wtorek, 11 września 2012

Prolog



Pustynia odbiera życie podróżnikom. Słońce wypala ich chęć do życia, wiatr łamie ich wolę przetrwania, piasek odbiera zdolność poruszania się a nocny ziąb nie pozwala zasnąć. Jeśli jednak zagubiony w piaskach człowiek zaśnie, obudzi go żar lejący się z nieba i znów zaczyna dzień wędrówką, szukając schronienia, delikatnego cienia, gdzie mógłby się skryć choć na chwilę. Kości tych, którzy poddali się woli tego pustkowia bielą się w słońcu. Mała postać ostatkiem sił szła przed siebie, potykała się co chwilę, jednak nie miała zamiaru się poddać. Po każdym upadku podnosiła się na nowo, jej ruchy stawały się coraz powolniejsze, chwiejnym krokiem parła naprzód.       
                                                                                 
- Jeszcze trochę, dam radę – mówiła do siebie. Nie udało się. Upadła na wznak. Dziewczęca twarzyczka spojrzała na niebo. Po błękitnym przestworzu sunęły chmury. Z niebieskich, dziecięcych, oczu popłynęły łzy.
- Czy to koniec? – zapytała samej siebie. Nikt na tym pustkowiu nie udzielił jej odpowiedzi. Powieki ciążyły jej coraz bardziej, aż w końcu całkiem opadły.
   
       Dziecku wydawało się, że słyszy męski głosy wokół siebie, lecz była zbyt zmęczona, by zareagować w jakiś sposób. Chciała poprosić o pomoc, o coś do jedzenia, a przede wszystkim o wodę. Tak bardzo bowiem piekło ją gardło, że nie mogła oddychać. Jednak nikt jej nie pomógł, a ona, zmęczona, wyczerpana czuła, jak powoli uchodzi z niej resztka sił. Głosy ucichły, oddalając się od leżącej dziewczynki, która próbując wydobyć z siebie głos, straciła przytomność. Zemdlenie na pustyni kończy się zwykle jednym...
                                               
      Piasek parzy stopy, obciera skórę, pieką przez niego oczy. Wszędzie go pełno, piasek jest tu jedynym władcą, nikt nie ma nad nim przewagi. Jednak ktoś dzielnie z nim walczy, prze naprzód, nie zwraca na niego uwagi. Jest niezależny od niego. Przymknięte oczy nie obawiają się ni piasku ni kurzu, wiatr nie jest w stanie go złamać. Srebrnowłosy chłopiec zatrzymał się nagle. Czyżby pustynia i jego miała zatrzymać tylko dla siebie? Nasz mały podróżnik, rozglądając się powoli dookoła, dostrzegł w oddali leżącą postać, nad którą nachylało się kilku mężczyzn odzianych w czarne szaty. Skrył się za wyschniętym krzakiem, który stracił prawie wszystkie liście. Chłopiec zdziwił się nawet, co taka roślina robi na takim pustkowiu, na którym żadne inne życie nie było w stanie przetrwać. Patrzył chwilę spod zmrużonych powiek w stronę grupki ludzi.
- Ech, znów ktoś padł na tej pustyni – rozmyślał – za kilka godzin już pewnie nie będzie po nim śladu. Uśmiechnął się do swoich myśli. Nie zależało mu na żadnym istnieniu, troszczył się tylko i wyłącznie o siebie.
– Dobrze, że udało mi się znaleźć kilka owoców, będę mógł dzięki nim tutaj przetrwać. Zaraz. Co to było? – Chłopiec poczuł w powietrzu dziwną energię, rozgarnął delikatnie gałązki, za którymi się ukrywał i obserwował, jak mężczyźni odziani w czerń wyciągają z ciała leżącego dziecka dziwną kulę emitującą energię. Po chwili mężczyźni ulotnili się tak szybko, że srebrnowłosy nie zdążył nawet dostrzec ich ruchów. Przez kilka minut nie ruszał się ze swej kryjówki, po czym, wiedziony ciekawością, powolnym krokiem zaczął się zbliżać do leżącej postaci. Zauważył, że było to jeszcze dziecko. Dziewczynka miała na sobie zniszczone ubranie, lekko już przysypane piaskiem. Rude włosy delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru. Podszedł bliżej, zastanawiał się przez chwilę, co zrobić. Nie miał w zwyczaju pomagać innym, ale ta mała dziewczynka poruszyła jakąś nieznaną nutę w jego duszy. Może to było jej chude ciało, lub też niezwykła energia duchowa, którą wyczuł, gdy  odziani na czarno mężczyźni wyciągnęli z jej duszy. Nie wiedział, czemu, ale postanowił jej pomóc. Pochylił się nad drobną postacią z uśmiechem, wyciągając w jej stronę słodki owoc.
- Zjedz – usłyszała nad sobą dziewczynka. Myślała, że to kolejne przywidzenie, ale gdy ponownie rozległ się ten sam głos, poczuła zapach dziwnego owocu, spojrzała na chłopca, który się nad nią pochylał. Miał szczupłą twarz, srebrne włosy gładko opadały na czoło. Rudowłosa nie mogła uwierzyć, że naprawdę ktoś się nad nią pochyla i proponuje jej jedzenie. Usta chłopca rozciągnęły się w uśmiechu, gdy dostrzegł, że dziewczynka odzyskuje przytomność.
- Skoro zemdlałaś z głodu, musisz posiadać moce duchowe – rzekł srebrnowłosy.
-Ty...Też...?–zapytała słabym głosem.
- No. Ja też. – odpowiedział – Ichimaru Gin, miło mi.
- Gin... Dziwne imię. Matsumoto Rangiku – powiedziała dziewczynka, po czym zaczęła jeść podsunięty przez chłopca kawałek owocu. 


2 komentarze:

  1. To opowiadanie jest najlepsze z wszystkich innych opowiadań! Na Onecie przeczytałam wszystkie rozdziały i z niecierpliwością wyczekiwałam na kolejne... A teraz tutaj będzie tak samo. Kyaa! I chętnie przeczytam to jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochalam sie w twoim opowiadaniu jeszcze na onecie, ale nie prowadzilam wtedy wlasnego bloga wiec uznawalam ze niepotrzebne jest komentowanie ;__;
    Ale teraz kiedy juz sporo rozdzialow jest przeniesionych, pora odswierzyc wspomnienia i wyrazic swoje zdanie ^^
    Achhh slodkie dzieciaki! Swietnie opisalas sytuacje panujaca na pustyni, marne szanse na przezycie i wgl ta beznadziejnosc polozenia! Bardzo obrazowo

    OdpowiedzUsuń