Ranek przyszedł stanowczo zbyt wcześnie. Słońce, jak na złość raziło w oczy i nie pozwalało dłużej spać i przespać całego dnia, którego Rangiku wcale nie miała ochoty zaczynać. Bała się stanąć twarzą w twarz z Ginem. Pierwszy raz zdarzyło jej się coś podobnego, modliła się w duchu, by na niego nie wpaść. Jednak wiedziała, że musi coś z tym zrobić i im wcześniej porozmawia z Ichimaru, tym lepiej. Pulsująca, niemiłosiernym bólem głowa, przypominała jej o wczorajszym wieczorze, z którego w rzeczywistości niewiele pamiętała. Jedyne, co utkwiło jej w pamięci to fakt, że jakiś chłopak usilnie próbował się z nią umówić na randkę. Matsumoto usiadła w końcu na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Bałagan. Resztki jedzenia walały się po podłodze, gdzieniegdzie leżały jakieś niezidentyfikowane przedmioty, albo puste już butelki. Rangiku próbowała sobie przypomnieć, jakim sposobem dwie butelki tak się rozmnożyły, gdyż na biurku stało ich nie mniej, jak dziesięć. Wstała, lecz musiała przytrzymać się stolika, gdyż zawrót głowy dał o sobie znać. Chwilę odczekała i spojrzała na Isane, która z twarzą zakrytą kołdrą spała w najlepsze. Zazdrościła jej spokojnego snu, lecz wiedziała, że musi się pozbierać i zobaczyć z Ginem. Musiała go przeprosić. Czuła się potwornie z tym, iż o nim zapomniała. Paskudne wyrzuty sumienia ciągle szeptały jej do ucha najgorsze scenariusze. Kiedy udało się jej w końcu jako tako ogarnąć wyszła z pokoju.
- Ciekawe, gdzie go znajdę – zastanowiła się chwilę i ruszyła do stołówki. – Najpierw muszę się napić i coś zjeść – pomyślała.
Na sali znajdowało się tylko kilka osób, których Matsumoto nie znała. Rozejrzała się nieprzytomnie po stołówce, by na końcu opaść na siedzenie przy niewielkim stoliku. Postawiła przed sobą gorącą herbatę i zaczęła ją powoli sączyć. Rozmyślała nad tym, co powie Ginowi, jednak żadne wytłumaczenie nie wydawało się jej wystarczające.
- Prawda nas wyzwoli – pomyślała i skrzywiła się na myśl o tejże właśnie.
- Gin-sama! – zawołał jakiś chłopak i Rangiku odruchowo obejrzała się w tamtym kierunku. Kilka metrów za nią stał Gin. Wpatrywał się w nią przez chwilę bez uśmiechu, co zrobiło na Rangiku ogromne wrażenie, poczuła się malutka i słaba. Coś ją zabolało i nie była to bynajmniej głowa, tylko obce spojrzenie, jakim obdarzył ją przyjaciel. Wstała, by do niego podejść i porozmawiać, lecz w tej samej chwili chłopak odwrócił się do niej plecami i usiadł obok ucznia, który go zawołał. Matsumoto poczuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Na drżących nogach podeszła do stolika, przy którym siedział Ichimaru i stanęła po przeciwnej stronie tak, by widzieć twarz przyjaciela.
- Gin... – zaczęła ostrożnie. Chłopak podniósł na nią wzrok, który niczego nie wyrażał. Obserwował tylko jej twarz bez słowa. Widział sińce pod oczami, blade policzki i drżące wargi, stała przed nim, jakby oczekiwała na wyrok.
- Gin... – powtórzyła ciszej.
- O co chodzi? – zapytał beznamiętnie.
- Chciałam cię przeprosić i wytłumaczyć – powiedziała.
- Martwiłem się wczoraj o ciebie – rzekł patrząc gdzieś w bok. Wczorajszy wieczór był dla niego jednym z najgorszych w życiu. Kiedy czekanie na Rangiku się przedłużało zaczął się martwić, że coś się stało i ruszył w kierunku jej akademika, by sprawdzić, czy ktoś coś na ten temat wie. Trafił na dziewczynę, z którą widywał czasem Matsumoto i zapytał się jej o koleżankę. Opowiedziała mu ze szczegółami, co takiego zatrzymało solenizantkę w akademiku.
- Ja... – zaczęła, lecz nie dane jej było skończyć.
- Martwiłem się wczoraj o ciebie ostatni raz – przerwał jej, wstając. Na twarz wypełzł mu wymuszony uśmiech. – Mam tylko nadzieję, że impreza urodzinowa się udała – dodał i wyszedł ze stołówki. Rangiku stała w miejscu, nie mogła się ruszyć. Obojętność i ton głosu Gina ją sparaliżowały. Shun, z którym siedział Ichimaru, również wstał i zmierzył Matsumoto wzrokiem.
- Lepiej zostaw go w spokoju – powiedział cicho. – Nie nadajesz się dla niego – szepnął jej do ucha i wyszedł za Ginem.
- Co ty możesz wiedzieć?! – krzyknęła za nim ze łzami w oczach. Shun zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią z pogardą.
- Wiem dużo, więcej od ciebie... I dobrze ci radzę, daj sobie z nim spokój – powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Matsumoto stała przy tym nieszczęsnym stoliku i myślała o Ginie i o tym, jak bardzo musiała go zranić. Powróciły wspomnienia z czasów, gdy mieszkali razem w Rukongai a Ichimaru zostawiał ją samą. Wiedziała, co musiał czuć, lecz wtedy było inaczej. On nic nie obiecywał tak, jak ona teraz. Zacisnęła dłonie w pięści i zdeterminowana wybiegła z sali, by wytłumaczyć wszystko Ginowi. Chciała go przeprosić.
- Zmuszę go, żeby mnie wysłuchał, choćbym miała zrobić to siłą – powiedziała głośno, by umocnić się w tym przekonaniu i aby dodać sobie odwagi.
Gin, gdy wyszedł ze stołówki, skierował się w miejsce, w którym poprzedniego wieczoru był umówiony z Matsumoto. Nie wiedział, czemu przywędrował akurat tutaj. Obojętność wobec Rangiku wiele go kosztowała. W rzeczywistości był przepełniony najróżniejszymi emocjami, z którymi nie potrafił sobie poradzić, dlatego potrzebował samotności i spokoju, żeby wszystko na nowo sobie ułożyć i przemyśleć. Jedno wiedział na pewno.
- Dziś ruszamy na łowy – syknął zadowolony Shinsou.
Ichimaru tylko westchnął i usiadł pod drzewem, opierając się o pień. Starał się nie myśleć o tym, jak bardzo został zraniony przez Rangiku, tylko o zbliżającym się wieczorze. Jednakże obraz Matsumoto, jak natrętna mucha ciągle powracał. Słowa dziadka, które usłyszał w dzieciństwie powróciły niczym echo. Teraz rozumiał, co staruszek mógł mieć na myśli mówiąc, by był bezwzględny zwłaszcza wobec najbliższych, gdyż to właśnie oni mogą nas zranić najbardziej. Od dziecka był odważny, nie lękał się prawie niczego prócz jednej rzeczy. Śmierci. Tylko to go przerażało, dlatego sam zabijał, by nie zostać zabitym.
- To twój instynkt – mruknął Shinsou.
- Nie podsłuchuj moich myśli – odpowiedział cicho.
Usłyszał ciche kroki od strony, z której wcześniej sam przyszedł. Spojrzał na nadchodzącego w pośpiechu Shuna. Przydługie włosy opadały mu w nieładzie na ramiona a za duże ubranie wisiało na nim, sprawiając, że wyglądał wyjątkowo nieporadnie, jednak Gin wiedział, że były to tylko pozory.
- Szukałem cię – powiedział, łapiąc oddech i opierając się dłonią o drzewo.
- To moje drzewo – powiedział uśmiechnięty Ichimaru. – Jak łatwo przywdziać mi tę maskę, coraz łatwiej – pomyślał jednocześnie.
- To przepraszam – mruknął Shun i cofnął rękę.
- Przecież żartowałem, na żartach się nie znasz? – zapytał Ichimaru spoglądając na niego z dołu.
- Nie znam się – odpowiedział chłopak.
- To szkoda...
- Ta dziewczyna... – zaczął Kamiya.
- To nikt taki – wtrącił Gin. – Masz to, o co pytałem?
- Mam – odparł krótko i podał zwitek papieru.
Ichimaru rozwinął go i przyjrzał się rysunkowi, który przedstawiał. Był to plan wielkiego domu, jak i całego obejścia liczącego kilka mniejszych budowli - szczegółowo opisanych na marginesie. W zamyśleniu studiował mapę, gdy podbiegła do nich Rangiku. Łzy zostawiły dwa podłużne ślady na policzkach, które po biegu odzyskały swój kolor. Ichimaru spojrzał na nią zaskoczony.
- Musimy porozmawiać – powiedziała twardo.
- Nie sądzę – odpowiedział Gin.
- Właśnie. Idź sobie paznokcie pomaluj, albo włoski zakręć na wałki – wtrącił pewnie Shun. Ichimaru spojrzał na niego groźnie, choć uśmiech ciągle tkwił na jego bladej twarzy.
- Shun, a podobno nie znasz się na żartach – powiedział.
- E... no bo czasem mnie oświeci – odparł chłopak.
Gin spojrzał na Matstumoto, widział, że jest zdeterminowana i w żaden sposób się jej nie pozbędzie.
-Kamiya, idź sprawdzić, czy cię nie ma na głównym placu, a potem przyjdź i mi powiedz – zwrócił się do chłopaka.
- Ale jak to? – zapytał głupio.
- Zmiataj stąd, ale już! – powiedział Gin, patrząc prosto przed siebie.
- Jak chcesz – mruknął niezadowolony, odchodząc ze spuszczoną głową.
- To jakiś twój sługus? – zapytała Rangiku, ciekawa relacji panujących między jej przyjacielem a tym tajemniczym chłopakiem.
- Powiedzmy...
- Wysłuchasz mnie? – zapytała i przysiadła przed Ichimaru patrząc mu prosto w oczy, które raczył otworzyć.
- Tylko nie mów, że się upiłaś i zapomniałaś – powiedział.
Rangiku spuściła głowę i splotła dłonie na kolanach.
- Czyli jednak? – zapytał Gin.
- Ja naprawdę chciałam się z tobą zobaczyć i opowiedzieć ci o spotkaniu z panią porucznik, jak byłyśmy w cukierni i nawet miałam zamiar pokazać ci prezent, jaki od niej dostałam. Byłam taka szczęśliwa i nie mogłam się doczekać – mówiła. – Jednak, kiedy weszłam do pokoju to tam już wszyscy czekali.
- Oj, biedna... Upili cię i zniewolili – mruknął niby to współczując Gin.
- Nie – Rangiku spojrzała z wyrzutem na przyjaciela. – Nie żartuj sobie ze mnie teraz, nawet nie wyobrażasz sobie, jakiego mam kaca – skrzywiła się nieznacznie i dotknęła palcami skroni.
- Mów dalej cierpiętnico – powiedział Ichimaru.
- Przyszło tyle osób, że aż mnie to na początku przeraziło. Większości z nich nie znałam, ale pomyślałam sobie, że mam jeszcze trochę czasu, więc zdążę ze wszystkim. Tylko, że ktoś przyniósł alkohol i kiedy wznosili toasty za moje zdrowie i śpiewali mi „Sto lat” nie mogłam jako jedyna odmówić i wyjść, prawda? – zapytała retorycznie.
- Ależ oczywiście, że nie – pokręcił przesadnie mocno głową Gin.
- Czas tak szybko mijał, a mi coraz bardziej szumiało w głowie, aż...
- Aż zapomniałaś o mnie – dokończył za nią.
- Gin, wybacz – Rangiku spojrzała na niego smutnymi oczami, które zawsze działały na Ichimaru. Chłopak skrzywił się lekko, gdyż wiedział doskonale, że nie jest w stanie długo się opierać Matsumoto, gdy tak na niego patrzy. Obiecał sobie wcześniej, że nie podda się tak łatwo a jednak coś w nim chciało wybaczyć i powrócić do poprzedniego stanu sprzed tych nieszczęsnych urodzin.
- Nie myśl sobie, że złość mi przeszła – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Czyli wybaczasz? – zapytała uradowana Rangiku.
Ichimaru zerknął na przyjaciółkę, która z nadzieją na niego patrzyła i zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Wtedy właśnie podszedł do nich wysoki brunet, który niewątpliwie był rok lub dwa wyżej. Gin zadarł głowę, by przyjrzeć się przybyszowi.
- Wybaczcie, że przeszkadzam – odezwał się chłopak. – Rangisiu, chciałem ci tylko przypomnieć, że jesteśmy wieczorem umówieni przy wejściu na główny plac – powiedział, odwrócił się i odszedł. Gin poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Wstał i spojrzał na zdezorientowaną Rangiku, która wystraszona patrzyła to na odchodzącego senpaia, to na Ichimaru.
-Rangisiu? – zapytał cicho, na co Matsumoto przeszył dreszcz.
- To nie tak, jak myślisz – powiedziała szybko.
-Rangisiu? Od kiedy inni cię tak nazywają? – zapytał.
- To.. Ja nie wiem, jak... – Starała się usilnie, by przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, lecz pamiętała jedynie, jak ktoś próbował ją zaprosić na randkę.
- Zapomnij – mruknął Gin i machnął z rezygnacją ręką. Miał wszystkiego dość. Jedyne, na co miał ochotę to odreagowanie. Ten wieczór powinien sprostać jego potrzebom i zaspokoić budzący się instynkt.
- Gin! – krzyknęła za odchodzącym chłopakiem.
- Znasz go? – odwrócił się i zapytał krótko. Chciał wiedzieć i jednocześnie bał się uzyskać odpowiedź. Zrobił to odruchowo, lecz teraz czekał.
- Wczoraj go poznałam – powiedział prawdę.
- Czyli naprawdę świetnie się bawiłaś beze mnie – powiedział. – Ach i zapomniałbym, wszystkiego najlepszego! – zawołał i odszedł.
Matsumoto już za nim nie pobiegła, tylko dusząc w sobie szloch, biła pięścią w ziemię. Nie mogła za nim teraz podążyć, wiedziała bowiem, że żadne słowa nie dotarłyby do Gina. Poza tym jej wytłumaczenie nie brzmiałyby za dobrze, tylko jak wymyślone tylko po to, by się usprawiedliwić. Rangiku najbardziej bała się tego, że chłopak obraził się na dobre i nigdy jej tego nie wybaczy.
- Ale czego? – zastanowiła się nagle. – Już prawie mi darował. Dlaczego tak nagle się wściekł, kiedy chodziło o tego chłopaka? – zapytała sama siebie. – Przecież to, czy z kimś się umawiam czy nie, nie powinno go tak denerwować. To moje życie i ja decyduję, co robię i z kim – powiedziała na głos i ruszyła w stronę akademika. Otarła łzy i poklepała dłońmi w policzki, wzięła kilka głębokich oddechów i podjęła decyzję. Postanowiła spotkać się z tym senpaiem, choćby po to, by pokazać Ginowi, że nie może on dyrygować jej życiem.
- Jestem wolna i mam prawo umawiać się na randki – pomyślała, wchodząc do pokoju. – A tej srebrnej małpie nic do tego.
Po południu, w dwóch pokojach, trwały żywe przygotowania do jakże różnych przedsięwzięć. Matsumoto, w towarzystwie koleżanek, szykowała się na pierwszą randkę w swoim życiu i choć nie znała chłopaka, z którym była umówiona, to była podekscytowana samym faktem wyjścia. Dziewczęta wraz z nią chichotały i próbowały różnych kosmetyków. W pokoju Rangiku słychać było śmiech, a w powietrzu unosił się zapach nowych perfum, sprezentowanych przez koleżanki z okazji urodzin. Natomiast w innym pokoju, w męskim akademiku, siedział Gin a naprzeciwko niego Shun, który przyglądał mu się z podziwem. Ichimaru wyciągnął swoją krótką katanę i położył ją sobie na kolanach. Przetarł dłonią ostrze tak, że na palcu pojawiła się kropla krwi. Chłopak usłyszał w umyśle pomruk zadowolenia Shinsou, który nie ukrywał tego, jak smakuje mu krew.
- Jesteś przerażający – pomyślał Gin, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jaki pan, taki kram – odparł lis.
- Weźmiesz mnie ze sobą? – zapytał z nadzieją w głosie Kamiya.
- My nie bierzemy żadnych balastów, działamy sami – odparł Gin, wstając.
- My? – zapytał zdziwiony chłopak.
- Tak, my. Ja i Shinsou – odparł i spojrzał na broń trzymaną w dłoni.
- To znaczy, że znasz jego imię? – zapytał z podziwem Shun.
Ichimaru tylko uśmiechnął się do niego, potakując głową i otworzył drzwi. Do ciemnego pokoju wpadł snop światła z korytarza, oświetlając postać stojącą w drzwiach. Oczy błysnęły niebezpiecznie nim drzwi z cichym skrzypnięciem zamknęły się za Ginem.