylwetce dziewczyny, aż w końcu utkwił wzrok w jej dekolcie.
- Pokaż, co tam masz - powiedział, chwytając ją za ramię.
- Teraz, albo nigdy – pomyślała. – A masz! – wrzasnęła i z całej siły kopnęła go poniżej pasa. Chłopak momentalnie zgiął się w pół, upadł na ziemię, jęcząc z bólu. Drugi z napastników zdezorientowany patrzył to na leżącego towarzysza, to na stojącą nad nim dziewczynę. Podbiegł do niej, lecz nim zdążył jej cokolwiek zrobić, Rangiku wymierzyła mu porządny cios pięścią prosto w nos. Ofiara brutalnego ataku ukryła twarz w dłoniach, przez które sączyła się krew. Matsumoto stała chwilę oniemiała tym, co zrobiła, po czym puściła się szybko biegiem w kierunku drzew, by jak najszybciej uciec napastnikom. Biegła póki nie straciła sił. W końcu upadła na ziemię. Podczołgała się w kierunku krzaków, by tam się ukryć przed możliwym pościgiem. Oddychała szybko i nierówno po takim sprincie. Bolały ją płuca i gardło, a drżące mięśnie łydek zapowiadały nadchodzące bolesne zakwasy.
- Udało mi się – szepnęła. – Załatwiłam ich. – Zaśmiała się głośno z własnego triumfu, a na wspomnienie leżącego chłopaka, zwijającego się z bólu i drugiego trzymającego się za nos, ponownie wybuchła śmiechem. Ukryta w krzakach przeczekała kilka godzin, póki nie była pewna, że nikt jej nie goni. W końcu, gdy zrobiło się jej zimno, a ciało zdrętwiało od leżenia na ziemi, wstała i otrzepała ubranie ze ściółki leśnej. Udała się w kierunku domu, lecz szła okrężną drogą, co chwila przystawała i nasłuchiwała, czy nikt za nią nie idzie. Wreszcie po długiej wędrówce dotarła do upragnionego miejsca, które stało oczywiście puste. Kiedy znalazła się wewnątrz, zamknęła za sobą dokładnie drzwi i przysunęła do nich ciężką skrzynię, by zabarykadować się od środka.
- Jeśli Gin wróci dziś w nocy, to będzie musiał się przespać przed domem – mruknęła wściekła na przyjaciela. Przez całą tę przygodę czuła się oszukana przez Ichimaru. Przecież sam jej mówił, że będzie z nią i będzie ją chronił, a gdy groziło jej niebezpieczeństwo, jego nie było. I w takim ponurym nastroju, rozmyślając nad karą dla Gina, gdy ten już się pojawi, zasnęła na swoim miękkim posłaniu, okryta ciepłym kocem. Nowiutka jukata przewieszona przez oparcie krzesła czekała na dzień, w którym Rangiku ją na siebie włoży.
  Ichimaru Yuji smacznie spał w swoim fotelu, przytulając do siebie pustą już butelkę. Mówił też przez sen o interesach i różnych sprawach, które prześladowały go także w nocy. Nagle obudziło go dziwne przeczucie, że czegoś mu brakuje. Przejechał dłońmi po swoim brzuchu i doszedł do wniosku, że butelka zniknęła. Wtedy zamroczony jeszcze alkoholem dostrzegł blask ostrza, które odbijało się w świetle księżyca,  wpadającego przez jedno z okien. Ostrze, wycelowane prosto w niego, złowrogo zalśniło i sprawiło, że mężczyzna się przeraził. Strach potęgował fakt, że stał przed nim duch. 
- Ta… Takao…?  Bracie – wyjąkał. – To nie ja cię zabiłem! – zaczął krzyczeć. – Proszę nie zabijaj mnie! – wołał mężczyzna.
Ostrze niebezpiecznie błysnęło i zbliżyło się do czoła Yujiego, który przerażony patrzył na osobę, która dzierżyła miecz. Snop światła księżyca oświetlił jasne włosy i szczupłą sylwetkę chłopca. Siedzący na fotelu mężczyzna był przekonany, że stoi przed nim jego własny brat, który chce się zemścić. Twarz intruza pochyliła się nad Yujim tak, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Wtedy też mężczyzna ujrzał przed sobą krwistoczerwone źrenice, które ukazały mu się, gdy duch, który go nawiedził, otworzył szeroko oczy.
- Nie jestem Takao – powiedział powoli, obdarzające Yujiego zimnym uśmiechem.
- Jesteś d… demonem! – wrzasnął przerażony mężczyzna.
- Dla ciebie może i jestem demonem – odpowiedział niemalże wesoło. – Stryju…
Mężczyzna spojrzał zaskoczony na chłopca i w tym momencie go olśniło. Oto, przed nim stał syn jego brata. Dzieciak, którego wraz z rodzeństwem skazał na śmierć.
- Nie oddam ci moich pieniędzy, słyszysz?! One są moje… – zakrzyknął.
- Nie przyszedłem po nie  – odparł. – Tylko po to – powiedział i spojrzał na trzymany przez siebie krótki miecz. – Ta katana należała do mojego ojca, więc teraz należy do mnie. Niepotrzebnie ją sobie przywłaszczyłeś  – powiedział, uśmiechając się szeroko. Yuji poczuł zimne ostrze dotykające jego skóry na czole.
- Weź ją sobie, nie jest mi do niczego potrzebna – odpowiedział szybko.
- Też tak myślę… Po co trupowi jakakolwiek broń? – zapytał retorycznie. – Spoczywaj w niepokoju, w tym swoim piekle – dodał. – I przyślij mi pocztówkę.
Yujiemu ze strachu rozszerzyły się źrenice. Wiedział, że to jego koniec. Miał skończyć tak samo, jak Iwao. A wszystko to przez chciwość i zazdrość o najstarszego brata, który musiał spłodzić akurat takiego czerwonookiego demona.
- Nieee!!! – wrzasnął, lecz w tym samym momencie poczuł, jak zimne ostrze miecza łatwo przecina skórę na jego czole i wchodzi głębiej. 
- Moje pieniądze… – to była jego ostatnia myśl. Niestety tam, dokąd miał odejść nie mógł ze sobą niczego zabrać a zwłaszcza swoich ukochanych pieniędzy. Gin stał chwilę nad ciałem swego stryja, a na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech. Wytarł miecz o leżący obok koc.
- Jesteś zadowolony? – usłyszał głos swojego zanpakutou.
- Tak – odpowiedział.
- W końcu mam formę, do której mogę przejść – wymruczał Shinsou. – Od teraz miecz twojego ojca jest mną, a ja jestem tobą – dodał jeszcze i umilkł.
Ichimaru podszedł do okna i wyskoczył przez nie. Noc skryła go w swych ciemnościach.
- Czas wracać do domu – pomyślał. – Rangiku na pewno zdążyła już się stęsknić.

czwartek, 1 stycznia 2015

16. Lis i wpływ shinigami

Noc. Uwielbiał noce, ich chłód i ciemność. To, co jest znane, budzi w nas poczucie bezpieczeństwa. Nawet samotność, która towarzyszyła mu od dziecka - pozbawiony matki, a potem całej rodziny - nauczył się żyć z nią w przyjaźni. Teraz jednak Ichimaru czuł, że jest na tyle silny, iż może pomścić w końcu swojego ojca, a także odzyskać to, co mu się należało. Przedzierał się leśnymi ścieżkami na północ. Wysoko nad nim świecił księżyc w pełni, rzucał blaski na drzewa, które ukrywały w swym cieniu szybko sunącą postać. 
- Nie jesteś sam – odezwał się głos.
- Kim jesteś? – zapytał chłopiec przystając.
- Kim? To dobre pytanie mój mały… Jestem zabójcą i obrońcą, jestem twoimi pragnieniami, marzeniami, siłą, do której dojrzewasz – powiedział cicho.
- Nie rozumiem – odparł Gin, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Oszalałem? – zapytał sam siebie i upadł na kolana. Złapał się za głowę, poczuł przeszywający ból, po czym zapadł się w ciemności. Kiedy ból minął, chłopiec otworzył oczy. Nadal znajdował się w lesie, lecz szybko pojął, że jest to całkiem inne miejsce niż to, w którym znajdował się chwilę wcześniej. Rozglądał się powoli i ostrożnie dookoła, wstając. Drzewa były podobne, liście powiewały na wietrze, jednak Gin nie wyczuwał najmniejszych ruchów powietrza. Spojrzał na niebo i otworzył szerzej oczy. Nad nim górowały trzy księżyce, każdy w innej kwadrze. Jeden w pełni znajdował się pośrodku, drugi znowu wyglądał jak jego cienki wycinek. Trzeci natomiast stanowił idealnie wykrojoną połowę okręgu. Wpatrywał się w nie przez chwilę dopóki nie zauważył ruchu na jednej z gałęzi. Szybko zwrócił wzrok w tym kierunku. Jego oczom ukazało się niewielkie zwierzę pokryte białą sierścią. Chłopiec zauważył, że zwierzęciem tym jest lis, który z wysoko podniesionymi ogonami, przypatrywał mu się z wyraźnym zainteresowaniem. 
- Nie oszalałeś – odezwał się lis głosem, który Ichimaru zdążył już tak dobrze poznać.
- Kim jesteś? – Padło pytanie.
- Jestem twoim instynktem, twoim drugim ja, lub jak wolisz, jestem duchem twojego pogromcy – szepnął groźnie i zgrabnie zeskoczył z drzewa. Podszedł powoli do Gina i okrążył go, ocierając o niego niczym kot. – Boisz się mnie? – zapytał patrząc chłopcu prosto w oczy.
- Jeżeli jesteś mną to powinienem się ciebie obawiać, lecz z drugiej strony wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Sam sobie krzywdy nie zrobisz – odparł.
- Czemu powinieneś się mnie obawiać, chłopcze? – zapytał lis, a Gin miał wrażenie, jakby pysk ułożył się zwierzęciu w przewrotnym uśmiechu.
- Skoro jesteś mną, to naturalne, że wzbudzasz strach. Mnie się boją wszyscy – powiedział Ichimaru odwzajemniając uśmiech.
- Nie wszyscy, chłopcze. Nie wszyscy… – powiedział duch.
- Nie? A któż się mnie nie boi? – zapytał , gdyż był przekonany o tym, iż wzbudza strach u każdego.
- Rangku – syknął lis wprost do ucha Gina. – I ten shinigami… – dodał po chwili.
- Shinigami? – zapytał Ichimaru.
- Tak. To spotkanie z nim wpłynęło na to, że przebudziłem się wcześniej. Nim moja forma dojrzeje minie trochę czasu, lecz już teraz z moją pomocą możesz stać się potężnym wojownikiem – powiedział. – Chcesz tego –  stwierdził. Dziewięć ogonów syknęło cicho w zadowoleniu. Gin przyjrzał się im uważnie. Każdy z nich był zakończony głową węża. Z ust wysuwały się im cienkie, rozdwojone na końcach języki. 
- Jak to spotkanie wpłynęło na twoje przebudzenie? – zapytał zaciekawiony, wracając do tematu rozmowy. 
- Ten shinigami – lis prychnął, jakby mówił o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym – posiadał ogromną ilość reiatsu, którą uwolnił przy spotkaniu z tobą. To był dla mnie bodziec, by się przebudzić
- Rozumiem – szepnął.
- Gin, znam twoje pragnienia. Pomogę ci. Razem będziemy wzrastać w siłę i osiągać cele.
Ichimaru wyciągnął niepewnie dłoń w kierunku zwierzęcia. Ten, widząc gest chłopca, opuścił głowę i pozwolił mu położyć rękę na swoim czole.
- Jak… – zawahał się na chwilę. – Jak mam cię nazywać? – zapytał.
- Zapamiętaj to dobrze. Moje imię to Shinsou – powiedział głucho.
Gdy Ichimaru usłyszał imię lisa poczuł, jak wciąga go wir powietrza. Po chwili ponownie leżał w lesie, lecz tym razem nad nim świecił tylko jeden księżyc, którego światło padało na jego bladą twarz.
Rangiku przewróciła się na drugi bok i otworzyła oczy. Coś było nie tak. Skupiła swoją uwagę na otoczeniu, by po chwili poderwać się z posłania. Drapanie. Znów ten sam dźwięk.
- Mysz!!! – krzyknęła i wybiegła z domu. – Gin! – zawołała stojąc przed domem.
Po chwili dotarło do niej, że nie widziała chłopca w środku domu, więc doszła do wniosku, że wyszedł. Obróciła się dookoła, lecz nigdzie go nie dostrzegając, ponownie zawołała imię przyjaciela. Odpowiedziało jej jedynie echo.
- Głupie echo – mruknęła. – Gdzie on mógł… Znów to samo! – krzyknęła zła, gdy zdała sobie sprawę, że Gin przepadł gdzieś kolejny raz.
Zdarzało się to wcześniej już kilkakrotnie. Za każdym razem Rangiku wyczekiwała powrotu towarzysza w domu, nigdzie się nie ruszając. Bała się samotności, tak samo też bała się o niego. Jednak tym razem postanowiła, że będzie inaczej.
- Dobra, najpierw trzeba się pozbyć myszy – powiedziała do siebie i ruszyła w stronę rosnących opodal drzew. Znalazła sporej wielkości kij, chwyciła go i z zaciętym wyrazem twarzy wkroczyła do domu. Nasłuchiwała, skąd dochodziło drapanie. Cisza. Rangiku wyostrzyły się zmysły, pilnie słuchając i wtedy, w kącie po lewej stronie, usłyszała cichy pisk. Przerażona, sama pisnęła i wskoczyła na krzesło. Serce jej mocno waliło, miała przyspieszony oddech. Ręka trzymająca kij lekko się trzęsła.
- Głupia! Jak możesz się bać myszy?! – krzyczała do siebie. – Odwagi! – powiedziała i ostrożnie zeszła z krzesła. Zaczęła bardzo powoli zbliżać się do miejsca, z którego dochodziły ją odgłosy wydawane przez małego gryzonia. Przy każdym kolejnym kroku czuła, jakby serce zaraz miało jej wyskoczyć z piersi. Obawiała się, że mysz także to usłyszy i spłoszona ucieknie. Matsumoto dotarła odpowiednio blisko kryjówki szarego gryzonia. Dostrzegła małą myszkę, która niczego nieświadoma zajadała kawałek sera, który widocznie wykradła z wątłych zapasów chomikowanych w domu. 
- Ty mała złodziejko – pomyślała Rangiku. – To mój ulubiony ser – podniosła kij do góry, wycelowała i... - Jest! Mam cię! – wykrzyknęła triumfalnie dwie godziny później. Zmęczona, spocona i zakurzona, opadła na podłogę głęboko oddychając. W końcu, po tak długim czasie, udało się jej pokonać mysz.
- Wygrałam, ty mała, wredna, futrzana kreaturo – wysapała, przymknęła powieki a na ustach pojawił się uśmiech. – Nie potrzebowałam tego nadętego głupka, sama dałam sobie radę – szepnęła i zapadła w sen.
     Po przebudzeniu usiadła, masując obolałe plecy, doszła do wniosku, że spanie na podłodze nie jest wcale takie wygodne, jak jej się wcześniej zdawało. Zastanawiała się, co robić. Zazwyczaj oddałaby się zwyczajnemu lenistwu, ale tym razem czuła w sobie tyle energii, że nie chciała jej zmarnować. Potrzebowała zajęcia, by nie popaść w odrętwienie, które dopadało ją zawsze, gdy Gin znikał.
- Nienawidzę cię za to – mruknęła do Ichimaru, który przecież i tak nie mógł jej usłyszeć. – Skoro mnie zostawiłeś, to muszę się jakoś pocieszyć. – Rangiku ze złośliwym uśmieszkiem przeszła na środek izby i odsunęła niski stolik, który tam stał. Podwadziła jedną z desek podłogi i wyciągnęła zwitek pieniędzy, który schowała za pasem.
- Czas na zakupy! – zawołała i wybiegła z domu, by dotrzeć jak najszybciej do miasta.
     Matsumoto weszła do miasta z wysoko podniesioną głową, kierowała się w stronę ulicy handlowej. W głowie ułożyła sobie już pełną listę zakupów. Zamierzała wydać wszystkie pieniądze, miała nadzieję, że w ten sposób ukarze Gina, gdy ten wróci. Kiedy znalazła się już na odpowiedniej ulicy, z radością przyglądała się wystawom sklepowym. Niebieskie oczęta błyszczały na widok pięknych materiałów i dodatków w sklepie z ubraniami, a smakowite zapachy dochodzące z jednej z restauracji drażniły przyjemnie jej zmysły. Dziewczynka postanowiła najpierw wejść do sklepu z ubraniami. Koniecznie chciała sobie kupić nową jukatę, bo stara robiła się już trochę ciasna. Zastanawiało ją to przez pewien czas, aż w końcu doszła do wniosku, że zaczyna dorastać i stawać się kobietą. W sklepie był ogromny wybór najróżniejszych strojów w różnych rozmiarach i fasonach. W końcu zdecydowała się na śliczną różową jukatę haftowaną delikatnym kwiecistym ornamentem. To delikatne, jedwabne cudo tak jej się spodobało, że bez żalu zapłaciła za nie połowę pieniędzy, które miała przy sobie. Odebrała ładnie zapakowaną paczuszkę od sprzedawczyni i zadowolona z zakupu chciała wyjść ze sklepu, lecz w drzwiach się z kimś zderzyła. Potem poczuła tylko znajomy szum w uszach.
- Hej, dziecko, obudź się! – Usłyszała ciepły męski głos i poczuła, jak ktoś delikatnie potrząsa jej ramieniem.
Rangiku z trudem uchyliła powieki i zobaczyła twarz mężczyzny, który się nad nią pochylał. Miał ostre spojrzenie i spoglądał na nią, jakby nie bardzo wiedział, co z nią począć. Po chwili zza jego pleców odezwało się cmokanie i Matsumoto zauważyła dziewczynę z niezwykle zielonymi włosami.
- Kensei! – zawyła. – Jak mogłeś staranować dziecko? – Kobieta ułożyła usta w dzióbek, po czym wyciągnęła w stronę Matsumoto papierową torebkę. – Poczęstuj się – powiedziała.
- Phi! – Mężczyzna prychnął lekceważąco, patrzył na towarzyszkę ze złością. – Wcale jej nie staranowałem, sama na mnie wlazła! – krzyknął wskazując palcem Rangiku, która przerażona, przełknęła głośno ślinę.
- Widzisz, Kensei, przestraszyłeś ją. Jesteś głupi! – zawołała i wypięła na niego język.
- Dzieciaku, przestraszyłem cię? – zapytał Rangiku, patrząc na nią, jakby miał zamiar co najmniej ją poćwiartować i spalić. W dodatku jego szalony uśmiech spowodował, że dziewczynka jeszcze bardziej zaczęła się bać.
- Przestraszyłem cię, czy nie?! – wrzasnął na Matsumoto.
- N… nie proszę pana – powiedziała prędko.
- Mashiro, wcale się nie znasz na dzieciach – powiedział do kobiety, po czym wstał i wyszedł ze sklepu. Rangiku dopiero wtedy odważyła się sięgnąć do papierowej torebki, gdyż nagle poczuła ogromny głód. 
- Zemdlałaś przez reiatsu Kenseia, chwilę wcześniej go zdenerwowałam i kapitana trochę poniosło – powiedziała.
- Kapitana? – zapytała nieprzytomnie.
- Tak, to był Kensei, kapitan dziewiątej dywizji. Dziwak z niego okropny, ale wcale nie jest straszny, tyko takiego zgrywa. Lubi, jak inni się go boją – powiedziała z uśmiechem.
- To on jest shinigami? – zapytała Rangiku po zjedzeniu pysznego cynamonowego ciastka.
- Tak, ja też, ale jestem tylko porucznikiem i wiesz co… 
- Co?
- Ty chyba też powinnaś – powiedziała. – Posiadasz energię duchową i dobrze by było, gdybyś nad nią panowała.
- Mashiro!!! – rozległ się przed sklepem głos kapitana.
- Już idę Kensei! – zawołała i zostawiła zaskoczonej dziewczynce torbę z ciastkami.
- Zwracaj się do mnie z szacunkiem idiotko!
- Kensei, a kupisz mi lody truskawkowo czekoladowe?
- Nie!
- Dlaczego?
- Bo nie! 
    Krzyki tej interesującej dwójki jeszcze przez chwilę dochodziły do uszu Rangiku. Dziewczynka uśmiechnęła się na myśl o tej zabawnej parze. Ten cały kapitan trochę ją przerażał, ale jego stosunki z panią porucznik wydały się jej całkiem zabawne.
- To tak wyglądają kapitanowie i ich porucznicy – mówiła do siebie cicho, gdy przechadzała się między stoiskami z różnymi drobiazgami. – On na nią krzyczy, a ona nic sobie z tego nie robi i wcale się go nie boi… Fajnie – pomyślała i podeszła do niewielkiego straganu z dodatkami. Jej uwagę zwróciły apaszki, które wisiały na jednym z wieszaków.
- Hmm… Ten szalik od Gina już się trochę zniszczył… Och – westchnęła, gdy ujrzała różową niewielką apaszkę, która powiewała wśród innych na wietrze. – Taka sama, jak tej shinigami – powiedziała na głos.
- Podać coś młodej panience? – zapytała staruszka, która sprzedawała przy tym stoisku.
- Tak. Poproszę tę różową – powiedziała i pokazała upatrzony przez siebie dodatek.
- Proszę bardzo – odpowiedziała kobieta i podała dziewczynce apaszkę.
Rangiku zapłaciła za nią i zadowolona z zakupów postanowiła kupić jeszcze coś do jedzenia i wrócić do domu. Cieszyła się bardzo ze swoich małych zdobyczy. Ciągle także była pod wrażeniem spotkania z shinigami, na których wpadła. Przewiązana na szyi chustka przypominała jej niezwykłą, tryskającą energią, kobietę. Słowa Mashiro brzmiały w jej pamięci niczym echo.
- Shinigami… – mruknęła Rangiku idąc leśną ścieżką. – Mashiro  – szepnęła.
    Los bywa pokrętny. Shinigami, których Gin i Rangiku spotkali na swojej drodze mieli wiele wnieść w ich przyszłe życie. Żadne z nich jeszcze nie było świadome tego, jak te spotkania wpłynęły na ich wyobrażenie o shinigami a także o wielu innych sprawach, które ich do tej pory nie dotyczyły.


Moi drodzy w nadchodzącym Nowym Roku życzę Wam wszystkim wiele szczęścia, radości i uśmiechu, niech fantazja będzie z Wami i nigdy wena was nie opuszcza! :)