Na pustyni, w jednym z licznych okręgów Rukongai, powiewał delikatny wiatr. Poruszał on jasnymi kosmykami włosów dziewczynki wtulonej w srebrnowłosego chłopca. Ich drobne, dziecięce ciałka wtulone w siebie poszukiwały ciepła i ochrony.
Gin poruszył się i przewrócił z boku na plecy, uniósł prawą powiekę i spojrzał w jasne niebo. Kilka pojedynczych obłoków leniwie wędrowało nad nim. Zapatrzył się w ich kształty, bawiąc się wyobraźnią. Stara zabawa jak świat, znana wszystkim dzieciom. Była to jego ulubiona zabawa, gdyż nie potrzebował do niej nikogo – był samowystarczalny. Obserwował jeden z obłoków. Była to niewielka biała chmurka, kształtem przypominająca zwierzątko. Przez chwilę zastanawiał się, jakie może to być stworzenie. Miało niewątpliwie cztery nogi i długi ogon. Powiewający wietrzyk przekształcił odrobinę obłoczek w wyniku czego można było dostrzec głowę, która należała do zwierzątka zrodzonego się w wyobraźni chłopca.
Kiedy jego głos rozległ się wokoło i wrócił jako echo, dziewczynka, śpiąca obok, uniosła powieki i przetarła piąstkami oczy. Następnie rozejrzała się powoli dookoła, starając przypomnieć sobie, co robi w takim miejscu. Zaspanej rudowłosej, w końcu przypomniał się wczorajszy dzień, towarzyszący mu smutek i samotność, a także radość i nadzieja, które zagościły w jej sercu, gdy spotkała tego dziwnego chłopca.
- Jaki lis? – zapytała.
- Patrz, tam! Na tę chmurkę. To lis – odpowiedział chłopiec, wskazując palcem prawej ręki, przesuwający się leniwie obłok.- To nie lis. To przecież kot - odpowiedziała pewnym siebie głosem dziewczynka.
- Jaki kot?! – oburzył się Gin. – Widziałaś kiedyś takiego kota? Przecież widać, że to lis.
- Ja ci mówię, że to kot. – Mała dziewczynka obstawała uparcie przy swoim. – Lisy są niedobre, a to jest dobra chmurka. – Rangiku uśmiechnęła się naiwnie i spojrzała na Gina. – Zagrajmy w nożyce, papier, kamień. Kto wygra, ten miał rację.
Gin słysząc propozycję dziewczynki prychnął pod nosem.
- W co? To gra dobra dla dzieciaków – odpowiedział chłopiec.
- Dorosły się odezwał... – Obrażona Rangiku wstała i otrzepała swoje ubranie, które było w opłakanym stanie – Stchórzyłeś, więc to ja miałam rację! – zaśmiała się i spojrzała wyzywająco na chłopca.
Ichimaru, jakimkolwiek nie byłby ignorantem, takiej zniewagi znieść nie mógł, tym bardziej oskarżenia wypowiedzianego przez mniejszą od niego dziewczynkę. Dziewczynkę!
- Coś ty powiedziała? – Ichimaru wstał. Otworzył oczy i przenikliwie spojrzał na nią swoimi jasnymi źrenicami. Rangiku przez chwilę poczuła się niepewnie, jednak po chwili przypomniała sobie, że to właśnie Gin uratował ją poprzedniego dnia. Przytulił ją także wieczorem, by nie zmarzła. Pewność siebie wróciła.
- Powiedziałam, że stchórzyłeś – mówiąc to, zadarła główkę do góry, by spojrzeć chłopcu w oczy. Ichimaru spojrzał nachylając się odrobinę, był bowiem o pół głowy wyższy od dziewczynki i uśmiechnął się w swój charakterystyczny sposób, którego Rangiku nie miała jeszcze okazji poznać. Był to zimny uśmiech osoby pewnej swoich racji, wywołujący nieprzyjemne uczucie u rozmówcy. Uśmiech - maska, który skrywał wszystkie myśli.
- Nie jestem tchórzem – wyszeptał zimno. Zauważył, że oczy dziewczynki się zaszkliły. Szybko się zreflektował i uśmiechnął się wesoło. Położył dłoń na jej ramieniu i zerknął do góry na obiekt, który wywołał tę nieprzyjemną sytuację.
- Rangiku, zagrajmy. Udowodnię ci, że miałem rację. – powiedział tym razem już wesoło.
Uśmiech wrócił na twarz dziewczynki. Przez chwilę czuła się bardzo niepewnie, nie wiedziała co ma myśleć. Przestraszyła się zimnego spojrzenia, jakim obdarzył ją Gin, a także zimnego głosu, w którym pobrzmiewała niebezpieczna nuta. Jednak wszystkie przykre myśli umknęły z chwilą, gdy zobaczyła ten „dobry” uśmiech swego towarzszysza.
Para ustawiła się naprzeciw siebie ze schowanym prawymi dłońmi za plecami. Po chwili dało się słyszeć dwa głosy, które odliczały:
- Raz! Dwa! Trzy! – Dwie wyciągnięte dłonie pokazały się między nimi, obie były zaciśnięte w pięści.
- Jeszcze raz! – zawołała ożywiona dziewczynka.
- Raz! Dwa! Trzy! – Rozległo się ponownie po okolicy. Tym razem dwie rozwarte dłonie pojawiły się między chłopcem a dziewczynką.Zabawa trwałaby zapewne o wiele dłużej, gdyby nie przerwał jej dziwny dźwięk. Dźwięk, przypominający burczenie, wydobywający się z brzucha niebieskookiej. Rangiku chwyciła się za brzuch, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Gin spojrzał na nią przekrzywiając głowę.
- Chyba jesteś głodna – powiedział.
- Nie, wcale! – odpowiedziała prędko Rangiku, lecz nie dane jej było dopowiedzieć nic więcej, gdyż znowu rozległo się burczenie. Dziewczynka cała spłonęła rumieńcem. Ginowi zdawało się, że nawet jej włosy przybrały bardziej czerwony odcień. Nie namyślając się długo, chłopiec chwycił swą towarzyszkę za rękę i pociągnął ją za sobą.- Nie mam już nic do jedzenia, ale może uda nam się w końcu opuścić pustynię. Kiedy do zrobimy, to na pewno znajdziemy jakieś pożywienie – rzekł chłopiec i nie oglądając się na niebieskooką szedł raźnym krokiem.
Myślał o niej. Czuł się przy Rangiku swobodnie. Zauważył nawet, że udało mu się spokojnie przespać całą noc przy jej boku, co trochę go zdziwiło. Nie był przyzwyczajony do posiadania towarzystwa, zawsze był sam. Gdziekolwiek się pojawił nie potrafił nawiązać kontaktu z innymi dziećmi, które go unikały. Wyczuwały bowiem, że Ichimaru jest inny. Inność natomiast wywołuje niepewność, a od niej do strachu jest już niedaleko. Chłopiec nie potrafił zrozumieć czemu tak się dzieje. Na początku bardzo się starał, próbował zabawy z innymi, jednak szybko zauważył, że jest niemile widziany. Nauczył się zatem żyć sam, sam sobie był przyjacielem i towarzyszem zabaw. Z czasem przestało mu zależeć na innych, nie potrzebował ich, ponieważ oni nie potrzebowali jego. Człowiek, by być szczęśliwym musi czuć się potrzebnym. Gin tego nie rozumiał. Żył samotnie, bez nikogo i tak mu było dobrze – tak sobie wmawiał. Jednak teraz, idąc z uratowaną przez siebie dziewczynką przez pustynię, zaczął uświadamiać sobie, że brakowało mu towarzystwa drugiego człowieka. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, dlaczego źle sypiał przez ostatnie lata. Jeszcze wczoraj miał zamiar pobawić się z nią tylko trochę, by potem ją zostawić. Myślał, że tak będzie najlepiej, gdyż jego natura samotnika na dłuższą metę nie zniosłaby towarzystwa jednej i tej samej osoby. Poza tym przykre doświadczenia z przeszłości mówiły mu, że prędzej czy później, dziewczynka sama odejdzie, tak jak wszyscy, do których zbliżył się w przeszłości. Już dzisiaj, przez moment widział w jej oczach to spojrzenie, z jakim spotykał się wcześniej. Postanowił, że dopóki Rangiku z nim jest, będzie korzystał z jej obecności, tyle ile tylko będzie mógł. Chciał jak najpełniej odczuć obecność drugiej osoby.
- Rangiku, opowiedz mi o sobie. – Chłopiec zwrócił się do swej towarzyszki.
- Niewiele wiem. Nie pamiętam niczego, prócz wędrówki po tej pustyni. Potem spotkałam ciebie i to tyle – odpowiedziała smutno rudowłosa.
- To znaczy, że nie masz rodziny? – zapytał Gin niepewnie. Sam nie wiedział, czemu ale serce biło mu odrobin ę szybciej. Bał się. Czego? Odpowiedzi. Rangiku przez chwilę milczała. Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, jednak nie mogła. Tak bardzo chciałaby mieć kogoś bliskiego, lecz wyglądało na to, że była całkiem sama.
- Nie pamiętam nic. Tego, żebym miała rodzinę również – odpowiedziała po dłuższej chwili. Pociągnęła przy tym nosem. Rozmyślała nad swym losem. Smutny był to los, dopóki nie spotkała Gina.
Kiedy Ichimaru usłyszał odpowiedź, poczuł, jak całe napięcie opada. Ulżyło mu. Ucieszył się, że dziewczynka jest sama. Było to bardzo egoistyczne podejście, jednak nie można się dziwić dziecku, które przez tyle lat było samo. Cieszył się w duchu, iż Rangiku nie ma nikogo. Oznaczało to, że nikt mu jej nie odbierze. Nikt się o nią nie upomni. Niewiele myślał o tym, jak samotna musiała czuć się dziewczynka zanim go spotkała. Dla Gina liczyło się co innego, a mianowicie fakt, iż rudowłosa nie zniknie nagle zabrana przez jakiegoś dorosłego.
- Ale teraz mam ciebie – nieśmiało dodała po chwili niebieskooka, na co Ichimaru uśmiechnął się jeszcze szerzej i odpowiedział jej cichym, pełnym zadowolenia mruknięciem:
- Taa...
Dalej, szli w milczeniu, wciąż trzymając się za ręce. Każde z nich było pogrążone we własnych myślach. Wędrówce towarzyszyły jedynie burczenia, wydobywające się z brzuchów, nasilające się uczucie głodu i pragnienia. Kilka kilometrów przed nimi na horyzoncie zamajaczyły drzewa.
- Rangiku, już prawie dotarliśmy do skraju pustyni! – zawołał szczęśliwy chłopiec. – Na pewno znajdziemy tam coś do jedzenia i picia.
- Pospieszmy się, Gin! – zawołała rozradowana dziewczynka i przyspieszyła kroku. Pomimo zmęczenia i głodu poczuła, jak wstępują w nią nowe siły.
Gdy dotarli na skraj pustyni, poczuli przyjemnie orzeźwiający podmuch wiatru od strony drzew. Z uśmiechami na twarzach weszli w głąb lasu. Gin rozglądał się za czymś, co można byłoby zjeść. Cień rzucany przez drzewa przyjemnie chłodził ich rozgrzane na słońcu ciała, a szumiące liście przyjemnie koiły nerwy. Radosny śpiew ptaków rozchodził się wokoło. Miejsce pełne życia i zieleni było wspaniałą odmianą, która niezwykle cieszyła dwójkę dzieci. Kluczyli między wysokimi drzewami, idąc w stronę, z której przebijało światło. Rośliny były tam rzadsze i niższe. Po kilku minutach stanęli na niewielkiej polanie. Widok, jaki się im ukazał był niewyobrażalny. I Rangiku, i Gin stanęli, jak wryci. Podziwiali niecodzienny widok. Ich oczom ukazała się niewielka polana, za którą rozlewało się wielkie jezioro otoczone drzewami i krzakami. Na łące zaś rosła soczyście zielona trawa, a także niezliczona ilość kolorowych kwiatów. Natomiast jezioro zdawało się być zaczarowanye, promienie słoneczne odgrywały swoją sztukę na tafli wody, która iskrzyła się niczym pogrążona w ogniu zachodzącego słońca. Po dłuższej chwili dało się usłyszeć westchnięcie z ust niebieskookiej.
- Gin, jak tu pięknie...
- Taa... – odparł chłopiec i rozejrzał się dookoła, dostrzegł niedaleko drzewo, na którym czerwieniły się owoce. – Ran, odpocznij tu, a ja pójdę zerwać jabłka – powiedział, wskazując dziewczynce niewysokie drzewo.
Rangiku usiadła na łące i wpatrywała się w wodę. Pomimo, że zawitała już jesień było ciepło.
Po paru minutach obok niej pojawił się Gin z naręczem czerwonych jabłek. Wyglądały wyjątkowo smakowicie. Chłopiec położył je obok rudowłosej i usiadł obok. Podał jej jedno, po czym wziął sobie największe spośród wszystkich i wgryzł się w nie swoje białe drobniutkie ząbki.
- Pyszne. – Uśmiechnął się i dalej jadł owoc. Rangiku poszła za jego przykładem. Jabłka zaspokoiły ich głód, a słodki smak soczystych owoców zrekompensował im długą drogę, jaką musieli przebyć.
- Gin, one są przepyszne – powiedziała niebieskooka z zachwytem, po czym nieśmiało ucałowała chłopca w policzek. – Dziękuję – wyszeptała.
- Rangiku, opowiedz mi o sobie. – Chłopiec zwrócił się do swej towarzyszki.
- Niewiele wiem. Nie pamiętam niczego, prócz wędrówki po tej pustyni. Potem spotkałam ciebie i to tyle – odpowiedziała smutno rudowłosa.
- To znaczy, że nie masz rodziny? – zapytał Gin niepewnie. Sam nie wiedział, czemu ale serce biło mu odrobin ę szybciej. Bał się. Czego? Odpowiedzi. Rangiku przez chwilę milczała. Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, jednak nie mogła. Tak bardzo chciałaby mieć kogoś bliskiego, lecz wyglądało na to, że była całkiem sama.
- Nie pamiętam nic. Tego, żebym miała rodzinę również – odpowiedziała po dłuższej chwili. Pociągnęła przy tym nosem. Rozmyślała nad swym losem. Smutny był to los, dopóki nie spotkała Gina.
Kiedy Ichimaru usłyszał odpowiedź, poczuł, jak całe napięcie opada. Ulżyło mu. Ucieszył się, że dziewczynka jest sama. Było to bardzo egoistyczne podejście, jednak nie można się dziwić dziecku, które przez tyle lat było samo. Cieszył się w duchu, iż Rangiku nie ma nikogo. Oznaczało to, że nikt mu jej nie odbierze. Nikt się o nią nie upomni. Niewiele myślał o tym, jak samotna musiała czuć się dziewczynka zanim go spotkała. Dla Gina liczyło się co innego, a mianowicie fakt, iż rudowłosa nie zniknie nagle zabrana przez jakiegoś dorosłego.
- Ale teraz mam ciebie – nieśmiało dodała po chwili niebieskooka, na co Ichimaru uśmiechnął się jeszcze szerzej i odpowiedział jej cichym, pełnym zadowolenia mruknięciem:
- Taa...
Dalej, szli w milczeniu, wciąż trzymając się za ręce. Każde z nich było pogrążone we własnych myślach. Wędrówce towarzyszyły jedynie burczenia, wydobywające się z brzuchów, nasilające się uczucie głodu i pragnienia. Kilka kilometrów przed nimi na horyzoncie zamajaczyły drzewa.
- Rangiku, już prawie dotarliśmy do skraju pustyni! – zawołał szczęśliwy chłopiec. – Na pewno znajdziemy tam coś do jedzenia i picia.
- Pospieszmy się, Gin! – zawołała rozradowana dziewczynka i przyspieszyła kroku. Pomimo zmęczenia i głodu poczuła, jak wstępują w nią nowe siły.
Gdy dotarli na skraj pustyni, poczuli przyjemnie orzeźwiający podmuch wiatru od strony drzew. Z uśmiechami na twarzach weszli w głąb lasu. Gin rozglądał się za czymś, co można byłoby zjeść. Cień rzucany przez drzewa przyjemnie chłodził ich rozgrzane na słońcu ciała, a szumiące liście przyjemnie koiły nerwy. Radosny śpiew ptaków rozchodził się wokoło. Miejsce pełne życia i zieleni było wspaniałą odmianą, która niezwykle cieszyła dwójkę dzieci. Kluczyli między wysokimi drzewami, idąc w stronę, z której przebijało światło. Rośliny były tam rzadsze i niższe. Po kilku minutach stanęli na niewielkiej polanie. Widok, jaki się im ukazał był niewyobrażalny. I Rangiku, i Gin stanęli, jak wryci. Podziwiali niecodzienny widok. Ich oczom ukazała się niewielka polana, za którą rozlewało się wielkie jezioro otoczone drzewami i krzakami. Na łące zaś rosła soczyście zielona trawa, a także niezliczona ilość kolorowych kwiatów. Natomiast jezioro zdawało się być zaczarowanye, promienie słoneczne odgrywały swoją sztukę na tafli wody, która iskrzyła się niczym pogrążona w ogniu zachodzącego słońca. Po dłuższej chwili dało się usłyszeć westchnięcie z ust niebieskookiej.
- Gin, jak tu pięknie...
- Taa... – odparł chłopiec i rozejrzał się dookoła, dostrzegł niedaleko drzewo, na którym czerwieniły się owoce. – Ran, odpocznij tu, a ja pójdę zerwać jabłka – powiedział, wskazując dziewczynce niewysokie drzewo.
Rangiku usiadła na łące i wpatrywała się w wodę. Pomimo, że zawitała już jesień było ciepło.
Po paru minutach obok niej pojawił się Gin z naręczem czerwonych jabłek. Wyglądały wyjątkowo smakowicie. Chłopiec położył je obok rudowłosej i usiadł obok. Podał jej jedno, po czym wziął sobie największe spośród wszystkich i wgryzł się w nie swoje białe drobniutkie ząbki.
- Pyszne. – Uśmiechnął się i dalej jadł owoc. Rangiku poszła za jego przykładem. Jabłka zaspokoiły ich głód, a słodki smak soczystych owoców zrekompensował im długą drogę, jaką musieli przebyć.
- Gin, one są przepyszne – powiedziała niebieskooka z zachwytem, po czym nieśmiało ucałowała chłopca w policzek. – Dziękuję – wyszeptała.
*
Dziękuję za komentarze i za zainteresowanie odświeżoną wersją :) Postaram się dawać kolejne odnowione rozdziały co 2-3 dni :)